Wesprzyj Kontakt

7 minuty czytania  •  13.07.2024 08:21

Dramat pracowników potężnej spółki z Lublina. Rząd zamroził rachunki, na bruk trafiło już 30 proc. załogi

Dramat pracowników potężnej spółki z Lublina. Rząd zamroził rachunki, na bruk trafiło już 30 proc. załogi

Udostępnij

Makrochem SA, na którą polski rząd nałożył sankcje, coraz bardziej tonie. Pracownicy szukają pomocy, gdzie się da, ale ta nie nadchodzi. – To tak jakby ktoś wprowadził oskarżonego do sali, zawiązał mu usta i nie pozwolił nawet się wypowiedzieć – mówi jeden z nich.

3 października zeszłego roku dla jedynego akcjonariusza spółki Igora Lewenberga (rocznik 1969), jego najbliższych, którzy zasiadają w radzie nadzorczej, oraz 100-osobowej załogi był jak cios między oczy. To wówczas Mariusz Kamiński (PiS), ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji, wpisał spółkę i jej właściciela na listę sankcyjną. Trafiają na nią podmioty i osoby, które prowadzą biznesy z putinowską Rosją i w ten sposób wspierają ją gospodarczo. W przypadku Lewenberga, który poprzez Makrochem sprowadzał z Rosji sadzę techniczną i sprzedawał ją największym producentom opon w Europie, uzasadnienie było następujące: „Igor Lewenberg kontroluje grupę kapitałową Makrochem, której największymi beneficjentami finansowymi są rosyjskie spółki sektora chemicznego i oponiarskiego, objęte sankcjami przez Unię Europejską, Szwajcarię i Ukrainę. Podmioty te dostarczają Rządowi Federacji Rosyjskiej opony podwójnego zastosowania i opony wojskowe, które są montowane na pojazdach używanych podczas w ramach rosyjskiej agresji wojskowej na Ukrainę„.

W wyniku analizy transferów finansowych z Makrochemu ustalono, że łączna
kwota przelanych środków na Białoruś wyniosła 806 979 euro, natomiast do Rosji 44 228 dolarów i 558 255 euro. „Nałożenie sankcji na I. Lewenberga przyczyni się do bezpośredniego zmniejszenia zysków wymienionego oraz powiązanych z nim firm, a tym samym bezpośrednio wpłynie a ograniczenie funduszy transferowanych do podmiotów ulokowanych na terenie FR” – czytamy w decyzji ministra Kamińskiego (pełna treść na końcu tekstu w pdf). Część materiałów w tej sprawie ma klauzule „zastrzeżone” lub „poufne”.

Właściciel spółki i jego biznesy były prześwietlane przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i to szef tej jednostki wystąpił z wnioskiem o wpisanie Lewenberga i jego spółek na listę sankcyjną. Skutki były wyjątkowo bolesne, bo jedną decyzją administracyjną wszystkie konta bankowe, towar w magazynach, operacje gospodarcze zostały zamrożone. Firma z dnia na dzień stanęła. A trzeba wiedzieć, że Makrochem nie jest jakimś rynkowym maluchem, czy nawet średniakiem. To jedna z największych spółek działających w Lublinie. W 2022 roku (nowszego raportu finansowego nie ma) miała aż 1,4 mld zł przychodów i 46,2 mln zysku netto. Firmy z obrotami powyżej miliarda można w naszym mieście policzyć na palcach jednej ręki.

Szok a potem żenada

Gdy w październiku i listopadzie pisaliśmy o decyzji ministra Kamińskiego, pracownicy lubelskiej spółki jeszcze nie zdawali sobie wówczas sprawy, jak dalekosiężne będzie miała ona skutki i jak zmieni ich życie. Dziś, po dziewięciu miesiącach, już to wiedzą. Jednak nie mogą pogodzić się z tym, że zostali tak potraktowani przez ich własny rząd. Na przełomie czerwca i lipca pierwsza grupa zwolnionych w ramach zwolnień grupowych odbierała świadectwa pracy. To 32 osoby. W piątek rozmawialiśmy z tymi, którzy wciąż w Makrochemie pracują.

Wojciech Żyśko, 42 lata, specjalista do spraw zakupów, w Makrochemie od prawie 7 lat, trójka dzieci. – Gdy nałożono sankcje na firmę, byliśmy zszokowani, teraz jesteśmy zażenowani całą sytuacją. Ponad 9 miesięcy czekamy na decyzję o zdjęciu sankcji, jakąkolwiek decyzję z ministerstwa, ale ona nie nadchodzi, co skutkuje tym, że nie wykonujemy naszej codziennej pracy, nie kupujemy towaru, nie sprzedajemy, nie możemy podejmować żadnych działań handlowych. Zwolniono już 30 proc. pracowników reszta czeka, ale nie wiadomo na co. Wszyscy są tym bardzo zmęczeni.

Pokazuje plik pism, jakie rozsyłali, do kogo się da – do ministerstwa, do rzecznika małych i średnich przedsiębiorstw. Kierowali je do wiadomości prezydenta Lublina, wojewody, ministrów. – Ale to tak jak wołanie na puszczy – przyznaje z dezaprobatą Żyśko. – Ktoś, kto nakładał sankcje, nie zastanawiał się, kogo to dotknie, że nas – szarych pracowników i naszego codziennego życia.

Łukasz Kosior, 36-latek, troje dzieci, w firmie od ponad 9 lat, obecnie jest starszym specjalistą w dziale handlowym. – Trwamy do końca z firmą, w której jesteśmy od lat, szkoda ot tak odpuścić. Nie dostaliśmy żadnych informacji, co mamy zrobić, żeby te sankcje były zdjęte. Żadnych wytycznych, żadnych instrukcji – irytuje się.

Aleksander Grusznicki, 42 lata, w Makrochemie od 7 lat, specjalista ds. zakupów, dwoje dzieci. – Ja jako pracownik czegoś nie rozumiem – zaczyna. – Firma istnieje na rynku 29 lat, ma certyfikaty, były kontrole z urzędu skarbowego, audyty – zawsze pozytywnie. Mamy uproszczoną procedurę celną, która otrzymują tylko firmy zaufane. I nagle ktoś przychodzi i w jeden dzień blokuje całą firmę, nawet nie dając jej możliwości obrony. To tak jakby ktoś wprowadził oskarżonego do sali, zawiązał mu usta i nie pozwolił nawet się wypowiedzieć

Umówienie, spotkanie, oburzenie. I cisza

O swoim szefie, który bardzo skrzętnie pilnuje swojej prywatności, pracownicy mówią w samych superlatywach. Kilka dni temu, by podnieść ich na duchu, łączył się z nimi na wideorozmowie. W Polsce go nie ma. Lewenberg ma korzenie izraelskie, obywatelstwo polskie (do niedawna miał także rosyjskie, ale z niego zrezygnował), a jako kraj rezydencji wskazuje Szwajcarię. Jego żona Jekatierina, która w lutym ze względu na zły stan zdrowia zrzekła się funkcji członka rady nadzorczej Makrochemu, pismo w tej sprawie do zarządu spółki wysłała z St. Moritz, bardzo modnego i ekskluzywnego szwajcarskiego kurortu alpejskiego.

Ciepły, otwarty człowiek z wielkim poczuciem humoru, zawsze otwarty na rozmowy z pracownikami. Zarzuca mu się, że współpracował z Rosją, co działało na szkodę Ukrainy. Ale żeby każdy przedsiębiorca dał tyle Ukrainie od siebie, co nas szef, to otrzymaliby naprawdę bardzo dużą pomoc – mówi Wojciech Żyśko.

Kosior zwraca uwagę, że Igor Lewenberg jeszcze przed nałożeniem sankcji przez polski rząd zrzekł się rosyjskiego obywatelstwa. – Od prawie 30 lat mieszka w Polsce i nagle dostał informację, że nie jest mile widziany w naszym kraju, że jest persona non grata – mówi. Wspomina też początki inwazji Putina i niesioną wówczas pomoc Ukraińcom. – Zamawialiśmy opaski uciskowe do tamowania krwawienia. Zajmowaliśmy się tylko tym, a nie sprzedawaniem albo kupowaniem towaru. Wraz z szefem udostępnialiśmy swoje domy uchodźcom, w ten sposób udało się pomóc ponad 50. osobom.

Grusznicki: – Jeśli ktoś miał problemy zdrowotne, ktoś komuś umarł, to szef zawsze wspierał finansowo, pokrywał koszty leczenia.

Ale te dobre opinie o Lewenbergu raczej nie będą w najbliższym czasie istotne dla wyjaśnienia sytuacji Makrochemu. Zdaje sobie doskonale z tego sprawę Jakub Szwajka (rocznik 1978), dyrektor handlowy spółki, który jest w niej także prokurentem. Gdy pytamy go o dialog z MSWiA, przyznaje, że praktycznie go nie ma: pod koniec listopada 2023 spółka złożyła wniosek o wykreślenie z listy sankcyjnej. Ministerstwo cały czas go analizuje.  a jest jedynie informacja o kolejnym terminie rozpatrzenia wniosku.

Złożyliśmy do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie skargę na postanowienie ministra o wpisaniu nas na listę sankcyjną. – mówi dyr. Szwajka. – Ale ustawa nie przewiduje żadnego terminu jej rozpatrzenia.

10 stycznia Makrochem pisze do Dolnośląskiego Urzędu Celno-Skarbowego o możliwość sprzedaży towaru zajętego w magazynach. Jest on warty około 40 mln euro, czyli 170 mln zł. – Pieniądze z tego tytułu i tak trafiłyby na zamrożone konto, ale moglibyśmy dzięki temu regulować bieżące należności i zobowiązania, chociażby wobec pracowników. Wniosek, z nieznanych nam powodów, do tej pory nie został rozpatrzony, a sadza jest towarem, który można wykorzystać w ciągu 2 lat gwarancji od daty produkcji; do tej pory straciliśmy już kilkanaście milionów euro z wartości zamrożonego towaru. Od momentu zamrożenia zasobów mamy koszty, a nie mamy przychodów, kończą nam się pieniądze.

Dyrektor Szwajka przyznaje, że próbował zainteresować losem spółki i pracowników lubelskich parlamentarzystów (z kim konkretnie rozmawiał nie chce powiedzieć). – To był trudny okres, bo mieliśmy trzy kampanie wyborcze, w tym czasie trzy razy zmieniał się minister spraw wewnętrznych. Spotkania z lubelskimi parlamentarzystami zawsze odbywały się według schematu: umówienie spotkania, spotkanie, oburzenie posła lub posłanki, kto was wpisał na listę i dlaczego, że natychmiast się tym zajmą, że będą o tym rozmawiać w centrali partii i w ministerstwie. A potem zapada cisza i nie odbierają już telefonów.

A gdy pytamy go, jak wyobraża sobie najbliższą przyszłość, odpowiada krótko: – Likwidacja. Jeśli sytuacja się nie zmieni, właściciel będzie musiał sprzedać wszystkie aktywa, zwolnić wszystkich pracowników. Dla Lublina i urzędu skarbowego to duża strata: tylko w 2022 roku zapłaciliśmy 88 mln zł różnych podatków i danin. Tymczasem prawda jest taka, że w czasie, kiedy byliśmy objęci sankcjami, nasi konkurenci z Polski i Europy bez żadnych przeszkód kupowali sadzę od Rosjan (całkowite embargo na ten towar weszło od lipca – red.).

32 pracowników już zostało zwolnionych. Wciąż pracuje ponad 60 osób, chociaż to nie jest najwłaściwsze słowo, bo większość jest na postojowym (z wyjątkiem działu kadr, prawnego i dyrektorów). W tym czasie dostają podstawową pensję bez 16-procentowej premii. A o każdą wypłatę wynagrodzeń trzeba prosić Krajową Administrację Skarbową, która trzyma rękę na firmowych kontach. Jak długo potrwa taka sytuacja, czy będą pieniądze na kolejne wypłaty albo kto będzie wytypowany do następnych zwolnień – tego dziś nikt nie wie.

To nie jest tak, że można nagle rzucić pracę, gdzieś wyjechać, zmienić miasto jak singiel, zmieniać dzieciom szkołę – mówi Kosior. I dodaje: – Czekamy na sprawiedliwość.

Na zdjęciu: Część pracowników Makrochem SA przed siedzibą firmy przy ul. Rapackiego w Lublinie. Na razie wciąż mają pracę, ale nie wiedzą, na jak długo.

Fot. Krzysztof Wiejak

Decyzja_Igor_LEWENBERG

Polecamy

Brak polecanych postów.