Wesprzyj Kontakt

6 minuty czytania  •  16.01.2024 19:47

Zanagate. O człowieku, „który wszystko załatwi”. Albo u wicemarszałka, albo u swojego kuzyna Czarnka

Udostępnij

Gdy przedsiębiorca, który za 30 tys. zł łapówki chciał załatwić sobie koncesję na wydobycie piachu, nie mógł odzyskać pieniędzy, w desperacji napisał wiadomość do Przemysława Czarnka. Odpowiedzi nie dostał, ale dostał telefon z CBA.

We wtorek przed Sadem Rejonowym Lublin-Zachód zeznawał świadek Jacek Irauth, przedsiębiorca spod Puław. Jego pojawienie się na sali rozpraw ma związek z pobocznym wątkiem szeroko przez nas opisywanej afery Zanagate, w którym jednym z oskarżonych jest były przewodniczący Rady Miasta Lublin Piotr Kowalczyk oraz dwaj przedsiębiorcy Mariusz P. i Adam M. Według aktu oskarżenia w zamian za 1 mln złotych łapówki, powołując się na swoje wpływy m.in. w instytucjach samorządowych, mieli załatwić pozwolenie na budowę wysokościowca przy ul. Zana w Lublinie.

20 tys. zł w kopercie, w pizzerii

Znam, niestety znam – tak zaczął swoje zeznania Irauth, gdy sędzia Bożena Dzimira-Rzepkowska zapytała go, czy zna oskarżonego Mariusza P.

Przedsiębiorca opowiedział swoją historię znajomości z P. Chciał zarobić pieniądze na kopalni piachu, którą planował uruchomić na 3-hektarowej działce w gminie Żyrzyn. Kruszywo miał sprzedawać na trwającą wówczas budowę drogi ekspresowej S17. Liczył, że dzięki temu zarobi 2,5 mln zł. Przebitka szykowała się duża, bo działka kosztowała 45 tys. zł.

Okazało się jednak, że parcela leży w obszarze chronionym, na terenie Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego i z tego powodu nie mógł uzyskać koncesji na wydobycie piachu w takiej ilości, która zapewniłaby mu spodziewany zysk. 2017 rok był ostatnim, w którym mógł sprzedać piach pod budowę ekspresówki. Szukał więc wyjścia z patowej dla niego sytuacji i wtedy dotarł do człowieka w Lublinie, który – jak to określił – „wszystko może, wszystko załatwia, wszędzie ma układy itd., jest wszechmocny.” Tym człowiekiem był właśnie Mariusz P. – jeden z oskarżonych w aferze Zanagate (dziś nie było go na sali rozpraw).

Spotkałem się z nim w Lublinie – zeznał przedsiębiorca. – Nawet mu wytłumaczyłem, że działka jest na terenie chronionym i nie załatwi tej sprawy, nie ma takiej opcji. Ale on się uparł, że załatwi na 100 procent. Zaproponował 30 tys. za załatwienie tej sprawy. Po tygodniu zadzwonił do mnie, że był u marszałka (chodziło o ówczesnego wicemarszałka Arkadiusza Bratkowskiego z PSL – red.) i że będzie załatwione. Stwierdziłem, że przywiozę 20 tys., a jak mi załatwi ten papier (koncesję – red.) to dopłacę 10 tys. i się zgodził.

Do przekazania pieniędzy, gotówką w banknotach po 100 zł w kopercie, doszło w pizzerii Seromania przy ul. Chopina w Lublinie.

Zeznania składał dziś świadek Jacek Irauth (Fot. Krzysztof Wiejak)

Pic na wodę, fotomontaż

Ale do załatwienia obiecanego zezwolenia nie dochodziło. Przedsiębiorca zaczął się niepokoić, że może nie odzyskać pieniędzy. Przypadkowo spotkał P. w restauracji Lokomotywa w Lublinie „jak jadł śniadanko”. – Strasznie cisnąłem, żeby oddał pieniądze – mówił w sądzie Irauth. Potem wielokrotnie dzwonił do niego w sprawie zwrotu zaliczki za załatwienie koncesji. – Zaprosił mnie pod Urząd Marszałkowski, że pójdziemy do marszałka (Bratkowskiego – red.) – kontynuował świadek. – Weszliśmy do gabinetu. Wyglądało, że pan marszałek o niczym nie wie. Wtedy zrozumiałem, że to jest pic na wodę, fotomontaż.

Tę wersję podczas poprzedniej rozprawy potwierdził sam Bratkowski, który stwierdził, że sam był zaskoczony tematem spotkania. Później jeszcze przedsiębiorca wysłał do wicemarszałka SMS z pytaniem o sprawę koncesji i czy „napoczął tort”. – P. nie częstował mnie żadnym ciastkiem – odpisał mu Bratkowski.

Prokurator Norbert Kudyk (na zdjęciu poniżej), który sformułował akt oskarżenia w sprawie Zanagate, dopytywał świadka, czy P. powoływał się na inne osoby.

Tak, jak wyszliśmy od marszałka to sytuacja była niewygodna dla niego (Mariusza P.). Jak zorientował się, że ja widzę, że to jest ściema, to że załatwimy to, że pójdziemy do wujka Czarnka. Informował mnie, że Czarnek jest jego wujem. Ale na odwrót chyba jest (w rzeczywistości to P. jest wujem dla Czarnka – red.).

Według świadka w sprawie koncesji jednak nic się nie wydarzyło, choć P. zapewniał go, że cały czas coś załatwia. Potem kontakt miał się urwać. Zdesperowany przedsiębiorca postanowił więc napisać w listopadzie 2019 roku do Przemysława Czarnka na komunikatorze internetowym. Wiedział, że polityk PiS w przeszłości prowadził wspólnie z P. firmę. Chodziło o założoną w 2001 roku spółkę Mediterran Travel, w której P. był prezesem, a Czarnek wiceprezesem, a obaj byli wspólnikami. Spółka została wykreślona z rejestru KRS w 2020 roku, ale sam Czarnek utrzymuje, że swoją aktywność w tej spółce zakończył w 2005 roku.

Stwierdziłem, że napiszę od niego z taką prośbą, czy ma jakiś wpływ na swojego kuzyna, żeby mi oddał pieniądze. Nie dostałem odpowiedzi. Potem po dwóch dnia dostałem zaproszenie na Glinianą (w Lublinie przy tej ulicy jest delegatura Centralnego Biura Korupcyjnego – red.). I wtedy było pytanie (od agentów – red.), po co ja pisałem do Czarnka? – mówił świadek. Tak, według niego, został wplątany w całą aferę.

Prokurator Norbert Kudyk (Fot. Krzysztof Wiejak)

Odbiłem się od ściany

Dziś zeznawał również Tomasz K., przedsiębiorca z branży deweloperskiej z Lublina. Potwierdził, że zna oskarżonych. – Z Adamem M. tylko i wyłącznie zawodowo przy projektowaniu jednej inwestycji – Dolna 3 Maja – która nie doszła do skutku. Pana Kowalczyka spotkałem kilka razy, byłem u niego, jak pracował w Ratuszu, jako przewodniczący Rady Miasta, w sprawach zawodowych, które mnie dotyczyły. Pan Kowalczyk reprezentował wtedy gminę Lublin – zeznał świadek.

Z kolei Mariusza P. znał prywatnie, ale od lat nie utrzymuje z nim żadnych kontaktów. – Rozeszły się nasze drogi – mówił Tomasz K. Z kolei Maciej Sz. (jedyny z oskarżonych, który dobrowolnie poddał się karze) był u niego kilka razy w sprawie pośrednictwa zakupu gruntów.

Sędzia Bożena Dzimira-Rzepkowska odczytała wcześniejsze zeznania świadka. Wynika z nich, że kontakty przedsiębiorcy z P., który miał dla niego wyszukiwać grunty pod inwestycje, urwały się, gdy ten nie oddał pożyczonych pieniędzy. Było nawet prowadzone w tej sprawie postępowanie sądowe. – Ale do tej pory pożyczki nie oddał, bo nie ma z czego – zaznaczył Tomasz K.

Biznesmen opowiedział też przed sądem o jego kontaktach z Kowalczykiem. Poznał go w czasie, gdy był przewodniczącym Rady Miasta. – Wtedy byłem w jego gabinecie w Ratuszu z prośbą, by pomógł mi odebrać (w rozumieniu uzyskania decyzji administracyjnej – red.) budynek przy ul. Laurowej. Byłem wtedy w Ratuszu trzy razy. Odbiłem się od ściany, nie uzyskałem od niego pomocy. Nie przejawiał dobrej woli w tej sprawie – zeznał Tomasz K.

Kolejna rozprawa ma się odbyć 19 lutego.

Na zdjęciu powyżej: Piotr Kowalczyk (drugi z lewej) oraz obrońcy oskarżonych: Piotr Kryczka, Marek Chołdzyński, Andrzej Latoch (Fot. Krzysztof Wiejak)

Na zdjęciu głównym: – Że może załatwić wszystko – tak o jednym z oskarżonych w głośnej aferze Zanagate mówił dziś przed sądem jeden ze świadków. Chodziło o Mariusza P., kuzyna Przemysława Czarnka (Fot. Krzysztof Wiejak)

2 odpowiedzi na “Zanagate. O człowieku, „który wszystko załatwi”. Albo u wicemarszałka, albo u swojego kuzyna Czarnka”

  1. kronikidewelorozwoju pisze:

    „Kolejna rozprawa ma się odbyć 19 lutego.”
    A czy ta data nie koliduje z terminami Obozu Sekcji Dewelo-Narciarskiej w Dolomitach? Na szczęście mamy aeroP0rt i w razie co P0dejrzany w razie zdąży obrócić prywatnym czarterem w 1 dzień, nie tracąc udziału w żadnym apres-ski, podczas których ustalane są sprawy tak istotne dla dewelo-rozwoju. A nuż w razie nieobecności jakiś inny dewelo-buraczek spróbowałby zająć miejsce best-frienda?

  2. kronikidewelorozwoju pisze:

    PS. Jakoś akurat nie mogę wykrzesać choćby odrobiny współczucia dla Pana Jacka „Przedsiębiorcy”, którego „wuj C” naciągnął bez mydła na 30k. Plan otwierania kopalni piasku na terenie Parku Krajobrazowego, którego granice są doskonale zdefiniowane i znane każdemu zainteresowanemu, to podobny typ byznesu, jak kupno terenów zieleni z zamiarem zagospodarowania ich „akademikami”, w czym specjalizują się dewelo-buraczki rozdające karty w Dziadogrodzie.
    Filozofia jest ta sama; różnica leży tylko w skali – kopacz piasku marzył o 2 mln zarobku, podczas gdy aspiracje niektórych dewelo-buraczków zaczynają się od 200 mln wzwyż i dlatego może ci drudzy podchodzą do tematu z większą dbałością o wybór „partnerów”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *