7 minuty czytania • 21.06.2024 09:00
ZANAGATE: Góralski akcent słowackiego biznesmena i spółka z USA
Udostępnij
O dobrowolnym poddaniu się karze zdecydowało „wewnętrzne przekonanie o winie i popełnionym przestępstwie”. Przed lubelskim sądem zeznawał Maciej Sz., jedyny skazany w procesie byłego przewodniczącego Rady Miasta Lublin Piotra Kowalczyka i dwóch innych przedsiębiorców oskarżonych o płatną protekcję. Opowiadał o kulisach prowokacji CBA „wieżowiec za 1 mln zł łapówki”.
Podczas ostatniej rozprawy – 4 czerwca przed Sądem Rejonowym Lublin-Zachód – zeznawał jeden z kluczowych dla prokuratury świadków – 36-letni Maciej Sz., pośrednik w obrocie nieruchomościami. To jeden z czterech zatrzymanych w grudniu 2019 przez agentów CBA w wyniku akcji specjalnej o kryptonimie „Chryzantema”. Wszyscy trafili do aresztu, skąd wyszli za poręczeniem (osobistym i majątkowym), a następnie zostali oskarżeni o płatną protekcję i powoływanie się na wpływy. Proces trzech mężczyzn ruszył przed dwoma laty. Trzech, bo jeden z nich – Maciej Sz. przyznał się do winy i dobrowolnie poddał karze.
Tuż przed rozpoczęciem jego przesłuchania przewodnicząca sędzia Bożena Dzimira-Rzepkowska uznała, że obecni na sali rozpraw dziennikarze muszą wyjść. – Z uwagi na to, że obecność przedstawicieli środków masowego przekazu mogłaby oddziaływać krępująco na zeznania świadka – wyjaśniła sędzia.
„Wydaje mi się, ktoś, kiedyś”
Dlatego to, co zeznał w sądzie Maciej Sz., mogliśmy poznać dopiero po rozprawie, z protokołu, który znalazł się w jedenastym już tomie akt sprawy. Przypomnijmy, że według prokuratury Piotr Kowalczyk (zgadza się na podawanie swoich danych) i trzech innych przedsiębiorców – architekt Adam M., przedsiębiorca Mariusz P., prywatnie kuzyn posła Przemysława Czarnka oraz właśnie Maciej Sz. podjęli się załatwienia pozwolenia na budowę i wszelkich wymaganych zgód na pierwszy lubelski drapacz chmur, który miałby stanąć przy ul. Zana w Lublinie. W zamian – zdaniem śledczych – mieli dostać 1 mln zł łapówki, która miała być zakamuflowana w umowie na projektowanie budynku. Powoływali się przy tym na wpływy w urzędach miasta i wojewódzkim.
Maciej Sz. jako jedyny poszedł na współpracę z prokuraturą i dobrowolnie poddał się karze: dostał rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata oraz 20 tys. zł grzywny. Na rozprawie 4 czerwca przyznał, że wielogodzinne przesłuchania na etapie śledztwa były dla niego stresujące. „Moje ostatnie zeznania w delegaturze CBA przebiegały w atmosferze, w której agent wprost zasugerował, że moje zeznania muszą bardziej obciążyć„. By wybrał współpracę z organami ścigania doradzali mu bliscy i adwokat, „który informował mnie, że sprawa będzie trwała latami i będzie się ciągnęła i żebym skorzystał„. – Gdyby kara skutkowała osadzeniem, to nie poddałbym się i korzystał z procesowej możliwości obrony – przyznał jednak.
Pośrednik w obrocie nieruchomościami na pytania sądu, prokuratora i pełnomocników oskarżonych odpowiadał ponad trzy godziny. W protokole z jego zeznań wielokrotnie pada „wydaje mi się”, „nie pamiętam”, „nie przypominam sobie”. Opowiadał m.in. o tym, jak poznał oskarżonych i agenta CBA, który w ramach prowokacji jako Rafał Klimek, podszywał się pod biznesmena ze Słowacji.
– Na pierwszym spotkaniu (z agentem CBA – red.) był Mariusz P. – zeznawał w sądzie Maciej Sz. – Na tym spotkaniu pojawiła się informacja o jego relacji rodzinnej z wojewodą ówczesnym Przemysławem Czarkiem i o przyjaźni z prezydentem miasta (Krzysztofem Żukiem – red.). Ze strony P. padały szerokie propozycje inwestycyjne. P. na spotkaniu, wydaje mi się, mówił o swoich znajomościach i wykorzystaniu ich w razie potrzeby.
Z punktu widzenia prokuratury jednym z kluczowych dla sprawy spotkań z agentem było to na na lotnisku Chopina w Warszawie. – W momencie jak agent zapytał o możliwości i wpływy Mariusza, z mojej strony padła informacja o kwocie, jaką Mariusz miał oczekiwać – od 0,5 do 1 mln zł. W jakiś sposób z kontekstu, domysłu, charakteru wcześniejszej rozmowy miało to wydźwięk kwoty za załatwienie i pomoc. Sam Mariusz informował mnie, ale nie uszczegóławiał, za co to miało być. Nawet na spotkaniu z agentem nie byłem w stanie prezyzyjnie określić i używałem określeń ktoś, kiedyś – mówił świadek.
Przy alkoholu o „pozytywnym wydźwięku wizyty w Ratuszu”
Przed sądem opowiadał też o innych, opisywanych już przez nas spotkaniach, na których omawiano szczegóły inwestycji przy Zana. Na tym w kawiarni na deptaku – Vanila Café – pojawił się projektant budynku – Adam M. – W trakcie spotkania Adam udał się do prezydenta. Po jakimś czasie, wydaje mi się, wrócił, dołączył do spotkania i poinformował o ustaleniach w Ratuszu. Było to spotkanie, które zakończyło się sprawdzeniem, czy na danej nieruchomości dana koncepcja będzie możliwa do zrealizowania. Na spotkaniu w Vanilla Café wydaje mi się pojawiła się informacja o znajomości Adama z prezydentem – mówił Maciej Sz.
Według niego do pierwszego kontaktu „słowackiego biznesmena” Rafała Klimka z Piotrem Kowalczykiem doszło w siedzibie firmy tego drugiego przy Al. Racławickich. Stamtąd przedsiębiorcy przeszli do Ratusza na spotkanie z prezydentem Lublina Krzysztofem Żukiem.
– Została przedstawiona osoba Klimka, nie pamiętam, czy to ja czy M. i w jaki sposób zaprezentował postać Kowalczyka – mówił świadek. – Odnośnie inwestycji przy Zana kierunek rozmów toczył się w postaci plusów, minusów i zagrożeń. Z tego co popamiętam, były już materiały w postaci propozycji rzutu zagospodarowania terenu. Na tym spotkaniu wydaje mi się, że Kowalczyk rozmawiał o inwestycji z Bogutą (chodzi o Ewę Bogutę, ówczesną dyrektorkę Wydziału Architektury i Budownictwa Urzędu Miasta Lublin, od 2022 na emeryturze – red.). Oni rozmawiali między sobą, jak wszyscy na spotkaniu.
Tego samego dnia odbyło się kolejne spotkanie – w restauracji Kardamon – na którym „pozytywny wydźwięk wizyty w ratuszu” świętowali „słowacki biznesmen” oraz Maciej Sz. i Adam M. – To było spotkanie z alkoholem, miało charakter podsumowania – opowiadał Maciej Sz.
Kolejny raz mężczyźni spotkali się w podlubelskim hotelu In Between. – Rozmowy z M. i Kowalczykiem w tamtym momencie dotyczyły warunków umowy na projektowanie budynku przy Zana. Przez chwilę pojawił się P., który proponował chyba kolejną inwestycję. Był omawiany sposób płatności, pojawił się wątek wynagrodzenia w zależności, jaką wysokość budynku uda się uzyskać. Potem doszło do wymiany mailowej i telefonicznej w kwestii potwierdzenia warunków umowy. I ostatnie spotkanie – na Racławickich. Na spotkaniu miało dojść do podpisania umowy na projektowanie budynku przy Zana. Po podpisaniu umowy doszło do zatrzymania. W domyśle było, że umowę przygotował M. z Kowalczykiem. Umowę dostałem od M. do przesłania Klimkowi.
Maciej Sz. był też pytany o rolę w tej sprawie byłego przewodniczącego Rady Miasta. – Nie przypominam sobie sytuacji, aby Kowalczyk sam sugerował swoje wpływy – zeznał. I zaraz dodał: – Nie umiem potwierdzić ani zaprzeczyć, aby Kowalczyk w negatywny sposób zareagował, jeśli ktoś w jego obecności powoływał się na jego rzekome wpływy.
O przesłuchaniu w CBA mówił tak: – Wydaje mi się, że celem tych zeznań miało być powiązanie kwoty, która padła na lotnisku, z M. i Kowalczykiem. Tym bardziej, że wydaje mi się, że informowałem agenta CBA o tym, że przed spotkaniem w hotelu informowałem Klimka, że ja nie jestem osobą umocowaną czy uprawnioną, żeby rozmawiać o kwestiach finansowych i żeby te sprawy ustalał z M.
Jak Rafał Klimek udawał góralski akcent
Podczas zeznań składanych przez Macieja Sz. pojawił się też wątek wiarygodności „słowackiego biznesmena”. – Nie pamiętam, ale wiem, że pojawiły się wątpliwości ze strony M. co do wiarygodności i seansu współpracy z Klimkiem. Na pewno chodziło o wiarygodność, czy nie jest to kolejna osoba, która będzie dużo mówić i obiecywać, a nic z tego nie wyjdzie, z którymi M. doświadczenie już miał.
Klimek uwiarygadniał się przed lubelskimi przedsiębiorcami wysyłając im linki do inwestycji, które miał zrealizować na Słowacji. – Mówił o swojej działalności w Europie i Stanach. Branża IT, w której miał być mocny. Wysyłał adres stron do zrealizowanej inwestycji. Klimek sprawiał wrażenie inwestora i ubiorem, i zachowaniem, budował wizerunek osoby bardzo zamożnej i doświadczonej w biznesie. M. wydaje mi się że na początku na 99 proc. był sceptycznie nastawiony w sumie już tylko po usłyszeniu, że jest to kolejny inwestor czy opowieść P. Z racji tego, że osoby w postaci rzekomych inwestorów, których Mariusz wynalazł, co chwilę się przewijały i nic z rozmów nie wychodziło. Sceptycyzm potem dotyczył samej osoby Klimka – zeznawał Maciej Sz.
Ale mimo początkowych obiekcji agent pod przykrywką na tyle się uwiarygodnił, że spółka Projektownia Premium reprezentowana przez Piotra Kowalczyka przygotowała umowę na projektowanie wysokościowca. Klimek występuje w niej jako prezes amerykańskiej spółki RPN Design LLC z siedzibą w Atlancie.
O swoich wątpliwościach co do wiarygodności agenta-biznesmena mówił również, podczas wcześniejszej rozprawy, inny świadek – przedsiębiorca Artur P. z Warszawy, który Klimka nazwał wprost „słowackim oszustem udającym biznesmena, który jest mu winny pieniądze”.
– Z Sz. (Maciejem – red.) widywałem się w restauracji Cud Miód na Nowogrodzkiej w Warszawie. Ze słowackim biznesmenem widziałem się krótko jeden raz w terminalu. Ja byłem zdziwiony, że on po polsku udaje akcent podhalański. Pamiętam jego wizytówkę w beżowo-żółtawym kolorze. Wydaje mi się, że Sz. powoływał się na to, że tego biznesmena polecił mu ksiądz Wiesiek K. (…) Mnie zastanowiło, dlaczego on udaje akcent góralski w mówieniu po polsku, a mówię udaje, bo wiele lat pracowałem w Zakopanem – mówił w sądzie Artur P.
Maciej Sz. nie zdążył odpowiedzieć na wszystkie pytania sądu, prokuratora i obrońców oskarżonych. Będzie kontynuował zeznania podczas kolejnej rozprawy zaplanowanej na 17 lipca.
Proces Piotra Kowalczyka (na zdjęciu w środku, obok niego mecenas Marek Chołdzyński i żona Monika Drozd-Kowalczyk) i dwóch innych oskarżonych toczy się od ponad 2 lat. Fot. Krzysztof Wiejak
Kiedyś bał się osadzenia, a teraz da się wyczuć pewne nuty obawy przez byłymi „wspólnikami”. Nie dziwię się zresztą.
PS. Mam przekonanie, że plany Tęgiego Łba były znacznie bardziej ambitne niż przytulenie „marnej” bańki i obejmowały co najmniej wejście w spółkę ze „Słowakiem”, jeśli już nie całościowe przejęcie tematu, z którego zyski szłyby w dziesiątki mln po zamianie funkcji na mieszkalną (z tego co pamiętam pierwotnie „drapacz chmur” to miał być biurwowiec, ale mogę się mylić).
PPS. Trochę to dziwnie wygląda, że prowadzący akcję zadowolili się puentą w postaci oskarżenia o płatną protekcję, a nie pociągnęli tematu w kierunku tego, co faktycznie mogliby uzyskać „protegowani” od wiadomo K0go. Ale wiadomo, że w koleżeńskim środowisku P0lsK0-W0lskiej Zjednoczonej Partii Deweloperskiej atak na pewne osoby to byłoby wielkie faux pas.
Czytaliście teksty Sebastiana Białacha na temat tej sprawy? Jak nie to polecam. Prawdziwe dziennikarstwo. To co tutaj robicie to jest pisanie pod z góry ustaloną tezę, jak zwykle zresztą.
Ten Seba z łonetu już pokazał swoją „wiarygodność”, kiedy medialnie wspierał geszeft 700-lecia na GCz. Prawdziwa presstytucja.
PS. Nadajesz z biura Tęgiego Łba jak swego czasu cfela-dewela na forum DW?