Wesprzyj Kontakt

4 minuty czytania  •  07.02.2017

Pytać każdy może

Udostępnij

Kolega poprosił mnie, żebym napisała tekst z „watchdogowego” punktu widzenia – że ludzie mogą pytać urzędy o sprawy publiczne. Prośba była inspirowana tym, że ostatnio złożyliśmy zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa na policji, bo Urząd Miasta Lublin nie chciał udostępnić nam projektu programu oddłużeniowego, co jedna z gazet określiła jako”donos” na Prezydenta Miasta Lublin. Donos ma jednoznacznie pejoratywny wydźwięk. Pytanie brzmi, czy z tego pytania i egzekwowania odpowiedzi, może wyjść coś dobrego?

Watchdog to brzmi dumnie
Watchdog to taka osoba lub organizacja, która przygląda się temu, jak działają instytucje publiczne, w tym jak wydają nasze pieniądze. Sprawdzają też, jak instytucje dbają o to, żeby kobiety mogły rodzić w godnych warunkach, czy nadzorują nasze prywatne rozmowy, maile, jak działają sądy, jak rady gminy wykonują swoją pracę, czy kobiety doświadczające przemocy mogą skutecznie bronić się przed sprawcą, czy zapewniają pomoc osobom doświadczającym bezdomności itd. Z tymże, watchdogi doskonale wiedzą, że mają prawo pytać, i jak wyegzekwować odpowiedzi na te pytania, chociaż to często też nie jest takie łatwe. Po prostu chcą wiedzieć i dzielą się tą wiedzą z innymi. Najczęściej te osoby i organizacje nazywa się pieniaczami, donosicielami, którzy nadużywają swoich praw albo paraliżują pracę instytucji, które odpowiadanie na pytania zainteresowanych nie traktują jako części swojej pracy.

A co z pozostałymi osobami, które watchdogami nie są?
Otóż też mogą pytać, oczekiwać odpowiedzi i pociągać do odpowiedzialności instytucje, które uchylają się od tego obowiązku. Mało tego, powinny to robić, bo w przeciwnym razie nic się nie zmieni w myśleniu i podejściu urzędników do służby publicznej, jaką pełnią. W prosty sposób tłumaczy to Alina Czyżewska, która w Gorzowie Wielkopolskim prezentuje tę „rewolucyjną” myśl. Co to jest samorząd? Samorząd to ludzie którzy mieszkają na danym terenie, np.: miasto. Z czym wiąże się życie w mieście? Np.: z tym, żeby można się było po nim poruszać, żeby były miejsca, w których można odpocząć, żeby ludzie mieli gdzie pracować i mieszkać, żeby można było korzystać z kultury, ochrony zdrowia. To tylko niektóre obszary, jakie trzeba zorganizować, o których trzeba codziennie myśleć i o jakie należy zadbać. Co się z tym wiąże? Potrzeba na to wszystko pieniędzy, a biorą się one z naszych podatków. Kto to jest prezydent miasta? To osoba, którą my wybieramy 
i której płacimy, żeby w naszym imieniu, przy pomocy urzędników i urzędniczek, zarządzała miastem, czyli tymi wszystkimi obszarami. Co nie oznacza, że tylko raz na 4 lata w wyborach możemy wyrazić swoją akceptację lub nie, co do tego sposobu zarządzania. To oznacza, że możemy w tym procesie zarządzania uczestniczyć, konsultować, sprzeciwiać się albo określone decyzje wzmacniać na każdym etapie. Żeby to robić, potrzebujemy wiedzy. Trudno ją uzyskać w inny sposób niż pytaniem albo sprawdzeniem ogólnodostępnych informacji.

Kto tak naprawdę „nadużywa” prawa?
Możemy pytać z pozycji zaangażowanego albo zatroskanego mieszkańca / ki, któremu zależy 
na rozwoju miasta, na tym, żeby ludziom żyło się w nim lepiej, przedsiębiorczyni, która chce skutecznie prowadzić swoją działalność lub osoby planującej postawić dom na działce, wysłać dziecko do szkoły lub przedszkola, znaleźć najlepszy dla siebie szpital albo sprawdzić czy instytucje publiczne pamiętają, że mają nam dostęp do tej wiedzy zapewnić, odpowiadając na pytania albo publikując informacje w Biuletynie Informacji Publicznej. Co więcej nikt nie ma prawa wymagać od nas podania naszych danych, powodu, dla którego pytamy albo do czego ta informacja jest nam potrzebna. Wystarczy napisać, co chcemy i w jaki sposób to ma być nam udostępnione. Są od tej zasady pewne wyjątki, które administracja zaczęła traktować jako regułę. Poradnik jak pytać, znajdziecie na stronie Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska – http://informacjapubliczna.org/poradnik/.

To jest nasze prawo i nikomu nic do tego
Ponad pół wieku temu – po II wojnie światowej – państwa potwierdziły pewną bardzo ważną zasadę, od tego momentu stanowiącą nie tylko ideę, ale i obowiązujące prawo. Każdy człowiek ma określone prawa z racji tego, że jest człowiekiem, bez względu na to skąd pochodzi, czy wierzy czy nie, jakiej jest płci albo na jakiekolwiek inne różnice. Państwo jest po to, żeby zorganizować technicznie działanie tych praw i ma nam nie przeszkadzać w korzystaniu z nich. Te prawa określa się prawami człowieka. Większość z nich można jednak ograniczyć. Jednym z praw człowieka jest prawo do informacji:

„1. Każdy ma prawo do wolności wyrażania opinii. Prawo to obejmuje wolność posiadania poglądów oraz otrzymywania i przekazywania informacji i idei bez ingerencji władz publicznych 
i bez względu na granice państwowe (…).

2. Korzystanie z tych wolności pociągających za sobą obowiązki i odpowiedzialność, może podlegać takim wymogom formalnym, warunkom, ograniczeniom i sankcjom, jakie 
są przewidziane przez ustawę i niezbędne w społeczeństwie demokratycznym w interesie bezpieczeństwa państwowego, integralności terytorialnej lub bezpieczeństwa publicznego,
ze względu na konieczność zapobieżenia zakłóceniu porządku lub przestępstwu, z uwagi
 na ochronę zdrowia i moralności, ochronę dobrego imienia i praw innych osób oraz ze względu 
na zapobieżenie ujawnieniu informacji poufnych lub na zagwarantowanie powagi i bezstronności władzy sądowej.”

Art. 10 Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności

A co do pieniactwa, donosicielstwa i tym podobnych ocen, pozostawię je bez komentarza…

 

Kinga Kulik

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *