Wesprzyj Kontakt

4 minuty czytania  •  25.01.2024

76 zł miesięcznie – na tyle miasto wycenia pracę dzielnicowych radnych

Udostępnij

Podczas czwartkowej sesji Rady Miasta Lublin zapadnie decyzja o podwyżce diet dla członków lubelskich Rad Dzielnic. To efekt petycji Fundacji Wolności, która jeszcze w ubiegłym roku apelowała o zmiany. Propozycja miasta nie podoba się dzielnicowym radnym.

Jest ich ponad 420. Trochę więcej mężczyzn, przeciętnie w wieku 51 lat. Członkowie i członkinie Rad Dzielnic – bo o nich mowa – tworzą najniższy szczebel samorządu. Obradują co miesiąc, dyskutują o problemach swojej najbliższej okolicy i potrzebach mieszkańców. Mają do dyspozycji także pieniądze. To tzw. rezerwa celowa, która od tego roku po 300 tys. zł na każdą dzielnicę. Doradzają prezydentowi i Radzie Miasta. Piszą wnioski i chodzą do urzędu w celu załatwienia spraw ważnych dla ich dzielnicy. Ale radni dzielnicowi to też te osoby, do których w pierwszej kolejności przychodzą mieszkańcy aby zgłosić zepsutą ławkę, dziurawy chodnik, problem z parkowaniem.

Każdemu więcej, ale nie im

Za swoją pracę dzielnicowi radni dostają dietę, która ma pokryć koszty i zrekompensować poświęcony czas. Nie są to duże pieniądze. Od 2019 roku comiesięczne diety wynoszą odpowiednio

  • 912 zł dla przewodniczącego zarządu
  • 411 zł dla przewodniczącego rady
  • 250 zł dla sekretarza zarządu
  • 53 zł dla członków rady.

Od 2019 roku diety są na tym samym poziomie. Mimo że w tym czasie sami radni miejscy zaczęli zarabiać lepiej. Ich diety wzrosły z 2500 zł do 4300 zł. Kwoty wypłacane członkom miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych też poszły w górę (rosną wraz z płacą minimalną). Dziś za obecność takiej komisji radny dostaje aż 424 zł za każde posiedzenie. W 2019 było to 225 zł.

Rada Miasta petycję odrzuca

W 2023 roku Fundacja Wolności zwróciła się do Rady Miasta z petycją o podwyższenie diet dla członków Rad Dzielnic o 50 procent. Radni odrzucili petycję, choć przyznali, że diety należy podnieść. Zwrócili się nawet do prezydenta o to, by on sam zaproponował podwyżki.

Prezydent przygotował własne rozwiązanie i zorganizował spotkanie w ratuszu z przewodniczącymi Zarządów Dzielnic. Efektem tych prac jest projekt uchwały w sprawie podwyższenia diet, którym zajmą się w czwartek (25 stycznia) radni. Prezydent proponuje podwyżkę o 41 procent. Dzięki temu przewodniczący zarządu mógłby otrzymać 1293 zł, przewodniczący rady 583 zł, sekretarz zarządu 355 zł a pozostali członkowie po 76 zł.

Za mało i źle podzielone

Propozycja prezydenta nie wzbudza entuzjazmy wśród społeczników. – Na zwołanym Konwencie dla Przewodniczących Zarządów i Dzielnic w grudniu urząd miasta zaproponował zmianę zasad liczenia diet dla Przewodniczących i członków Rad Dzielnic polegającą na zmianie podstawy liczenia od najniższej krajowej. Uważam, że to był dobry pomysł pod warunkiem zachowania odpowiednich proporcji – mówi Lidia Kasprzak-Chachaj, przewodnicząca Rady Dzielnicy Za Cukrownią.

Przypomnijmy, że do 2019 roku dietę o równowartości płacy minimalnej otrzymywał tylko przewodniczący zarządu dzielnicy. Z uwagi na to, że był jedyną osobą, która otrzymywała dietę oraz wobec szybkiego wzrostu płacy minimalnej postanowiono to zmienić, rozdzielając kwotę diety pomiędzy wszystkich członków rady.

– Bardzo kibicowałam pomysłowi, żeby tę dietę podzielić procentowo według pełnionej funkcji i tak też się stało. Przypomnijmy, że w 2019 najniższe wynagrodzenie wynosiło 2250 zł, a obecnie jest 4242 zł, czyli nastąpił wzrost o 88 proc. – mówi nam Kasprzak-Chachaj.

Zwraca też uwagę, że na Konwencie Przewodniczących Zarządów Dzielnic zaprezentowano inny projekt.

– Była ożywiona dyskusja, a później ktoś zdecydował, że zostaje po staremu. Sumując zaproponowane obecnie podwyżki przy założeniu, że Rada Dzielnicy liczy 15 członków, to wychodzi 3143 zł, czyli pierwotna zasada rozbicia najniższej krajowej na wszystkich członków została złamana. Uważam, że jest to nieuczciwe wobec Rad Dzielnic – mówi dzielnicowa radna. – To jak funkcjonują rady, w dużej mierze zależy od przewodniczących, dlatego ich diety powinny być w pewnej mierze rekompensatą za czas, jaki poświęcają na sprawne funkcjonowanie rad oraz spotkania z mieszkańcami i pomoc w rozwiązywaniu problemów. Bo to my jesteśmy pierwszymi osobami, do których zwracają się ludzie z prośbą o pomoc – tłumaczy.

„Ujmujące powagi”

W podobnym tonie wypowiadają się inni. Jacek Skiba, przewodniczący zarządu dzielnicy Hajdów-Zadębie zwraca uwagę na niskie stawki dla członków rad, którzy nie pełnią żadnych funkcji.

– Działalność członka rady nie jest ograniczona tylko do jednego dwugodzinnego spotkania w miesiącu. Członkowie Rad Dzielnic „bez teki” wnoszą uwagi w ramach wolnych wniosków, zgłaszają problemy, konsultują w rejonach, w których zamieszkują. Jest to również w obowiązkach członków, czyli twierdzenie ratusza, że „76 zł za dwie godziny to dobra stawka” jest dyskredytujące i ujmujące powagi organom pomocniczym. Dieta ma być zwrotem poniesionych rzeczywistych nakładów pracy czasu i zaangażowania w działalność społeczną dla dobra ogółu mieszkańców a w tym stanie rzeczy wydaje się nie być spełniony ten warunek – mówi Skiba.

Jeśli radni podejmą uchwałę, to nowe stawki będą obowiązywać już od tego miesiąca.

Jedna odpowiedź do “76 zł miesięcznie – na tyle miasto wycenia pracę dzielnicowych radnych”

  1. . pisze:

    Najbardziej docenia deweloperów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powiązane artykuły