Wesprzyj Kontakt

6 minuty czytania  •  05.12.2023 14:03

Zanagate. Wujek Czarnka miał pomóc politykowi PSL uratować 1,3 mln zł

Udostępnij

Wuj Przemysława Czarnka miał skontaktować prominentnego polityka PSL z politykiem PiS, ówczesnym wojewodą. W ten sposób miały być rozwiązane finansowe problemy z rozbudową Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej. Kolejna odsłona jednej z najgłośniejszych afer ostatnich lat w Lublinie.

Oskarżonymi w tej sprawie są były przewodniczący Rady Miasta Lublina Piotr Kowalczyk i dwóch przedsiębiorców. Przed sądem zeznawał już m.in. sam prezydent miasta, Krzysztof Żuk a wszystko to dotyczy głośnej akcji CBA „Chryzantema”.

Wieżowiec za milion

W grudniu 2019 CBA wydało lakoniczny komunikat o zatrzymaniu kilku osób podczas spotkania w Lublinie. Mieli rozmawiać o 1 mln zł łapówki za ułatwienie budowy potężnego biurowca w okolicy ul. Zana. Od rana dziennikarze starali się ustalić, kogo zatrzymano. Kilka godzin później padało nazwisko Piotra Kowalczyka.

Wczoraj trzech z podejrzanych mężczyzn spotkało się po południu w celu podpisania umowy na wykonanie wszelkiej dokumentacji umożliwiającej przeprowadzenie inwestycji. Natomiast w kosztach umowy została ujęta wcześniej uzgodniona kwota korzyści majątkowej. Wszyscy zostali zatrzymani przez agentów CBA w chwili podpisywania umowy. Czwarta osoba została zatrzymana w miejscu zamieszkania” – podało wówczas CBA.

Agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego weszli do siedziby spółki byłego przewodniczącego Rady Miasta Lublin, bliskiego współpracownika i znajomego prezydenta Krzysztofa Żuka. Zatrzymano także właściciela biura projektowego Adama M. oraz pośrednika w obrocie nieruchomościami Macieja Sz. i Mariusza P., kuzyna ówczesnego wojewody Przemysława Czarnka (PiS).

Przed sądem śledczy starają się dowieść, że od potencjalnego inwestora (w tej roli agent CBA działający pod przykrywką) za załatwienie zgody na budowę pierwszego w Lublinie prawdziwego drapacza chmur przy ul. Zana oskarżeni zażądali miliona złotych (kwota ta miała zostać wpisana w umowę na prace projektowe), powołując się przy tym na wpływy w urzędzie miasta i u wojewody.

Wcześniej, bo 10 października 2019 roku, w gabinecie prezydenta Lublina spotkali się oskarżeni (jako partnerzy biznesowi inwestora) i ówczesna dyrektorka Wydziału Architektury i Budownictwa Urzędu Miasta. Ewa B. wtorek zeznawała dziś przed sądem. Nie zgodziła się na upublicznienie swoich danych i wizerunku.

Telefon od sekretarki prezydenta

Ewa B. zeznała, że miała w obowiązkach spotykanie się z projektantami i inwestorami, którzy chcieli rozwiać wątpliwości planistyczne dotyczące ich przedsięwzięć. – Dostałam telefon z Kancelarii Prezydenta, od jednej z sekretarek, że będzie spotkanie w sprawie inwestycji przy ul. Zana – mówiła, wspominając zaproszenie na rozmowę w 2019 roku. B. nie wiedziała dokładnie, czego spotkanie ma dotyczyć, ale mniej więcej orientowała się, że chodzi o teren przy sklepie Komfort.

Inwestor chciał się dowiedzieć, jakiej wysokości budynek może postawić. Zależało mu na bardzo wysokim biurowcu, który by się wyróżniał w mieście.Jak we Wrocławiu – wspominała była dyrektor.

Problemem jednak w tym miejscu był nieprecyzyjny plan zagospodarowania. Powstał lata temu i nie ma w nim określonej maksymalnej wysokości dla takich obiektów. Ewa B. nie mogła jednak pomóc. Nie mogła podać wymiarów. Nie pomagało to, że agent – inwestor nie miał sprecyzowanych planów.

Nie było wstępnej koncepcji – zeznała była urzędniczka.

Dlatego B. powiedziała, że w takich sytuacjach zasięga opinii Miejskiej Komisji Urbanistyczno- Architektonicznej. To specjalne ciało złożone z ekspertów, które może ocenić czy przedstawiony projekt inwestycji nie burzy ładu przestrzennego. Ewa B. zaznaczyła, że zasięgnięcie opinii nie jest kwestią formalną, obowiązkową a opinia wcale nie przesadza o wydaniu zgody na inwestycję. Ale pomaga podjąć decyzję.

Na spotkaniu u prezydenta żadna decyzja co do wieżowca nie zapadła. Inwestor miał przedstawić jakieś konkretniejsze plany. Ale potem ani z nim, ani z innymi oskarżonymi dyrektorka nie miała już kontaktu. – Z prasy się dowiedziałam, że to nie był prawdziwy inwestor – dodała Ewa B.

Zeznała także, że podczas spotkania, ani później, Piotr Kowalczyk nie wymagał od niej jakichś wstępnych zgód czy decyzji. – Nikt nie naciskał – mówiła, ale dodała, że podczas spotkania ze strony Kowalczyka padło pytanie: Jak inwestor ma wiedzieć, co ma budować, skoro nie można ustalić wysokości – tak powiedziała przed sądem.

Opór społeczny

Z akt sprawy wynika, że Piotr Kowalczyk miał zadbać o przełamanie „oporu społecznego”, który mógłby towarzyszyć budowie wieżowca. Ewa B. twierdzi, że o takich działaniach w jej obecności nie było mowy. Ale wie, co trzeba rozumieć pod tym pojęciem: – Ludzie protestują, nie wiedząc do końca co to za inwestycja. Spotykamy się, wyjaśniamy. Były to czasami spotkania z zastępcą prezydenta. Często te wyjaśnienia zmieniają obraz życia – tłumaczyła. i uściśliła, że chodzi o działania informacyjne, wskazujące jakie korzyści z danej inwestycji płyną dla miasta i mieszkańców.

Kuzyn Czarnka i kopalnia

We wtorek zeznawał także Arkadiusz Bratkowski. To polityk PSL, były członek zarządu województwa. Przyznał, że zna Piotra Kowalczyka oraz innego oskarżonego – Mariusza P. Poręczył za nich, gdy zostali aresztowani, bo Bratkowski „zna ich z dobrej strony”.

Postacie Bratkowskiego i P. są w tej sprawie ważne. Cała sprawa, a także działania podsłuchowe, miały zacząć się od tego, że P. miał dostać 20 tys. zł łapówki za załatwienie przedsiębiorcy z okolic Puław koncesji na wydobywanie piachu. On z kolei miał surowiec sprzedawać firmom budującym drogi. Problem w tym, że kopalnia piachu miałaby się znajdować terenie Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego.

Mariusz P. za 20 tys. plus 10 tys. zł po załatwieniu sprawy miał zadbać o zgodę na wydobycie piachu. P. miał interweniować u Arkadiusza Bratkowskiego. Z interesu nic nie wyszło. Kiedy doszło do spotkania polityka PSL z P. i puławskim przedsiębiorcą, Bratkowski miał być zaskoczony tematem rozmowy.

Potem przedsiębiorca wysłał Bratkowskiemu sms z pytaniem o sprawę i o to czy „napoczął tort”.

– „Nie częstował mnie żadnym ciastkiem” – odpowiedział także sms-em Bratkowski.

Co ważne, Mariusz P. to wuj Przemysława Czarnka. Mieszkają blisko siebie w Lublinie. P. miał powszechnie chwalić się tą znajomością. Miał przekonywać, że ma wpływy i może załatwić dużo.

I zeznania Arkadiusza Bratkowskiego pokazują, że tak mogło być.

Problem ze szpitalem

Trzeba jednak cofnąć się do 2016 roku. Właśnie trwa rozbudowa Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej. Nie idzie gładko. Nagle czeska firma Block schodzi z budowy. Właśnie w COZL poznali się Bratkowski i P. Wuj Czarnka miał dobry kontakt z czeską firmą. I zaoferował się rozwiązać kłopoty. Chodzi o to, że szpital zapłacił Block 1,3 mln zł za prace, które faktycznie nie zostały wykonane. Gdy wyszło to na jaw, pojawiła się groźba, że samorząd województwa będzie musiał zwrócić pieniądze do budżetu państwa.

Arkadiusz Bratkowski przyznał, że poznał Mariusza P. przy rozbudowie szpitala onkologicznego.

W 2017 roku byłem członkiem zarządu województwa odpowiedzialnym za służbę zdrowia – przypomniał przed sądem Bratkowski. – Pan P. był w bardzo dobrych relacjach z wojewodą Przemysławem Czarnkiem. A wojewoda, jako reprezentant rządu w terenie, chciał zwrotu tych pieniędzy do budżetu państwa. Pomagał mi dostać się do pana wojewody – zeznał Arkadiusz Bratkowski.

Czy ten plan się udał? To na rozprawie nie zostało wypowiedziane.

Potem Bratkowski z P. się jeszcze kontaktował, ale „współpracy nie było”.

Na pytanie, czy w zarządzie województwa zajmował się takimi sprawami jak koncesje na wydobycie piasku, Bratkowski podkreślił, że zajmował się ochroną zdrowia. – Żaden ze szpitali nie wydobywa piachu – orzekł.

Po wybuchu afery Przemysław Czarnek wiele razy podkreślał, że Mariuszem P. jest skonfliktowany i kontaktuje się z nim wyłącznie w sprawach rodzinnych.

Kolejna rozprawa w styczniu.

Na zdjęciu: Ewa B. zeznaje przed sądem. W 2019 roku była dyrektorką Wydziału Architektury i Budownictwa Urzędu Miasta Lublin. Na początku 2022 r. przeszła na emeryturę. Zbiegło się to z reorganizacją w urzędzie – wydawanie tzw. wuzetek przeniesiono do innego wydziału.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powiązane artykuły

5 minut czytania

05.12.2024

Administratorowi się nie chce, deweloper się nie poczuwa. Ludzie walczą o drzewo od wiosny

„Krótka historia o tym, jak deweloper zajeździł piękne drzewo i…

5 minut czytania

20.11.2024

70-metrowa wieża przy al. Kraśnickiej. Kolejny deweloper sięga po plan B

Aż 18 kondygnacji może mieć biurowiec, który planuje na rogu…

5 minut czytania

26.10.2024

Historia jednego komentarza, czyli dlaczego prezes TBV kopał w krzesła i ile oszczędził na podatku od górek czechowskich

Na sformułowania „TeBeWał” i „debilny sposób” prezes deweloperskiej spółki Wojciech…

3 minuty czytania

17.10.2024

Urbanista Andrzej Link: Romuald Dylewski nigdy nie projektował zabudowy górek czechowskich

– To jest niedorzeczne. Jak macie taki projekt to go…

5 minut czytania

07.10.2024

Kolejny moloch na kilkaset mieszkań na wynajem. Przy Arenie Lublin

Plany dewelopera jak na lubelskie warunki są dość zaskakujące –…

4 minuty czytania

04.10.2024

Mieszkańcy przegrali batalię z lex deweloper. Ale zapowiadają, że to nie jest koniec bitwy

Zgoda na budowę wieżowca przy u. Północnej nie narusza prawa…

4 minuty czytania

01.10.2024

Wspólny Lublin umacnia się w Ratuszu. Superdyrektorką zaufana Piotra Kowalczyka

To będzie wielki powrót z emerytury. Pięcioro kandydatów ubiegało się…

6 minut czytania

29.09.2024

Człowiek, który zaplanował Lublin: Mam wrażenie, że miasto jest w rękach deweloperów

– To napad na jakość życia w mieście – tak…