7 minuty czytania • 19.08.2023 14:35
Do pracy kilometr pod ziemię. „Robię to od 20 lat. Nie narzekam”
Udostępnij
Pod ziemią powietrze jest gorące, a skórę i śluzówki pokrywa czarny pył. Pod ziemią słuchamy o bezpieczeństwie i „szacunku dla sił matki-natury”, na powierzchni – o czarnych scenariuszach dla tej branży. Byliśmy w kopalni LW Bogdanka – od września spółki Skarbu Państwa.
Nasza grupa liczy kilkanaście osób – dziennikarzy z lubelskich i krajowych redakcji. Miejsce zbiórki to budynek Cechowni z napisem „Szczęść Boże”. Pierwszy etap to szatnia. Pod ziemią goście noszą ubrania w kolorach pracowników dozoru, więc przebieramy się w jasno żółte spodnie i kurtki, na głowy dostajemy białe kaski – wydawane w pakiecie z paczką opatrunku. Górnicy noszą stroje ciemne, a po kolorze kasku rozpoznaje się kto jest kim. Niebieskie to mechanicy, zielone to elektrycy, żółte to pracownicy przewozu, a białe ratownicy.
Do markowni idziemy po nieśmiertelnik czyli blaszkę z numerem, do lampowni po lampę, do kranów w ścianie po kawę zbożową/herbatę miętową/wodę. Jeszcze aparat ucieczkowy – waży kilogram, przez godzinę ratuje przed zatruciem tlenkiem węgla – i możemy zjeżdżać na dół. Nie wszyscy – „biletem wstępu” jest pomiar ciśnienia w lekarskim gabinecie. Bogdankowy lekarz dyżurny jest nieubłagalny – trzy osoby z jedenastu wnętrza kopalni nie zobaczą.
Ci, którym lekarz na to pozwolił, przytraczają pochłaniacz tlenku węgla do skórzanego paska, przekładają opakowanie z opatrunkiem z kasku do jednej z ciasnych kieszeni, zapalają lampy. Na ekranach pod sufitem, migają liczby. Jest plan, jest średnia wykonania, jest liczba dni roboczych i sobót do końca miesiąca, jest procentowe prawdopodobieństwo premii związanej z wykonaniem planu.
Po drodze do windy mijamy tablice, które w telegraficznym skrócie przypominają najważniejsze punkty z regulaminu. Hasła są proste („Patrz pod nogi”) i sugestywne („Albo w kasku albo w piasku”).
Prawie kilometr w dół
Winda pędzi w dół 12 m/sek. Po drodze mija się drugą, zmierzającą do góry. Windami jeżdżą górnicy, zbiorniki ze śmieciami, niepotrzebnym już na dole żelazem (150 ton dziennie). Początki naszej wycieczki są łatwe – pod nogami równo ułożona kostka, na ścianach gęsta siatka, przez którą nie przeciśnie się najmniejszy kamyczek. Mijamy trójkę ratowników, budują właśnie „tamę bezpieczeństwa”.
Nasz przewodnik – nadsztygar górniczy Sebastian Maliborski, tłumaczy że większość wypadków w kopalni to skręcone kostki. – Interwencji z udziałem ratowników jest nie więcej niż kilka w roku – podaje. Na co dzień więc ratownicy zajmują się regulacją przepływu powietrza.
W ciągu tych kilku godzin pod ziemią (do przodku będziemy szli ok. 8 km, wrócimy podziemnymi kolejkami) nadsztygar Maliborski kilka razy powie o pokorze, respekcie i „szacunku dla matki natury”. Bo rzeczywiście mało jest takich miejsc na ziemi, gdzie o sile natury można przekonać się tak dosadnie jak tutaj. Korytarze są coraz ciaśniejsze, spąg się wypiętrza, ściany zbliżają się do siebie. Z pierwotnych 4,5 m wysokości i 6,8 m szerokości wydrążonego w skale korytarza – czasem już po roku zostaje tylko połowa przestrzeni. Ziemia napiera ze wszystkich stron. Stalowe słupy wyginają się, z oczek metalowej siatki strzepią się plastikowe włókna. Wyglądają jak pajęczyny.
Jest coraz trudniej, bo po drodze musimy przejść po jakiejś maszynie, przecisnąć się wąską szparą między ścianą i urządzeniem. Równej kostki pod nogami nie ma już dawno, teraz idziemy po kamieniach i torach. Na belkach pod sufitem pojemniki z wodą, na ziemi worki ze sproszkowanym kamiennym pyłem. Jest coraz głośniej od huku maszyn. Coraz bardziej gorąco (co 144 metry temperatura rośnie o 1 stopień). Coraz wilgotniej (woda to w Bogdance większy problem niż metan – kopalnia przepompowuje 20 tys. litrów na dobę).
Bo górnikiem był ojciec i brat
W ścianie, do której docieramy wykończeni, prowadzona jest eksploatacja z zawałem stropu. Tzw. rabunkarze rozkręcają obudowę korytarzy, a wtedy wszystko się wali. – Jesteśmy jak saperzy. Mylimy się tylko raz – śmieje się jeden z nich.
Historie ludzi pracujących pod ziemią są podobne. Ci przed 40. mają już kilkanaście lat stażu. Górnikiem był ojciec, brat ojca, do kopalni poszli też bracia. Są z Łęcznej lub z okolic. Przyszli do Bogdanki, bo „gdzie jak nie tu?”. Na pensje nie narzekają. Wypłat jest w roku czternaście, a średnie zarobki w LW Bogdanka to 11,5 tys. brutto. Z tym, że ci pracująće na dole zarabiają powyżej średniej.
LW Bogdanka zatrudnia 5029 osób, 850 ludzi spółki-córki kopalni, a kolejny tysiąc inne firmy. W chwili gdy jesteśmy pod ziemią, na zmianie pod powierzchnią pracuje 505 osób. W szybie Nadrybie – około setki, a w Stefanowie ok. 800. Chętnych do tej pracy nie brakuje, a przez pierwszy rok górnik pracuje w spółce RG Pełna szychta w kopalni trwa 7,5 h. Gdy jest za gorąco – jak dziś – może zostać o godzinę skrócona.
Wyrobisko ma ok. 3 km. Węgiel jedzie na taśmie. Ale nawet połowa urobku to kamień, z którego kopalnia przez lata (pierwsza tona węgla wyjechała w 1982 r.) usypała olbrzymie hałdy. Nadsztygar Moliborski przekrzykując huk maszyn tłumaczy nam ich działanie, rysuje na ziemi jak szliśmy i gdzie dotarliśmy. Pokazuje nam narzędzia, podkreślając przy tym rolę najstarszego górniczego narzędzia. – Kilof zawsze był, jest i będzie – mówi.
Wyczerpani kilkukilometrowym szybkim marszem już tak radośnie nie krzyczymy „Szczęść Boże!” do spotykanych górników (pod ziemią nikt nie mówi „cześć”). Po nich także widać zmęczenie, powoli kończą pierwszą zmianę. Razem wracamy podziemnymi kolejkami do windy, która zabierze nas z powrotem na powierzchnię. Kilkanaście minut jazdy to jedyna okazja, by spokojnie porozmawiać. W wagoniku jadę z górnikiem, który na ciężką pracę nie narzeka, choć pod ziemię zjeżdża już 20 lat. Na zarobki też nie, choć dziś różnica między pensją górnika, a kasjerki w markecie już nie jest tak oszałamiająca. Nigdy nie myślał, by zmienić zawód. Głośnych w całej Polsce zaręczyn pod ziemią znanego polityka PiS komentować nie chce. Choć zapewnia, że na ten uroczysty moment nikt żadnej maszyny nie wyłączył.
Co mogą górnicze związki? Dużo
Po zmianie ubrań i prysznicu zarząd kopalni zaprasza nas na obiad. Zjawia się w komplecie, w dobrych humorach, prosto ze spotkania ze związkami. Rozmowa szybko schodzi więc na związkowców. W LW Bogdanka związków jest zaledwie cztery (w Jastrzębskiej Spółce Węglowej jest ich ponad czterdzieści), a aż 37 proc. pracowników nie należy do żadnego. – Wyszliśmy z założenia, że lepiej gdy wiedzą więcej niż mniej – zdradza swoją strategię Kasjan Wyligała, prezes spółki od stycznia br.
Górniczy związkowcy to siła, z którą liczy się kierownictwo każdej kopalni i każdy rząd, niezależnie od opcji politycznej. Dlatego tuż przed zmianą właścicielską LW Bogdanka (spółką skarbu państwa ma się stać jeszcze przed wyborami parlamentarnymi) ze związkami najbardziej dochodowej polskiej kopalni spotykają się też politycy.
Dzień po nas w Bogdance zjawią się m.in. szef gabinetu wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego Michał Moskal i wiceminister Artur Soboń. A w dniu gdy jesteśmy, zarząd obiecuje spełnienie związkowych żądań co do posiłków regeneracyjnych (bony i talony) i wczasów pod gruszą. Te zostały zlikwidowane w pandemii, ale właśnie wracają. Z tego tytułu w październiku na konta pracowników LW Bogdanka wpłynie łącznie 10 mln zł.
Jest węgiel, będzie OZE. W przyszłości
Tak jak pod ziemią jak bumerang przewijał się wątek bezpieczeństwa i „szacunku dla sił matki-natury” tak tu, na powierzchni, jak bumerang wraca temat górniczej transformacji.
– Zapotrzebowanie na węgiel będzie spadało – nie ma wątpliwości prezes Waligała. – Gdybyśmy żyli w utopijnym świecie to moglibyśmy stawiać kolejne szyby i starać się o nowe koncesje, bo złoża są tutaj ogromne. Ale wiemy, że nie możemy tego zrobić. Ze względu na źródła finansowania czy różne regulacje.
Dariusz Batyra, kierownik Ruchu Zakładu Górniczego: – Górnicy też mają telewizję, radio prasę. Wiedzą , że długo z węglem nie pociągniemy.
Dariusz Dumkiewicz, zastępca prezesa ds. Handlu i Inwestycji: – Są dni, gdy pół zapotrzebowania na energię w Polsce jest pokrywane z węgla, a połowa ze źródeł odnawialnych. Czasami z OZE jest nawet więcej. Musimy znaleźć alternatywne źródła finansowania kopani w trakcie dekoniunktury.
Swoje plany na najbliższe lata zarząd LW Bogdanka zdradził w połowie maja podczas Samorządowego Kongresu Trójmorza w Lublinie. Szczegółowo pisaliśmy o tym TUTAJ. Jeszcze w wakacje spółka uruchomi farmę fotowoltaiczną o mocy 3 MW, a w ciągu dekady „wielkoskalowy projekt OZE” o mocy 500 MW, który ma zaspokoić 10 proc. zapotrzebowania na prąd mieszkańców województwa.
– Wybieramy obecnie doradcę, który ma nam wybrać partnera technologicznego – mówi Ksajan Wyligała pytany o „partnera strategicznego” z prezentowanej cztery miesiące temu strategii. I przyznaje: – My nie mamy kompetencji, by budować wielkoskalowe OZE. A nie będzie jedna farma i nie tylko o fotowoltaice mówimy. Zakładamy cały system – wiatraków, magazynów energii. Jesteśmy też w lubelskim klastrze wodorowym, którego liderem są Azoty Puławy, największy producent wodoru w Polsce.
– Na pewno będzie to światowy lider. Rozmawiamy tutaj o największych firmach, które zajmują się takimi projektami – dodaje wiceprezes Dumkiewicz. – Chcemy inwestować w Lubelskim, bo na koniec zepniemy wszystko jedną siecią.
W ramach planowanej transformacji kopalni węgla kamiennego w Innowacyjny Koncern Multisurowcowy spółka zamierza wydać 50 mln na poszukiwanie innych surowców jak bursztyn, fosforyty, złoto, ferrolity czy uran. Będzie też badać pod składy chemicznego to, co wydobywa spod ziemi obecnie. – Trzeba sobie jasno powiedzieć ze coraz ciężej prowadzić jest w Europie ciężki przemysł. W różowych barwach przyszłość tej branży się nie kształtuje – przyznaje prezes Wyligała. – Trochę więc nie mamy wyjścia.
Zdjęcie główne: Fot. Lubelski Węgiel Bogdanka
- LW Bogdanka jest jednym z liderów rynku producentów węgla kamiennego w Polsce. Główni odbiorcy to Elektrownia Kozienice, Elektrowni Połaniec, Grupa Azoty Puławy, ale sporzedaje też na Ukrainę. Spółka jest notowana na giełdzie (obecnie kurs akcji spadł do 34 zł).
- Decyzją rządu Prawa i Sprawiedliwości LW Bogdanka nie zostanie włączona do Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego, ale podobnie jak Polska Grupa Górnicza, Turon Wydobycie i Węglokoks Kraj lada dzień stanie się spółką skarbu państwa. Z naszych informacji wynika, że przejęcie pakietu kontrolnego akcji od koncernu Enea ma nastąpić we wrześniu 2023 r.
Statystycznie robota wyrobnika na dewelo-budowie jest bardziej niebezpieczna i często jeszcze bardziej dyskomfortowa, a zarobki dużo niższe + świadczenia praktycznie nieistniejące. A jednak realia pracy przy wznoszeniu kurników ynwestycyjnych rzadko przyciągają uwagę dziennikarstwa. Pytanie: dlaczego?