Wesprzyj Kontakt

3 minuty czytania  •  11.08.2023 14:44

Kot w plecaku i wrzeszcząca policjantka. Jak Lublin poradził sobie z wielką ewakuacją

Udostępnij

250 kilogramów ważyła bomba, przez którą mieszkańcy Lublina musieli na kilka godzin opuścić domy. Wielu ludzi było zdezorientowanych i nie wiedziało co się dzieje.

O tym, że nie będzie prosta operacja świadczył jej rozmiar. Po znalezieniu pocisku w czwartek na placu budowy bloków przy ul. Wrońskiej, miasto zarządziło ewakuację obszaru, na którym mieszka 14 tys. osób. Granicę strefy ewakuacji wyznaczyły ulice oraz rzeki: od zachodu rzeki Bystrzyca i Czerniejówka do ul. Pawiej, od południa ul. Pawia i Długa, od wschodu ul. Krańcowa, Witosa i ul. Krzemionki oraz Przyjaźni do rzeki Bystrzycy.

Na granicy strefy wyznaczono trzy punkty, z których darmowe autobusy zabierały mieszkańców na Arenę Lublin czy do domu pomocy społecznej. Na przystanek przy ul. Krańcowej taki autobus zajechał kilka minut przed godziną 7. Wtedy właśnie miała się zacząć 3-godzinna akcja ewakuacyjna

Godzina 6 rano

Już około 6 rano widać było, że nie do wszystkich dotarła informacja o potrzebie opuszczenia domów. Ludzie szli do pracy, na zakupy, wyprowadzali psy. Wielu miało żal, że o akcji dowiedziało się przypadkiem od znajomych.

Nie mam internetu – mówiła nam pani sprzedająca na targu przy Krańcowe. Jak każdego dnia zaczęła handel, a o tym, że o godzinie 11 będzie musiała wyjechać powiedziały jej klientki. – Żadnego komunikatu nie było. Nikt nic nie wie – narzekała pani kupująca warzywa.

>>>Poranek z ewakuacją<<<

Ale inni przyznają, że w czwartek wieczorem między blokami jeździła policja i przez głośniki wygłaszała komunikat. – Raz przejechał radiowóz. Co to ma być? – narzekała kolejna kobieta.

Gdzie te sms-y?

W piątek rano po blokach zaczęli chodzić strażnicy miejscy. Pukali do mieszkań. Mówili, że trzeba je opuścić. Im bliżej godziny 11, tym bardziej było nerwowo. Tym bardziej że pierwsze komunikaty wskazywały, że ruch zostanie wstrzymany o godzinie 11.30, tymczasem stało się to godzinę wcześniej. OD godz. 10 do strefy zagrożenia nie mógł wjechać żaden pojazd prywaty.

Pani Magdalena jechała samochodem akurat do lekarza. Na skrzyżowaniu Pogodnej i Krańcowej zatrzymała ją policjantka. – Zaczęła krzyczeć, że tu nie można. Kazała zawracać na skrzyżowaniu – opowiadała nam kobieta, która zaczęła tłumaczyć, że nie ma nigdzie żadnej informacji, że droga jest zamknięta. – Dalej krzyczała i nie odpowiedziała na pytanie, gdzie mam jechać. Odwróciła się i tyle. Potem dostałam do ręki ulotkę o ewakuacji. Cholera jasna, to potrafią wysyłać sms-y o nadchodzącej burzy, a kiedy zamyka się jedną czwartą miasta to nie można? – irytuje się.

>>>Arena Lublin. Tłumów nie ma. Ludzie pojechali przeczekać gdzie indziej<<<

Ludzi zaskoczonych było więcej. Narzekali, że zostali informacjami zaskoczeni. – Poszedłem rano do sklepu i kupiłem sześć chlebów, bo jak to wielka bomba, to szybko to pójdzie. Jadę na działkę. Miałem jechać w sobotę, ale, cholera, nie ma co czekać – mówił nam jeden z mężczyzn wychodzących z wypakowaną siatką ze sklepu.

Tak, to jest kot – tak pani Monika odpowiadała gdy ludzie omiatali spojrzeniami jej plecak, z którego dochodziło miauczenie. – Rano się dowiedziałam z internetu. Zadzwoniłam od razu do siostry, czy jest w domu. Spakowałam kota i jedziemy na Czechów – tłumaczyła kobieta.

Okazuje się, że jeszcze w czwartek wojewoda lubelski był gotowy zaangażować w akcję Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, które wysyła sms-y informujące o zagrożeniu. Taką propozycję przedstawiono miejskiemu sztabowi zarządzania kryzysowego. Ale sztab odmówił. – Mieli własne sposoby. Zaangażowali w akcję policję i samochód z głośnikami. Zależało im na bezpośrednim kontakcie z mieszkańcami i nie chcieli wywołać paniki. Nie chcieliśmy im burzyć tej metody – mówi Jawnemu Lublinowi wojewoda lubelski, Lech Sprawka.

Po godzinie 14 Urząd Miasta powiadomił o zakończeniu akcji saperskiej. Mieszkańcy mogli wrócić do swoich domów. Z punktów tymczasowego pobytu miały ich zabrać darmowe autobusy.

Bomba z ulicy Wrońskiej ma zostać zabrana na poligon wojskowy w Nowej Dębie i tam zdetonowana.

Na zdjęciu strażnicy miejscy informujący mieszkańców o ewakuacji (fot. UM Lublin)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *