8 minuty czytania • 27.08.2024 16:24
Rumiankowa nie taka sielankowa. Mieszkańcy mają pretensje do Ratusza, bo między domkami ma stanąć wielki blok
Udostępnij
Pozwolenia jeszcze nie ma, ale bilbord z wizualizacjami już wisi. Urząd tłumaczy, że deweloper musi poprawić wniosek o pozwolenie na budowę, a mieszkańcy skarżą się na nierówne traktowanie. Bo za chwilę przed ich parterowymi domami mogą wyrosnąć 4-piętrowe bloki.
Jak planowana przy Rumiankowej inwestycja może kompletnie zrujnować prywatność, najlepiej wie mieszkający po sąsiedzku, przy ul. Kminkowej, Grzegorz Żuber. Zgrabny parterowy domek z mieszkalnym poddaszem, wypieszczony trawnik z wiekowym modrzewiem na środku. Dziś ten sielski widok zaburza stojący po sąsiedzku 4-kondygnacyjny blok i wchodzące niemal na posesję Żubra balkony. Niecałe trzy lata temu inwestycję „Trześniowska Park” (80 mieszkań) zrealizowała znana w Lublinie firma z branży budowlanej LUK.
Co prawda przez trzy lata można się było nieco przyzwyczaić do takiego sąsiedztwa, ale bliskość bloku nadal bywa bolesna. – Takie na przykład prozaiczne rzeczy (pan Grzegorz wskazuje na jeden z balkonów), godzina wpół do ósmej rano, ja sobie śpię, a ktoś puka: „Mogę do pana na posesję wejść, bo ręczniki spadły do pana?” – opowiada mieszkaniec Kminkowej. – To nie jest może coś strasznego, ale zakłóca strefę prywatną. Czasami ludzie sobie posiedzą, pobiesiadują, no ok, każdy może, ale raz tutaj, raz tutaj, raz tutaj – pan Grzegorz kolejny raz wodzi ręką po tarasach – I okazuje się, że weekend trwa czasami dwa tygodnie.
Jak przyznaje, pisał odwołania, ale to wszystko było jak grochem o ścianę. – Brak komfortu, prywatności. Córka mówi, że nie ma już sensu rozkładać basen w ogrodzie. Trochę się czuję, jakbym był pod stałym nadzorem – mówi Grzegorz Żuber i odpala spalinową kosiarkę, bo jest akurat godz. 15 i może o tej porze nikt z sąsiadów tym razem nie będzie miał o to pretensji.
Pies został pogrzebany 22 lata temu
Z podobnym relacjami wynikającymi z bliskiego sąsiedztwa już niedługo mogą się zderzyć kolejni mieszkańcy Kminkowej. Problem tej ulicy, ale nie tylko tej, bo też innych w tej dzielnicy, polega na tym, że miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, uchwalony w 2002 roku (przewodniczącą Rady Miasta była wówczas Helena Pietraszkiewicz, a prezydentem Andrzej Pruszkowski, oboje z PiS), przewiduje dla tego rejonu Ponikwody zabudowę M3 – mieszaną. Oznacza to, że mogą tu powstawać zarówno domy jednorodzinne (których jest zdecydowanie najwięcej, bo taki zawsze był charakter tej dzielnicy), ale również zabudowa wielorodzinna.
I właśnie ta druga opcja spędza teraz sen z powiek niektórym mieszkańcom ul. Kminkowej. W Urzędzie Miasta od kwietnia toczy się postępowanie w sprawie wydania pozwolenia na budowę wielorodzinnego bloku przy ul. Rumiankowej 3. Bloku nie byle jakiego, bo – jak przekazuje Justyna Góźdź z biura prasowego Ratusza – składającego się z 85 mieszkań.
Pozostałe parametry inwestycji:
- – wysokość budynku: 12 m
- – liczba kondygnacji nadziemnych: 4
- – liczba kondygnacji podziemnych: 1
- – powierzchnia zabudowy: 1316 mkw.
- – powierzchnia biologicznie czynna: 2970 m2 (cała działka ma 7589 mkw)
- – liczba miejsc parkingowych: 87 (1 miejsce parkingowe na 1 mieszkanie)
Odległość bloku od sąsiednich działek w najdalszym punkcie wynosi 13 metrów, w najbliższym – zaledwie 4 metry, czyli mimimum wynikające z przepisów. Jak będzie wyglądał w praktyce, można zobaczyć na bilbordzie przy al. Andersa, na którym deweloper już zachęca do zakupu mieszkania w „Rumiankowym zaciszu”. „Zamieszkaj blisko centrum” – kusi grafiką z płatkami rumianku w logo. Projekt jakich wiele na deweloperskich bilbordach: blok na planie otwartego czworoboku, cztery kondygnacje, obowiązkowy mini plac zabaw, trawiasta skarpa, gdzieś w tle kawałek drzewa. Tylko sąsiadów tej inwestycji na plakacie nie widać.
Beton przed oczyma
Ale oni są – jak najbardziej realni, mieszkający tu od lat. I dlatego postanowili nie czekać biernie na to, co nieuchronnie pewnie i tak nadejdzie, ale wziąć sprawy w swoje ręce. I sprawić, by sąsiedztwo było przynajmniej w miarę znośne. To znaczy mniejsze i bardziej oddalone od ich działek.
Zofia Kura na Kminkowej mieszka od 1965 roku. Gdy idziemy przez jej ogródek, pokazuje w kierunku południa – tam, gdzie wyrośnie blok. – My nie sprzedaliśmy deweloperowi, bo jak mu sprzedamy, to gdzie ja pójdę? – pyta retorycznie pani Zofia, a gdy zagajam, jak blisko będzie blok, odpowiada: – Słońca nie będzie widać, pewno będzie wyżej jak mój orzech – tu wskazuje na całkiem dorodne drzewo rosnące na środku ogródka.

– Ja jestem chyba najbliżej biorąc pod uwagę wszystkich sąsiadujących tej inwestycji – mówi Barbara Maziarz z Kminkowej 20. – Pierwsze uderzenie z tą informacją, że coś takiego ma powstać, to był cios w serce, bo ja mieszkam tu od urodzenia i w życiu bym się nie spodziewała, że coś takiego może mnie spotkać, że będę musiała się mierzyć z takim wyzwaniem. Wyjdziesz i zobaczysz beton przed oczyma. Broni nie składamy – dodaje.
Jak zapowiedziała, tak zrobiła – wraz z sąsiadkami z Kminkowej Joanną Selwą-Wnuk i Elżbietą Prajsner – w poniedziałek pojawiły się w Wydziale Architektury i Budownictwa Urzędu Miasta Lublin przy Wieniawskiej. Spotkanie z dyrektorką wydziału Magdaleną Zbiciak zorganizowała radna miejska Justyna Budzyńska z opozycyjnego klubu PiS.
– Widać nierówność społeczną. Wchodzi duży inwestor, rozpycha się, pokazuje swoją siłę, że ma pieniądze, że może budować, jak jemu się podoba, a mieszkańcy – w ich odczuciu – czują się pokrzywdzeni, bo oni mieszkali tu od lat – tak radna Budzyńska tłumaczy Jawnemu Lublinowi swoje zaangażowanie w rozwiązanie problemu mieszkańców Kminkowej. Jak dodaje, chce, by po latach zaniedbań przywrócić ład architektoniczny na Ponikwodzie. – Jedzie się na ul. Kminkową, widzi się piękne, małe domki, a zaraz blok o dużo większej wysokości. Od razu pojawia się pytanie: gdzie jest gmina Lublin, gdzie jest prezydent, gdzie są radni, którzy pozwolili na coś takiego? Będę szła w stronę zmiany planu, żeby ta zabudowa mieszana została uregulowana, żeby ludzie nie czuli się pokrzywdzeni.
Joanna Selwa-Wnuk podczas spotkania w wydziale architektury zwracała uwagę, że urząd wskazywał na rażące błędy w projekcie inwestora i jednocześnie dawał krótki czas na złożenie uwag przez bezpośrednich sąsiadów planowanej inwestycji. – Przed końcem naszego terminu na zapoznanie się z dokumentacją deweloper dostaje kolejny miesiąc na nanoszenie kolejnych poprawek. Dlaczego nie dostał odmowy? – pytała. Odpowiedź dyr. Zbyciak była krótka: – Ponieważ w wyniku złożonych uzupełnień wyszły na jaw kolejne braki.
Szefowa Wydziału Architektury i Budownictwa przekazała mieszkankom Kminkowej, że deweloper nie dostał jeszcze pozwolenia na budowę, a sprawa jest w toku. – Inwestor jest obowiązany do uzupełnienia dokumentacji, wykazania, że na sąsiednich działkach będzie możliwa zabudowa zarówno jednorodzinna jak i wielorodzinna, na takich samych zasadach jak on planuje. Być może będzie się to wiązało z tym, że będzie swój budynek musiał zmniejszyć, żeby odsunąć odpowiednio od granic działki – przekazała.
Podczas spotkania mieszkanki poruszyły również kwestię dojazdu do przyszłej budowy. Bo ruch będzie się odbywał przez Kminkową, która tylko w części jest asfaltowa, z chodnikami. Planowany wjazd na „Rumiankowe zacisze” będzie się odbywał szutrową, wąską cześcią (na zdjęciu poniżej), która – jak kobiety usłyszały w Ratuszu – przed dopuszczeniem inwestycji w użytkowanie ma się stać pełnoprawną drogą. A to będzie z kolei wiązało się m.in. z tym, że sprzed domu Joanna Selwy-Wnuk najprawdopodobniej zostaną wycięte dorodne drzewa.
Pozwolenie nie ma, ale deweloper w blokach startowych
Renoma Inwest, która stoi za inwestycją przy Rumiankowej, to nowaspółka, założona w listopadzie zeszłego roku. Jej kapitał zakładowy to 15 tys. zł. Prezesem zarządu jest Ireneusz Kapusta (rocznik 1982). Mimo że postępowanie administracyjne w sprawie pozwolenia na budowę wciąż trwa, przygotowania do inwestycji już się zaczęły. Na działce pojawił się kontener socjalny, gotowa do wbicia w ziemię i do wypełnienia jest także żółta tablica informacyjna, na której zwyczajowo pojawiają się dane dotyczące inwestora, kierownika budowy itp. Na środku posesji stoją jeszcze dwa budynki, które zostaną wyburzone. Na nieruchomości jest też kilka dorodnych drzew, których próżno szukać na wizualizacji z bilbordu. Ale budowlanego zrywu jeszcze nie widać, choć posesję, dostawczym samochodem, odwiedza mężczyzna. Przekazaliśmy mu prośbę o kontakt z prezesem. Ale na razie do rozmowy nie doszło.






Te przygotowania do budowy uważnie, przez ogrodzenie, śledzą mieszkanki Kminkowej. Czy poniedziałkowe spotkanie rozwiało ich wątpliwości? – Nie, nadal nic nie wiemy, czekamy na kolejne poprawki, dalej jest jedna wielka niewiadoma – przyznaje Joanna Selwa-Wnuk (na zdjęciu poniżej, w swoim ogrodzie przy Kminkowej. Za płotem będzie miała sąsiedztwo „Rumiankowego zacisza”). – Najbardziej nam zależy na znalezieniu równowagi, aby zmniejszyć kubaturę planowanej inwestycji, odsunąć ją należycie od granic działki, żeby nie ingerowała tak agresywnie w sąsiednie nieruchomości – dodaje.

– Moją intencją jest pomóc mieszkańcom i wyjść z tej patowej sytuacji, która jest krzywdząca, bo jak się zobaczy, co tam się dzieje, to jest to widoczne gołym okiem, że mieszkańcy są pokrzywdzeni – dodaje radna Justyna Budzyńska.
Na zdjęciu głównym: Mieszkanki ulicy Kminkowej oraz radna PiS Justyna Budzyńska w poniedziałek spotkały się z dyrektor Wydziału Architektury i Budownictwa UM Lublin Magdaleną Zbiciak. Fot. Krzysztof Wiejak