Wesprzyj Kontakt

4 minuty czytania  •  14.07.2023

Trzy miesiące po „Cudzie w Parczewie”. Po południu twarz mruga, ale tłumów już nie ma

Udostępnij

Trzy miesiące temu ktoś dostrzegł na drzewie twarz – Jezusa lub Matki Boskiej, zdania były podzielone. Osiedle przy ul. Spółdzielczej w Parczewie szybko stało się obiektem pielgrzymek. Jedni przychodzili się pomodlić, inni z ciekawości. Robią to nadal, choć już nie tak licznie – Przyszedłem zobaczyć, czy jeszcze tu jest. I jest – mówi 76-latek, który przyjechał rowerem

Kasjerka w pobliskim markecie wydaje się lekko zmieszana, gdy słyszy pytanie o drzewo z wizerunkiem. Szybko rzuca: – Za sklepem, przejdzie pan alejką między blokami. – I wraca do obsługiwania klientów.

Osiedle przy ul. Spółdzielczej w Parczewie. Jakich wiele w Polsce. Czteropiętrowe, pastelowe bloki, między nimi chodniki z kostki i trawniki. Na nich krzewy i drzewa. Jedno z nich w połowie kwietnia stało się sławne. Wysoko, nad głowami, na pniu ktoś zobaczył jaśniejsze smugi. Jakby nie patrzeć, to smutnawa twarz, a nad nią jakby aureola. Ludzie zobaczyli tam Jezusa lub Matkę Bożą.

Dobrze, że coś się dzieje

Sprawdzamy, czy trzy miesiące po „Cudzie w Parczewie” widać jeszcze twarz na drzewie. Widać.

Byłem tu na początku z żonką. To jest twarz – mówi mężczyzna na rowerze, który zatrzymuje się przed drzewem. – Przyszedłem zobaczyć, czy jeszcze tu jest. I jest. Nie wiem, czy to Jezus. Nie znam się. Proszę pana, ja mam 76 lat i już nie kontaktuję – mówi i odjeżdża.

To szaleństwo zaczęło się od filmu, który ktoś przysłał do redakcji Dziennika Wschodniego. Nie było stuprocentowej pewności, co to za miejsce, gdzie nagrano film. Ale wiadomo było, że dzieje się coś dla ludzi ważnego. Na filmie widać drzewo, twarz na pniu i tłumek ludzi, którzy się modlą.

Szybko okazało się, że nagranie nie jest prawdziwe. To rzeczywiście jedno z osiedli w Parczewie, gdzie codziennie pod jednym z dzrew gromadzą się ludzie.

Dziś jest już spokojniej. Pastelowe ściany bloków wyraźnie odróżniają się od soczystej zieleni. W czwartek, 13 lipca, jest gorąco i wilgotno. Pod drzewem stoi kilka wypalonych zniczy, są kwiaty. Bałaganu nie ma. Widać, że ktoś dba o porządek.

Do pnia ktoś przyczepił kolorowe wstążki i girlandy ze sztucznych liści. Wiszą też dwa obrazki, na jednym jest Jezus, na drugim Matka Boża. Wyżej ludzka ręka, bez pomocy drabiny, raczej nie sięgnie. Nad tym wszystkim góruje twarz.

Przychodzą, jeszcze ludzie przychodzą – kiwaja głowami dwaj mężczyźni siedzący na pobliskiej ławce. – Wiele osób też przyjeżdża nie po to, żeby się pomodlić, ale żeby zobaczyć drzewo. I dobrze, niech się coś dzieje. Trzeba to wykorzystać jakoś dla Parczewa.

Do pnia ktoś przyczepił kolorowe wstążki i girlandy ze sztucznych liści. Wiszą też dwa obrazki, na jednym jest Jezus, na drugim Matka Boża. Fot. Sławomir Skomra

Żaden tam cud

Ja, proszę pana, jestem wierząca. Wierzę w cuda. Wierzę, że nie wszystkie znaki, jakie daje nam Bóg to cuda, ale każdy, który sprawia, że ludzie się modlą i są bliżej Boga, jest ważny – mówi pan Monika. Kobieta w średnim wieku poprawia jasny kapelusz i kontynuuje: – Nie ma tu teraz tylu ludzi co na początku, ale jeszcze przychodzą się modlić. Teraz to może nie, bo jest duszno – diagnozuje.

Kiedy tylko o „Cudzie w Parczewie” zrobiło się głośno, zjeżdżali tu dziennikarze, ciekawscy i wierni. Ci ostatni ogłaszali w internecie, kiedy jadą busem do Parczewa i ile mają wolnych miejsc. Zaroiło się od niesamowitych historii. Jak ta, że kobieta się modliła pod drzewem i przeszła jej migrena. Czy ta, że po północy na osiedlu słychać jak Chrystus płacze.

Zaroiło się też od osiedlowych ekspertek od cudów, co to wiedzą jak takie rzeczy rozpoznać, bo były na pielgrzymkach do Medjugorje. Jedna z ostatnich miejskich legend mówi o tym, że po godz. 15 Jezus z drzewa zaczyna mrugać.

Trochę wstyd było i dobrze, że się skończyło – 34-letni pan Adam nie ukrywa, że kiedy Parczew stał się sławny to znajomi z innych miast Polski stroili sobie z niego żarty. – To się wpisało w wizerunek miasteczka na wschodzie Polski, gdzie ludzie wierzą w takie zabobony. Jaki tam cud? – nieco się unosi.

Ale każdy uważa, że rozgłos miasteczku nie służy. Nawet jeżeli w żadne zjawiska nadprzyrodzone nie wierzy. – Komu to przeszkadza? – mówi łysy mężczyzna, który przysiadł na ławeczce. – Jak ktoś chce się tu modlić, to niech się modli. Ja tu nie widzę nic specjalnego. Ale inni widzą. A jak jeszcze mówili, że plama zniknie po deszczach, a nie zniknęła…. To ludzie nadal wierzą – dodaje.

Brak cech zdarzenia cudownego

Kościół katolicki od początku wypowiadał się krytycznie. – W ocenie Diecezji Siedleckiej nie można mówić o znamionach nadprzyrodzoności w przypadku zdarzenia w Parczewie. Analiza wszystkich dotychczas uznanych zjawień nadprzyrodzonych wskazuje, że zdarzenie to nie posiada żadnej z cech zdarzenia cudownego – mówił ksiądz Jacek Świątek, rzecznik prasowy kurii i nawet pokusił się o żart, że twarz na drzewie przypomina raczej Conchitę Wust, piosenkarkę nazywaną kobietą z brodą.

Pani Monika: – Ale przyjeżdżały tu autokary pielgrzymów nawet z Częstochowy. To chyba coś znaczy.

Jedna odpowiedź do “Trzy miesiące po „Cudzie w Parczewie”. Po południu twarz mruga, ale tłumów już nie ma”

  1. .. pisze:

    Nie trzy, tylko dwa…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *