5 minuty czytania • 19.12.2023 08:13
Do czego uczniowie używają laptopów od rządu? „Serial dobrze śmiga”, „nie widziałem, żeby się uczył”
Udostępnij
Każdy uczeń klasy IV dostał od państwa komputer. Cena jednego takiego urządzenia to ok. 3 tys. zł. Dzięki nim dzieci miały rozwijać umiejętności cyfrowe. Zapytaliśmy rodziców, do czego dzieci używają rządowych laptopów?
– Dzisiaj komputer jest już niezbędnym instrumentem, aby w pełni korzystać z dobrodziejstw współczesnego systemu edukacji. Dzieci i młodzież muszą mieć kompetencje cyfrowe, aby się sprawnie poruszać we współczesnym świecie – mówił w styczniu tego roku ówczesny premier Mateusz Morawiecki zaskakując wszystkich informacją, że państwo kupi uczniom laptopy.
Nie wszystkim, ale wielu. Sprzęt miał trafić – i tak się stało – do uczniów klasy IV (wrzesień 2023) szkoły podstawowej. Nie było żadnych kryteriów. Nie było ważne, czy kogoś na komputer stać, czy nie. Nie miało znaczenia, czy w domu jest już podobny sprzęt. Nikt nie pytał, czy jak dziecko otrzyma laptop, to rodzice zapewnią mu dostęp do internetu.
Te rządowe zakupy pochłonęły ponad 1 mld złotych. Ministerstwo Cyfryzacji z ministrem Januszem Cieszyńskim na czele kupiło 394 346 laptopów. Resort przekazywał zakupiony sprzęt samorządom, a te wysyłały je szkół. Stamtąd laptopy odbierali rodzice. Mogło to być użyczenie lub przejęcie komputera na własność. Można także sprzętu nie brać. Jednak jeżeli ktoś wziął, to już nie musi oddawać. Kiedy dziecko skończy podstawówkę, sprzęt przejdzie na własność rodziny.
Co do samego sprzętu, to nie ma jednego modelu na cały kraj. Jest wielu dostawców i różne modele. Do regionu chełmsko-zamojskiego trafiły komputery HP ProBook 440 G9 a dzieci w regionie lubelskim dostały model Dell Latitude 3540.
– To dobrej jakości sprzęt, który będzie miał zainstalowany system operacyjny i dostęp do bezpłatnego pakietu biurowego. Zagwarantujemy także dostęp do dodatkowych materiałów edukacyjnych i bezpłatnych wersji elektronicznych podręczników – mówił pod koniec sierpnia Janusz Cieszyński, były już minister cyfryzacji, a pomysłowi przyklaskiwał Przemysław Czarnek, szef MEiN: – Po to przeznaczamy środki finansowe na doposażanie szkół, po to są pracownie komputerowe, by w szkołach dzieci korzystały z tych komputerów, a te laptopy są do domu. Te laptopy będą własnością rodziców tych dzieci, więc one są do użytku domowego – wyjaśniał polityk PiS. I dodawał: – Ja nie powiem pani nauczycielce Jadwidze Kowalskiej ze szkoły w Gdańsku lub Gdyni, czy ma nakazać albo nie. Ja jestem za tym, żeby ten laptop był do wykorzystania w domu, a w szkole po to wydajemy miliardy, żeby zorganizować pracownię komputerową, a te laptopy, żeby były w domu.
Jednocześnie nauczyciele otrzymali od państwa bony o wartości 2500 zł. To finansowa pomoc, którą mogą wykorzystać kupując komputer dla siebie.
Od kilku dni syn sprzętu nie dotyka
Pani Agnieszka, matka ucznia IV klasy:
Każdy z rodziców otrzymał mailem informacje ze szkoły, że dzieci będą miały laptopy. Mieliśmy też podać swoje dane łącznie z numerem PESEL, bo są one potrzebne do umowy. Dziwne, bo wszystkie te dane szkoła miała. Same umowy mieliśmy podpisać z Ministerstwem Cyfryzacji. Zdziwiło mnie to, bo kojarzyłam, że sprzęt kupuje ministerstwo, ale przekazuje go samorządom, a te szkołom.
W mailu nie dostaliśmy wzorów umów, aby się z nimi zapoznać. Zadzwoniłam do ministerstwa i tam usłyszałam, że umowy mają być podpisywane z dyrektorami szkół. Kolejny telefon – tym razem do szkoły. Trochę ta rozmowa trwała, ale w końcu otrzymaliśmy wzory dokumentów.
Komputer mamy w domu od około dwóch tygodni. Mąż wgrał tam wszystko co potrzeba czyli np. antywirusa, wyjaśniliśmy synowi, gdzie jest przeglądarka, jak się z niej korzysta, gdzie jest edytor tekstu. Dwa, trzy dni używał komputera. Potem przestał. Sprzęt leży na biurku i się kurzy.
Przy podpisaniu umowy nie mieliśmy żadnej informacji o tym, czy będą zadawane prace domowe na komputer. Syn pobawił się programami, które poznał na informatyce i tyle.
Czworo dzieci, komputerów pięć
Pan Michał, ojciec ucznia IV klasy:
Komputery dzieciom kupiliśmy w czasie pandemii i zdalnego nauczania. Teraz dostaliśmy nowy. Efekt jest taki, że czworo dzieci ma teraz pięć komputerów.
Nie pozwalamy im długo z nich korzystać. Wprowadziliśmy blokadę – około godziny dziennie. To efekt tego, co zauważyliśmy w pandemii. Przyjrzeliśmy się zdalnym lekcjom i okazało się, że dzieciaki siedzą niby na zajęciach, ale minimalizują Zooma i grają w gry. I tak przez sześć, siedem godzin.
Nie widziałem, żeby syn miał zadane prace, które ma wykonać na komputerze. Jeżeli z niego korzysta, to raczej gra.
YouTube do sprzątania
Pani Marzena, matka uczennicy IV klasy:
Córka zainteresowała się komputerem w dzień, kiedy go otrzymała. I tyle. Od tamtego czasu sprzęt leży na biurku nakryty podręcznikami. Nie gra, nie wykonuje na nim żadnych zadań. Niczego nie ma zadawane na komputer. Czasami włączy YouTube, kiedy ma posprzątać pokój. Ostatnio pojawił się problem z dźwiękiem. Okazało się, że wymagana jest aktualizacja systemu. Kiedy to zrobiliśmy, dźwięk wrócił.
Jeszcze na początku grała z koleżankami online, ale zdarzyło się to może raz czy dwa. Ostatnio już nie wytrzymałam, że ten sprzęt tak leży i poprosiłam, żeby pracę z polskiego odrobiła na komputerze, a ja jej to wydrukuję. Miała opisać pokój. Dziecko odpowiedziało, że pani takiej pracy nie przyjmie, bo musi być napisana odręcznie. Rozumiem to, bo trzeba jeszcze w tym wieku ćwiczyć rękę. Komputer nie jest więc używany.
Indywidualna decyzja nauczyciela
Pan Paweł, ojciec uczennicy IV klasy:
Nic, zupełnie nic się z tym komputerem nie dzieje. Na pierwszym zebraniu szkolnym pani dyrektor tylko poinformowała, że dzieci otrzymają komputery. Że można je wziąć na własnoś lub na użyczenie. Wzięliśmy, bo w czasie zdalnej nauki laptop córki ledwo chodzi Uznałem, że jeżeli COVID wróci, to lepiej mieć w domu lepszy komputer. Sam pracuję na 10-letnim, przy którym komputer dziecka jest supernowoczesny.
Kiedy zapytałem w szkole, czy dzieci będą otrzymywały zadania online do wykonania, usłyszałem, że to indywidualna decyzja nauczycieli. Od września nie było ani jednego takiego zadania. Żaden z nauczycieli nie polecił dzieciom strony do nauki czy powtórzenia materiału. Komputer był może włączony trzy razy.
Smartfon pod ręką
Pan Rafał, ojciec uczennicy IV klasy:
Sprzęt jest bardzo dobry. Biurowy, bez ekscesów, ale działa bez zarzutu. Seriale na nim śmigają. Mamy w domu kilka komputerów, ale ten jest najnowszy i jeżeli mamy coś oglądać, to robimy to na nim. Właśnie skończyliśmy „One Piece”. Nie mam żadnych zastrzeżeń.
A na poważnie – to był głupi pomysł. Komputer nie przydaje się do nauki. Jeżeli dziecko musi coś sprawdzić w internecie, to używa smartfona. Czy to plan lekcji, czy to jakaś wiadomość na grupie klasowej, albo musi przepisać notkę z Wikipedii, to szybciej i łatwiej jest chwycić za telefon. Komputer trzeba włączyć, poczekać, uruchomić przeglądarkę… Z telefonem jest łatwiej.
Jeżeli nawet trzeba coś przepisać ze strony internetowej, to wygodniej jest położyć na biurku koło zeszytu telefon niż postawić komputer.
Tak samo jest z angielskim. Do niektórych zadanych do domu ćwiczeń trzeba odsłuchać czytankę albo dialog. Łatwiej jest to uruchomić na stronie wydawcy podręcznika w telefonie niż w komputerze.
Jeżeli komputer kosztowały po 3 tys. zł każdy, to kupno smartfona każdemu dziecku byłoby tańsze.
Na zdjęciu: Koszt zakupu komputerów dla uczniów to ponad 1 mld złotych (Fot. Sławomir Skomra)
Dodaj komentarz