7 minuty czytania • 26.03.2024
Aktywista i Centrum Kultury znowu w sądzie. Tym razem chodzi o dyskryminację
Udostępnij
Szymon Pietrasiewicz i Centrum Kultury znów spotykają się na sali sądowej. Tym razem aktywista walczy o odszkodowanie z tytułu dyskryminacji w miejscu pracy. Na dzisiejszej rozprawie zeznawał były dyrektor CK Aleksander Szpecht i zastępczyni obecnego szefa CK – Gabriela Żuk.
Sądowy spór między Szymonem Pietrasiewczem i Centrum Kultury o zwolnienie z pracy ostatecznie zakończył się ugodą. Obie strony zobowiązały się do zachowania poufności co do jej treści.
Do ugody zachęca też sędzia Anna Zawiślak, która przewodniczy w drugim procesie, jaki aktywista wytoczył swojemu byłemu pracodawcy. Tym razem chodzi o dyskryminację w miejscu pracy. Ale reprezentująca CK mec. Sara Lipert, jak i powód, na ugodę się nie zgadzają. W tym procesie Pietrasiewicz walczy o 40 tys. zł odszkodowania.
Pierwsza rozprawa odbyła się dziś. Zeznawał były dyrektor CK Aleksander Szpecht i Gabriela Żuk, z-ca dyrektora ds. organizacyjnych.
Kłopoty pracownika czy kłopotliwy pracownik?
Jako pierwszy zeznawał Aleksander Szpecht. Mówił m.in. o tym, że już samo przyjęcie Szymona Pietrasiewcza do pracy w 2011 r. odbyło się w kłopotliwych okolicznościach, bo wcześniej został zwolniony dyscyplinarnie z Chatki Żaka. Przyznał jednocześnie, że początek współpracy był dobry, ale „im dalej, tym było gorzej”.
– Pan Pietrasiewcz jest z jednej strony wartościowym człowiekiem , ale nienadającym się do funkcjonowania w instytucji publicznej – stwierdził Szpecht.
– W czym się to przejawia? – dopytywała sędzia Zawiślak.
– Kontakt z nim jest utrudniony, szybko wchodzi w sytuacje konfliktowe – precyzował były dyrektor.
Mec. Sara Lipert: – Jakie były relacje Pietrasiewcza z innymi pracownikami?
– Ludzie z jego działu odchodzili. 4-5 pracowników zwolniło się na własną prośbę. Na koniec został sam. Opinie były takie, że nie da się z nim współpracować, mówili, że wymaga rzeczy, których nie powinien – odpowiedział Szpecht.
O tym, że współpraca z aktywistą w CK nie przebiegała idealnie mówiła również Gabriela Żuk. – Współpracowało się bardzo różnie. Na stopie koleżeńskiej bardzo dobrze, a jeśli chodzi o sprawy pracownicze to bywało szorstko – zeznała.
Na pytanie sędzi „gdzie bywało szorstko” Żuk wskazała na dwa takie wydarzenia. Jedno z 2019 r., drugie rok później. W obu przypadkach chodziło o projekt Most Kultury. Z jej słów wynika, że mimo braku formalnej zgody Zarządu Dróg i Mostów Pietrasiewicz przygotowywał projekt zagospodarowania terenu, a potem okazało się, że rozstawienie obiektów było inne.
– Sprawa skończyła się w sądzie. Na CK została nałożona kara w wysokości powyżej 100 tys. zł – zeznawała Gabriela Żuk. Sytuacja powtórzyła się rok później. – Znowu bez zgody ZDM była próba rozstawienia sprzętu i sceny. Interwencja z urzędu spowodowała, że zostało to przerwane i przeniesione do Muszli Koncertowej. Ta decyzja wynikała z obostrzeń pandemicznych nałożonych na organizatorów imprez kulturalnych – opowiadała Żuk.
Wróćmy do Szpechta. W sądzie przybliżył specyfikę pracy z czasów, kiedy to on kierował CK (1991-2021). – Centrum Kultury było instytucją kultury niestandardową, inną niż wszystkie. Pracownicy merytoryczni otrzymywali swobodę w działaniu.
Taką swobodę dostał też Szymon Pietrasiewcz, „by wykreować swoją przestrzeń w CK”. – Wymyślił swój autorski program, który zyskał akceptację. Został dla niego powołany specjalny dział (Pracownia Sztuki Zaangażowanej Społecznie Rewiry – red). Pietrasiewcz pracował z pożytkiem dla siebie i dla CK. Trwało to 5-7 lat – zeznawał Szpecht.
Świat dla ich dwóch był za mały
Dobra passa Pietrasiewicza miała się skończyć w chwili, gdy po odejściu na emeryturę Janusza Opryńskiego, zastępcą Szpechta został Rafał Koziński. – Byli na stopie towarzyskiej. Byli kolegami. Ale kiedy Koziński został z-cą sytuacja się pogorszyła. Koziński stał się jego realnym zwierzchnikiem, co Pietrasiewczowi nie odpowiadało – opowiadał były dyrektor Centrum Kultury.
Z jego zeznań wynika, że Koziński stał się „dyrektorem kontrolującym i egzekwującym”, a jego relacje z Pietrasiewiczem przerodziły się w konflikt. – Sytuacja była dynamiczna. Nastąpiło zderzenie – zeznał Szpecht. – Pan Pietrasiewcz nie chciał mu dostarczać dokumentów, unikał kontaktu.
Gabriela Żuk ich relacje określa z kolei jako „koleżeńskie, nie zawsze zgodne, ale zawsze w ramach dyskusji”.
– W momencie kiedy Koziński został zastępcą zaczął wprowadzać własne zasady związane z zarządzaniem projektami – zeznała Żuk. Mówiła, że Koziński jako zastępca dyrektora zaczął zadawać liczne pytania o zasadność realizacji projektów, zarówno w zakresie merytorycznym, jak i finansowym. Ale jak podkreśliła, pytania te nie dotyczyły wyłącznie Pietrasiewicza, a wszystkich pracowników instytucji.
– Czy była konkretna sytuacja, która panów poróżniła? – pytała mec. Lipert. – Chodziło o ogrody deszczowe, projekt z budżetu obywatelskiego. Pomysłodawcą był Szymon i jego dział miał się tym zająć. Było to działanie samowolne, bo nie uzgodnił tego z dyrekcją. Był to projekt niespójny z tym co chciało wówczas Centrum Kultury realizować. Skończyło się nerwowo, projekt nie był ostatecznie zrealizowany przez CK – mówiła Żuk. Przy okazji ogrodów deszczowych Pietrasiewcz miał otrzymywać od Kozińskiego szczegółowe pytania, które jednak zdaniem Żuk, „nie wykraczały poza wcześniej przyjęte normy”. Mimo tego „Pietrasiewcz podważał zasadność takich pytań i nie chciał na nie odpowiadać”.
Żuk w swoich zeznaniach sięgnęła głębiej, aż do źródeł konfliktu. – Obaj są emocjonalnymi osobami, w jakimś sensie są podobni do siebie, działają impulsywnie, mają charyzmę, ogromną wyobraźnię.
– Świat dla ich dwóch był za mały – skonkludowała sędzia.
Przeprosił za „debila”
– Słynna jest sprawa nazwania Szymona przez Kozińskiego „debilem” – zeznała Gabriela Żuk, wskazując, że Koziński za „debila” jednak przeprosił. Zaznaczyła przy okazji, że pracownicy CK używają w rozmowach nieparlamentarnych słów, ale nie dochodzi do nadużyć, które wymagałby interwencji.
O ubliżaniu słyszał też Aleksander Szpecht. – Pan Szymon żalił się, krytykował sposób zachowania pana Kozińskiego: że traktuje go źle, że używa języka nieparlamentarnego – mówił. Przyznał też, że rozmawiał ze swoim ówczesnym zastępcą na temat ubliżania Pietrasiewiczowi. – Pytałem go o to, ale on częściowo potwierdzał, częściowo zaprzeczał – zeznawał Szpecht.
Działalność aktywistyczna i krytyczne komentarze
W tym czasie Szymon Pietrasiewicz angażował się nie tylko w projekty Centrum Kultury, ale także w działalność aktywistyczną, która stała w kontrze do polityki forsowanej przez prezydenta Krzysztofa Żuka – aktywista był m.in. przeciwnikiem budowy stadionu żużlowego czy zabudowy Górek Czechowskich. Ten wątek również pojawił się przed sądem.
– Był człowiekiem zaangażowanym społecznie, co mi wcześniej nie przeszkadzało. Są jednak pewne granice, które pan Szymon przekroczył – zeznał Szpecht. O jakich granicach mowa?- Zajmował się działalnością ruchów społecznych w CK, korzystał w tym celu z komputerów CK. Wysyłał e-maile niezwiązane z działalnością z CK – wyliczał Szpecht. Zaznaczył przy okazji, że ruchy społeczne są wartościowe, ale powinny mieć swoją siedzibę.
Gabriela Żuk przekonywała, że nie aktywizm Pietrasiewicza był problemem, ale to, że aktywność miała miejsce w godzinach pracy i z wykorzystaniem zasobów CK. – Bo CK było zawsze instytucją apolityczną – mówiła przed sądem.
Z jej zeznań wynika też, że na jednym ze spotkań Pietrasiewicz miał zadeklarować, że nie będzie używał sprzętu i nie będzie uprawiał swojej aktywności aktywistycznej w godzinach pracy. Ale z tej deklaracji Pietrasiewicz miał się nie wywiązać.
Aleksander Szpecht: – Nie było wyraźniej reakcji, przyjmował to do wiadomości, ale dalej robił swoje – mówił.
Dyrekcji CK nie podobały się także krytyczne komentarze, jakie Pietrasiewicz zamieszczał w mediach społecznościowych o instytucji, w której pracował. – Dotyczyły organizacji np. wydarzeń na pl. Litewskim, że mają charakter festynowy – zeznała Żuk. Zaznaczyła, że na Facebooku była grupa, na której Piertrasiewicz publikował krytyczne komentarze o CK. – W tej grupie było wiele osób zaangażowanych w życie kulturalne Lublina, a krytyka działań instytucji przez jednego z pracowników godziła w dobre imię instytucji – zeznawała Żuk.
Wyciek do mediów
Na rozprawie poruszono kwestię wewnętrznego spotkania, które odbyło się w CK w czerwcu 2021 r. Jest ono kluczowe, gdyż stało się jedną z przyczyn zwolnienia Pietrasiewcza z pracy. To na tym spotkaniu dyrektor Aleksander Szpecht poinformował pracowników, że odchodzi na emeryturę, a w roli swojego następcy widzi Rafała Kozińskiego
– Po tym spotkaniu bardzo szybko pojawił się u nas dziennikarz z Jawnego Lublina i powstał artykuł. Poprosiłam o autoryzację. Artykuł w pierwszej wersji zawierał bardzo dużo nieprawdziwych informacji, które musiałam sprostować. Wynikało z niego, że z naszego wewnętrznego spotkania informacje wydostały się na zewnątrz – zeznawała Gabriela Żuk.
Kwestię wycieku do mediów poruszył także Aleksander Szpecht. – Pan Pietrasiewcz miał kolegę z Jawnego Lublina, Kowalika, który był na usługach Pietrasiewcza. Kowalik był pierwszym który puścił informację, że Koziński będzie nowym dyrektorem – zeznawał.
– Skąd pan wie, że to Pietrasiwcz przekazywał informacje? – pytał reprezentujący aktywistę mec. Paweł Śmiałek.
– To była domyślna wiedza. Był jedynym, który miał w tym interes – odpowiedział Szpecht.
Gabriela Żuk była bardziej precyzyjna: – Na spotkaniu ze związkami zawodowymi Szymon Pietrasiewicz i Tymon Wojna przyznali, że rozmawiali z dziennikarzem z Jawnego Lublina.
Dyskryminacja i mobbing
Tocząca się przed Sądem Rejonowym sprawa dotyczy dyskryminacji w miejscu pracy. Podczas dziesijszej rozprawy Szpecht podkreślał, iż zarzuty Pietrasiewicza o dyskryminację pojawiły się dopiero pół roku po jego zwolnieniu. Z kolei Gabriela Żuk mówienie o dyskryminacji ze względu na przekonania polityczne w CK nazwała absurdalnym.
– Czy słyszał pan o mobbingu wobec Pietrasiewcza? – pytał mec. Śmiałek byłego dyrektora.
– Kwestia mobbingu pojawiła się 2 lata przed moim odejściem. Poproszono firmę zewnętrzną, która przeprowadziła ankietę wśród pracowników. Był to audyt związany z mobbingiem – odpowiadał Szpecht.
Raport z tego audytu został utajniony. Dlaczego? – Taką decyzję podjął któryś z moich zastępców. Albo Żuk, albo Koziński – mówił Aleksander Szpecht.
Na temat audytu ws. mobbingu i raportu mówiła też Gabriela Żuk. – Osoby przeprowadzające tę ankietę informowały, że wyniki ankiety będą udostępnione tylko dyrekcji. Miały pomóc w wypracowaniu różnych rozwiązań przeciwdziałających mobbingowi w CK.
Żuk wskazała też, że efektem audytu jest dokument powstały w styczniu 2023 r. pt. „Wewnętrzna polityka antymobbingowa i antydyskryminacyjna”. Został również powołany zewnętrzy zespół antymobbingowy i antydyskryminacyjny.
Kolejna rozprawa odbędzie się 2 lipca. Swoje zeznania złoży m.in. Janusz Opryński.
Na zdjęciu: We wtorek swoje zeznania złożyła m.in. Gabriela Żuk, z-ca dyrektora ds. organizacyjnych CK (Fot. Dyba)
Sara Lipert, Mojzes Grünbaum, Samuel Goldwasser – w jednym stali domu.
Szymek a opowiedz jak pojechałeś na wycieczkę po stolicach europejskich promować Lublin i kto za to zapłacił?
Jak dzieci… jak dzieci…
Pracowałem w wielu miejscach, ale nikt mnie nigdy nie nazwał debilem, chociaż nie jedną sprawę zdarzyło mi się schrzanić (zresztą pewnie jak każdemu). Widać, że atmosfera pracy w CK jest skandaliczna. Nie wiem jak pracownicy tam wytrzymują. Niestety w zapyziałym Lublinie z pracą jest trudno i rządzi nepotyzm oraz panuje system folwarczny. Albo siedzisz cicho i się podporządkowujesz albo wylatujesz i masz problemy.
Bez kwalifikacji u nas możesz bezproblemowo liczyć jedynie na pracę w Stokrotce za żenującą kasę. Nic nie poradzisz z chujowym punktem na mapie z którego i w góry i nad Bałtyk masz kawał drogi, czyli miejsca perspektyw na lepsze życie, blisko to to jedynie do Warszawy i na Ukrainę. Jeszcze te niektóre ceny mieszkań jak w stolicy, ale to już na kiedy indziej.
W CK od lat nic wartościowego się nie dzieje. Ot dom kultury z Koziej Wólki. Kibel dla dresików z Placu Kaczyńkiego.