Udostępnij
„Chyba chcecie, żebym wam to ogrodził?” – taką groźbę od przedstawicieli TBV słyszę już od 2016 roku, kiedy zorientowali się, że ich genialny plan na biznes stulecia (kupić teren zielony, rekreacyjny i załatwić sobie u polityków jego przemianę w grunty pod intratną zabudowę) wzbudza silny opór społeczny.
„Ogrodzić, nikogo nie wpuszczać” nie jest dobrym pomysłem dla przyrody
Oczywiście ograniczenie presji, ukrócenie wizyt imprezowiczów zostawiających po sobie śmieci, miałyby pewnie pozytywne skutki dla przyrody. Ale dla przyrody Górek największym bieżącym zagrożeniem nie są spacerowicze, ale sam właściciel terenu. A przed nim płot nie będzie skuteczny, gdyż z dużym prawdopodobieństwem… dorobi sobie klucz. Na terenie wciąż należącym do TBV (działki otoczone aktualnie blaszanym płotem budowlanym, który fruwa po okolicy przy większych wiatrach) raz po raz prowadzone są „w żadnym trybie” różnorodne prace „porządkowe” stanowiące zagrożenie dla chronionych gatunków roślin i zwierząt: koszenie do gołej ziemi, zrywanie darni spychaczami, wycinka drzew i krzewów. Ogrodzenie ułatwia ukrycie tego typu działań, których legalność budzi wątpliwości.
Górki to nie jest przyrodnicza wyspa, niezależna od otoczenia. Stanowią węzeł przyrodniczy połączony z innymi obszarami, z którymi, jak to w przyrodzie, trwa intensywna wymiana genów, migracje. Poligon to również korytarz ekologiczny łączący tereny miejskie i pozamiejskie. Tutejsza populacja chomika zasila inne miejsca występowania w Lublinie. Ogrodzenie całości to dla przyrody bardzo zły pomysł.
Z Górek, zupełnie nieinwazyjnie, korzysta wielu mieszkańców, dla których jest to fantastyczne miejsce odpoczynku w dzikości. Mimo poczynionych zniszczeń na czele ze – zbudowaną w najmniej stosownym do tego miejscu – infrastrukturą tzw. parku antynaturalistycznego. Górki wciąż są sprzątane po latach zaniedbań. Robią to oczywiście społecznicy, a nie deweloper, który umówił się z miastem, że odda mu teren posprzątany, co kazało się kolejna ściemą. Prowadzone konsekwentnie od lat oddolne akcje sprzątania najwrażliwszych fragmentów, krok po kroku poprawiają warunki siedliskowe licznych gatunków. Równie oddolnie prowadzone są akcje czynnej ochrony przyrody, w tym usuwania inwazyjnej nawłoci.
Górki wciąż są też terenem edukacji przyrodniczej: organizujemy tam każdego roku kilka, kilkanaście wycieczek przyrodniczych prowadzonych przez ekspertów, dzięki którym kolejne grupy odkrywają bogactwo najważniejszej enklawy dzikiej przyrody Lublina. Nieustannie zapraszamy też na nie lubelskich radnych, którzy jednak wciąż wolą głosować nad losem miejsca, które znają z memów. Wciąż jednak mamy nadzieję pokazać Ojcom Miasta faktyczne oblicze Poligonu.
Poligon, jak widać, wciąż żyje, również pod względem społecznym i to kolejny powód, dla którego jego zamknięcie to pomysł niezbyt trafiony.
Na szczęście całkowite otoczenie ogrodzeniem ponad 100 hektarów terenu, jest najpewniej niemożliwe do pogodzenia z zapisami dokumentów planistycznych, mówiących o strefie ESOCH. Chociaż teren ten widział już niejedno nielegalne działanie… Dla samego właściciela takie wielokilometrowe ogrodzenie byłoby zaś sporym wydatkiem, a przecież już od kilku lat spłaca kredyt zaciągnięty na zakup gruntów. Ale z drugiej strony przez te lata widzieliśmy też, że w walce z przyrodą oraz dla zrobienia na złość mieszkańcom, firma gotowa jest na wiele bezsensownych wydatków.
Krzysztof Gorczyca
prezes Towarzystwa dla Natury i Człowieka
Świetny komentarz!
Od siebie dodam, że wszelkie „inwestycje”, czyli zniszczenia finansowane są z kredytu wziętego pod zastaw miejsca, czyli Górek Czechowskich.
Sytuacja nieco się zmieniła po zawarciu przez TBV Investment umowy z Gminą Miastem Lublin (lub odwrotnie), bo cały kredyt przeniesiono ze 100% obszaru na tereny „inwestycyjne”.
Sama zmiana SUiKZP dała więc podstawy, by utrzymać 100% wartości kredytowej, zmniejszając zastaw hipoteczny o 3/4 pierwotnej wielkości.
Samo zaś niszczenie odbywa się głównie na terenach miasta, które w przyszłości miałyby być zapleczem socjalnym do zaplanowanej i zaprojektowanej już budowy 30 „hoteli studenckich” i 69 punktowców.
Co zrobi bank po ewentualnym odzyskaniu 100% obszaru Górek Czechowskich przez TBV investment, już jest mniej istotne, bo zależy to od spółdzielców z Piask, a nie mieszkańców naszego miasta.
Jedyną gwarancją zaprzestania dewelo-dewastacji Dziadogrodu jest upadek opłacalności działalności deweloperskiej. Dopóki cfaniactwo trzepało mega-kasę na manii kurników ynwestycyjnych, wszelki sprzeciw „plebsu” był niwelowany za pomocą tych, którzy misję służenia społeczności utożsamiali z zadaniem ubogacania cfaniactwa (dewelo-rozwój).
Szczęśliwym dla przyrody GCz. zrządzeniem losu ta mania dobiegła końca, co, miejmy nadzieję, oznacza koniec solidarności dewelo-bandy.