9 minuty czytania • 11.02.2025 10:25
Ludzie szukają domu, prokuratorzy winnego. Kamienicę przy Bernardyńskiej podmyła woda od sąsiadów
Udostępnij
Znana jest oficjalna przyczyna katastrofy budowlanej przy ul. Bernardyńskiej 10 – to wyciek wody na sąsiedniej posesji należącej do NSZZ Solidarność. Dach nad głową straciły trzy rodziny. Żadna nie mogła wrócić po swoje rzeczy, jedna nadal szuka swojej kotki.
Ten artykuł powstał dzięki wsparciu finansowemu naszych Czytelników.
Był piątek, 17 stycznia. – Rano, ok. 10, zadzwoniła domofonem najemczyni lokalu na parterze. Powiedziała, że podmyte wszystkie płytki – opowiada pan Jarosław. Na parterze kamienicy przy Bernardyńskiej 10 mieszkał z żoną, małym synkiem i teściową. – Zaczęliśmy się rozglądać i zauważyliśmy pęknięcia: na suficie, ścianach, podłodze. Zadzwoniliśmy do właściciela kamienicy. Przyjechał i zeszliśmy do piwnicy.
Jakby rzeka płynęła
Na pierwszym poziomie piwnic, gdzie mieszkańcy budynku trzymają swoje rzeczy, nic niepokojącego się nie dzieje. Tego dnia Jarosław schodzi tam jeszcze raz – by naprawić mrugające światło. Mieszka tu od kilkunastu lat, zna w tej kamienicy każdy kąt, najlepiej wie, gdzie szukać usterek w instalacjach.
– Z każdą godziną było gorzej. Drzwi przestały się zamykać i opadły tak mocno, że rozwaliły zamek. Płytki się przesunęły o 1,5 cm. Właściciel przyjechał jeszcze raz i zeszliśmy wtedy do niższych poziomów piwnic. Wyglądało to tak, jakby rzeka tamtędy przepłynęła. W jednym pomieszczeniu woda stała na jakieś 70 cm głębokości. Przeciekała przez ściany – opowiada Jarosław.
Właściciel budynku alarmuje MPWiK. Ekipa zjawia się po kilkudziesięciu minutach, ale nastrój paniki pracownikom miejskiej spółki się nie udziela. Ich zdaniem żadnej awarii wodociągowej nie ma.
– Zakręcili wodę, ale problemu jakby nie widzieli. Tłumaczyliśmy, że przecież znikąd tyle wody się nie wzięło. Naciskaliśmy, by nie odkręcali na powrót wodociągu – opowiada mieszkaniec. – Jak tak staliśmy na klatce, to z tych pęknięć tynk sypał się na głowy. Potem przyjechała druga ekipa z MPWiK, ale już z nią nie chodziłem, już się w pośpiechu zbieraliśmy. Zabraliśmy psy, ale nie mogliśmy znaleźć kotki. Zawsze była strachliwa i teraz też gdzieś się schowała. Zostawiliśmy jej jedzenie, wodę – wspomina Jarosław. I dodaje: – Nie przypuszczaliśmy, że tu nie wrócimy. Nic z domu nie zabraliśmy, jedynie po reklamówce ubrań dla teściowej i dziecka. Budynek opuściliśmy po godz. 21. Nikogo poza MPWiK wtedy jeszcze nie było. Żadnych urzędników, żadnych strażaków, żadnej policji.
Czarnej kotki szukają do dziś. Do swojego mieszkania nie zostali już nigdy wpuszczeni, ale jeden ze strażaków zgodził się wybić szybę w oknie. Ktoś miał też widzieć, jak Ramzi wyskakuje przez okno. Od czasu katastrofy regularnie przyjeżdżają na Bernardyńską – z Zamościa, gdzie się teraz zatrzymali. Szukają kotki po okolicznych podwórkach, rozstawili profesjonalne łapki. W zeszłym tygodniu Jarosław spędził noc w samochodzie zaparkowanym przy gruzach po kamienicy. Nie przyszła.


RAMZI to czarna podpalana kotka z charakterystyczną plamką w prawym uszku.
Kiedy będziemy mogli wrócić po nasze rzeczy?
Joanna: Pęknięcia w ścianie dziadkowie zauważyli w piątek, ok. godz. 17. Nie mogli też otworzyć drzwi. Gdy narzeczony do nich przyjechał, to w szparę w ścianie można już było włożyć palec, a z sufitu sypał się tynk. Udało mu się namówić rodziców i dziadków, by noc spędzili u nas. Zabrali koty, psa, leki, coś do spania. I nic więcej. Byliśmy przekonani, że rano następnego dnia wrócimy po rzeczy.
Gdy mieszkańcy w pośpiechu opuszczają budynek, właściciel kamienicy dzwoni na straż pożarną i policję. Tej nocy Bernardyńska jest zamknięta dla ruchu. Niebieskie koguty radiowozów świecą do rana, gdy z wielkim hukiem osuwa się jedna ze ścian kamienicy.
– Byliśmy tam o godz. 8 rano, ale nie pozwolili nam wejść – opowiada Joanna. – Potem przez kilka godzin staliśmy na mrozie, patrząc jak burzą dom rodziców i dziadków. Ale nigdy nie zapomnę innego obrazka, widoku jaki zastaliśmy po powrocie do mieszkania: para staruszków siedząca z kubkami herbaty przed wyłączonym telewizorem. I pytanie: „Kiedy będziemy mogli wrócić po nasze rzeczy?” Oni jeszcze nie wiedzieli, że ich domu już nie ma. Do babci dotarło to dopiero następnego dnia, jak jechała zeznawać na komisariat.
Wyburzanie kamieni trwa do nocy i następnego dnia. Ciężarówki wożą gruz na PSZOK przy ul. Metalurgicznej. Lokatorzy z trzech mieszkań dostają zgodę, by wejść na wysypisko.
Jarosław: Myślałem, że chociaż dokumenty tam znajdę. Niestety.
Joanna: Ciocia znalazła torebkę ze zdjęciami ze swojej młodości, broszkę babci, nogę od mahoniowego stołu, potłuczone kryształy. Tyle.
W gruzach przepadły też dokumenty wszystkich, którzy kiedykolwiek badali słuch w gabinecie na parterze budynku. Na swojej stronie Audiofon ostrzega przed ryzykiem kradzieży tożsamości bądź prób zaciągania kredytów i pożyczek.
– W niedzielę, dobę po tym wszystkim przeczytałam w jednym z artykułów, że nikt nie skorzystał z pomocy oferowanej przez Ratusz. Jakiej pomocy? – pyta Joanna. – Pomaga nam armia wspaniałych ludzi, nie urzędnicy. Znajoma ze Świdnika nieodpłatnie udostępniła dziadkom mieszkanie w Świdniku. Kolega chce za darmo zrobić remont. Jak już będzie co remontować… Rodzice prawie codziennie jeżdżą do Urzędu Miasta, kompletują dokumenty, składają wnioski. Okazało się, że rodzicom przysługuje lokal komunalny. Dziadkom nie, bo przekraczają dochód.





Fot. Michał Siudziński
Coraz dłuższa kolejka po mieszkania od miasta
– Byli mieszkańcy kamienicy przy ul. Bernardyńskiej 10, po złożeniu stosownych dokumentów i spełnieniu kryteriów obowiązujących przy ubieganiu się o lokal z zasobu miasta, będą traktowani priorytetowo – deklaruje lubelski Ratusz. Choć wcale nie ma obowiązku zapewnienia lokalu zamiennego, gdy katastrofie budowlanej (lub wyłączeniu z użytkowania jak w przypadku kamienicy przy Farbiarskiej 2) ulegają budynki prywatne.
– Niemniej jednak miasto w ramach obowiązującego prawa oraz mając na uwadze zasady współżycia społecznego podjęło niezwłoczne, możliwe działania w celu udzielenia pomocy poszkodowanym mieszkankom i mieszkańcom – zapewnia Justyna Góźdź, rzeczniczka prasowa prezydenta Krzysztofa Żuka.
O przyznaniu rodzinom pomocy rzeczowej (żywność, kosmetyki, koce, kołdry, karma dla zwierząt, pampersy) i finansowej (zasiłki celowe, zasiłki od wojewody) zapewnia też lubelski MOPR. – Zaproponowano również pomoc psychologiczną i skorzystanie z miejsc pobytu tymczasowego w miejskiej placówce przy ul. Północnej – mówi Anna Pawlak z MOPR.
Fundusze zbierają też przyjaciele i bliscy rodzin, które zostały nie tylko bez dachu nad głową, ale straciły wszystkie swoje rzeczy, dobytek całego życia.
– Jarek wiele razy pomagał innym, teraz czas żeby jemu i jego rodzinie pomóc – nie ma wątpliwości Barbara, która zorganizowała zbiórkę dla rodziny pana Jarosława na zrzutka.pl.
Na Pomagam.pl pieniądze na nowy start dla rodziców i dziadków swojego narzeczonego zbiera pani Joanna. A te na pewno będą potrzebne, bo urzędnicy nie ukrywają, że miejskie lokale zwykle wymagają remontu, nierzadko generalnego.
Ewa Lipińska, dyr. Wydziału Spraw Mieszkaniowych w Radiu Lublin: – Lokali do remontu w posiadaniu gminy Lublin jest ok. 50, większość to bardzo niski standard. Na takie mieszkanie czeka obecnie ponad 180 rodzin, które w większości znajdują się w bardzo trudnej sytuacji. W normalnym trybie okres oczekiwania to kilka lat. Tutaj troszeczkę przyspieszymy, ale może to potrwać kilka miesięcy, nawet rok.
Pierwszym etapem do otrzymania mieszkania z zasobów miasta jest pozytywna opinia Społecznej Komisji Mieszkaniowej. Ta zbiera się w środę, 12 lutego. Będzie rozpatrywać wniosek jednej z rodzin z Bernardyńskiej, której udało się już skompletować wszystkie dokumenty. Ale nie tylko. Na tym samym posiedzeniu komisja zaopiniuje też podania większości z 15 rodzin, które z dnia na dzień musiały wyprowadzić się z kamienicy przy Farbiarskiej 2. Te z niższymi dochodami starają się o lokale socjalne i komunalne. Te z wyższymi – o mieszkanie TBS.

Fot. Michał Siudziński

Bardzo dużo wody. Z kamienicy przy Królewskiej 3
Wróćmy do wydarzeń z 18 stycznia. W sobotni poranek Bernardyńska na odcinku od browaru Perła do Placu Wolności jest zamknięta dla ruchu samochodowego. W pobliże kamienicy policja nie dopuszcza też pieszych. Wyjątek robi dla fotoreporterów i ekip telewizyjnych. Te rano filmują kupę gruzu, w jaką zamieniła się jedna ze ścian budynku. A po południu burzenie kamienicy. Taką decyzję podejmuje nadzór budowlany na posiedzeniu sztabu kryzysowego. W przerwie obrad urzędnicy i służby na kilka minut spotykają się z dziennikarzami. Zapewniają, że nikt nie ucierpiał, wszyscy się w porę ewakuowali, a grunt pod budynkiem i ulicą Bernardyńską jest stabilny.
Przyczyna katastrofy? Wiadomo, że woda, ale jeszcze nie wiadomo, skąd się tam wzięła. Hubert Mącik, Miejski Konserwator Zabytków, mówi o historycznym kanale za budynkiem, w którym zbierają się wody opadowe. St. kpt. Andrzej Szacoń z Państwowej Straży Pożarnej stwierdza, że przyczyną zdarzenia mogła być awaria wodociągowa.
Przyznaje to też obecny na konferencji prasowej prezes MPWiK Artur Szymczyk. – Stan awaryjny rzeczywiście nastąpił, przy odkopaniu będziemy mogli stwierdzić co i dlaczego. Natomiast przez nasze nasłuchy i nadzory na sieci nie było żadnych sygnałów alarmowych, by był jakiś duży wypływ – mówi Szymczyk. Dopytywany przez reportera RMF FM dodaje: – Do tej usterki doszło na sieci. Woda wypływała z sieci spółki.
Gdy dwa tygodnie później pytam o tę awarię MPWiK, rzeczniczka instytucji odsyła mnie do Prokuratury Rejonowej Lublin-Północ i Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. Ta pierwsza instytucja prowadzi śledztwo w kierunku sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy budowlanej. Ta druga każe czekać na ekspertyzę. Ta na biurko mec. Pawła Kwietnia trafia w piątek, 7 lutego.
– Ekspert stwierdził, że grunt w tym miejscu był bardzo grząski, rozwodniony. Były przeprowadzone badania georadarem i geologiczne odwierty, które wykazały, że pod budynkiem były przestrzenie wypełnione wodą czy grząską mazią o wielkości 2,4 m – streszcza treść ekspertyzy rzecznik prasowy PINB. – Bezpośrednim powodem katastrofy budowlanej było podmycie fundamentów ściany zewnętrznej od strony działki nr 8 wodą pochodzącą najprawdopodobniej z awarii doziemnej sieci wodociągowej. Źródło wycieku było ulokowane na terenie sąsiedniej nieruchomości – przy Królewskiej 3. Wyciek był z sieci wewnętrznej, nie MPWiK – podkreśla.
Na sąsiadów wskazuje też rzeczniczka MPWiK. – Wszystkie czynności sprawdzające wykluczyły jednoznacznie wystąpienie awarii na sieciach i przyłączach eksploatowanych przez Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji. Jednocześnie ustaliliśmy, że awaria wodociągowa wystąpiła na instalacji wewnętrznej niebędącej w eksploatacji MPWiK na posesji przy ul. Królewskiej 3 – informuje Magdalena Bożko-Miedzwiecka. I dodaje. – Na przestrzeni ostatnich miesięcy (roku) nie mieliśmy zgłoszeń dot. awarii (dużego wypływu wody) w tej lokalizacji.
Królewska 3 to kamienica wraz z dwiema oficynami (w jednej z nich mieści się popularna restauracja Zielony Talerzyk), która od 25 lat należy do NSZZ Solidarność. To właśnie tutaj w pierwszym tygodniu po wyburzeniu Bernardyńskiej 10 szukano przyczyn katastrofy budowlanej. Część bruku na podwórku została rozebrana, a w grunt wwiercono głębokie wiertła. To nie pierwsze tego typu prace w tym miejscu. Nawierzchnia była tu ścigana także w zeszłym roku. W okolicach Wielkanocy 2024 zaczęła wypływać stąd woda.




Nie prosimy o pieniądze na nowy wóz transmisyjny czy wyposażenie telewizyjnego studia – prosimy o pieniądze na przetrwanie. Każda, nawet najmniejsza kwota, pozwoli nam nadal istnieć.
Szybka wpłata – jawnylublin.pl/wplacam
Patronite – patronite.pl/jawnylublin
to nie jest miasto dla starych i biednych ludzi
@ozeasz: dla młodych też nie. Dla nikogo nie jest.
nie każda kamienica to zabytek, nie każdą trzeba na siłę konserwować, miasto jednak powinno bardziej rygorystycznie przymuszać wspólnoty i właścicieli do wyłożenia funduszy i prowadzenia remontów generalnych
Jeżeli okaże się to prawdą, to jest kompromotacja „Solidarności”.
Jeżeli okaże się to prawdą, to jest kompromitacja „Solidarności”.
Dk: zgadza się. Lublin to miasto przede wszystkim dla cwaniaków i kombinatorów.