15 minuty czytania • 15.06.2024 10:09
Donosy, zwolnienia, represje. Komu w Filharmonii przeszkadzają związkowcy z „Solidarności”
Udostępnij
Niedługo Andrzej Mazur miał celebrować 50 lat swojej pracy w Filharmonii Lubelskiej, z którą jest związany od 1975 r. Ale jubileuszu nie będzie, bo właśnie został z FL wyrzucony. Nie tylko on – z marszałkowską instytucją kultury pożegnać musiało się też kilku innych muzyków, a paru innych zdegradowano. Wszystkich łączy przynależność do NSZZ „Solidarność”.
Andrzeja Mazura spotykamy w środę, 5 czerwca, przed budynkiem Filharmonii Lubelskiej. Jest ubrany odświętnie. Choć powodów do świętowania nie ma. – Byłem w kadrach, oddałem obiegówkę i na razie zakończyłem swoją przygodę z filharmonią – mówi nam.
W rękach trzyma tekturowe pudełko, a w nim osobiste rzeczy, które zabrał z instytucji, w której przepracował całe swoje zawodowe życie – dokładnie 50 lat. Czy gdy się pakował zakręciła mu się w oku łezka? – Absolutnie nie, bo wierzę, że tu wrócę – uśmiecha się smutno Mazur.
O tym w jaki sposób klarnecista został zwolniony pisaliśmy na początku kwietnia. Przypomnijmy – wypowiedzenie wręczył mu 29 lutego 2024 r. dyrektor Filharmonii Lubelskiej Dominik Mielko. Przyczyną miał być niewystarczający poziom artystyczny. –Podczas prób i koncertów w grze Pana Andrzeja Mazura słychać brak wyczucia wolumenu dynamicznego. Gra partii orkiestrowych, a zwłaszcza solowych jest bardzo głośna i fałszywa, przez co brzmienie klarnetu staje się bardzo ostre i przenikliwe – argumentował Mielko.
Dokładnie taką samą argumentacją (1:1) posłużyła się kilka miesięcy wcześniej (22 czerwca 2023) poprzednia dyr. FL, Zuzanna Dziedzic, która również chciała zwolnić z pracy klarnecistę. W obu pismach znajdziemy stwierdzenie, że „Do Pracodawcy docierają opinie innych muzyków oceniających sposób gry Pana Andrzeja Mazura jako „wybijający się”. Z rozmów ze współpracownikami Pana Andrzeja Mazura wynika, że ich próby wpłynięcia na zmianę sposobu jego gry nie spotykają się ze zrozumieniem”.
Autora donosu brak
Okazuje się, że dla dyrekcji za podstawą do zwolnienia zasłużonego muzyka z pracy był anonimowy donos od jego kolegów/koleżanek z orkiestry wysłany do ówczesnej dyrektor Zuzanny Dziedzic. Później, zarówno Dziedzic, jak i Mielko, korzystali z niego przenosząc całe akapity do wypowiedzenia szykowanego dla Mazura.
Dotarliśmy do treści tego donosu. – Zwracamy się o rozwiązanie problemu jaki od dłuższego czasu nurtuje muzyków, a związanego z poziomem artystycznym jaki prezentuje jeden z członków grupy dętej – pan Andrzej Mazur – tak zaczyna się anonim. Potem jest seria zarzutów wobec muzyka. Jest o braku wyczucia wolumenu dynamicznego, o „wybijającym się” sposobie gry i o tym, że próby wpłynięcia na zmianę sposobu gry Mazura kończą się na niczym.


Pod taką opinią podpisali się „muzycy Orkiestry Filharmonii Lubelskiej”. Wszyscy? Oczywiście, że nie. A więc którzy? Tego nie wiemy. – Ja się pod tym na pewno nie podpisałem – mówi Wiesław Kaproń, fagocista. Do jego osoby jeszcze wrócimy.
O autorstwo pisma chcieliśmy zapytać muzyków zrzeszonych w Związku Zawodowym Polskich Artystów Muzyków Orkiestrowych przy FL i Niezależnym Związku Zawodowym Pracowników Filharmonii. Pytanie wydało się o tyle zasadne, że Mazur jest członkiem „Solidarności”, z którą te dwa związki zawodowe są skonfliktowane.
Przewodniczący NZZ PF, Maciej Hankus, poprosił o wysłanie pytań e-mailem. Zapowiedział, że odpowiedź otrzymamy w imieniu obu związków. Zapytaliśmy, czy ktoś ze związkowców pod imieniem i nazwiskiem powie, że gra Andrzeja Mazura uległa faktycznie pogorszeniu? Czy za anonimem nt. gry Mazura wysłanym do Zuzanny Dziedzic stoi ZZ PAMO i NZZ PF? Odpowiedzi nie otrzymaliśmy.
O to samo zapytaliśmy też obecnego dyrektora Filharmonii, Dominika Mielkę, który ze zdań z anonimu skomponował treść wypowiedzenia wręczonego Mazurowi. – Nie posługuję się anonimami, a dokumentacja na zwolnienie pana Mazura była obszerna, to nie była jedna opinia, tylko wiele. Sam też obserwuję muzyków, z wykształcenia jestem muzykiem. Stwierdziłem, że to jest ten moment – przekonuje Mielko. Dopytywany o to, czyje konkretnie opinie były dla niego drogowskazem stwierdza, że były to opinie dyrygentów, kierowników grup, muzyków i jego własna. Nazwisk nie podaje.
Anonim znalazł się w aktach sprawy Andrzeja Mazura, który przed sądem będzie walczył o przywrócenie do pracy. Znalazł się w tych aktach, bo dostarczyła go tam… reprezentująca Filharmonię mecenas.
– Zarzuty kolegów bez podpisu. Gotowiec do wykorzystania wobec każdego niewygodnego muzyka – kwituje sprawę Andrzej Mazur. Dlaczego niewygodnego? O tym za chwilę.
Notatki służbowe i „przekłamanie w datach”
Jest jeszcze jedna negatywna opinia na temat warsztatu Andrzeja Mazura. Dotyczy obsady koncertu w dniu 1 lipca 2023 r., który w programie miał utwory Dvořáka, Beethovena, Mozarta i Liszta, a który dyrygować miał maestro Theodore Kuchar z Filharmonii Lwowskiej, przymierzany wówczas również do roli pierwszego dyrygenta w Filharmonii Lubelskiej. Tyle tylko, że nic tu się nie trzyma kupy.
Dotarliśmy do dwóch notatek służbowych. Pierwszą sporządziła Zuzanna Dziedzic 1 lipca 2023 r. – W dniu 27.06.2023 r. na początku pierwszej próby do koncertu w dniu 1 lipca 2023 r. Maestro Theodore Kuchar zażyczył sobie zmiany obsady w instrumentach dętych, głównie w grupie klarnetów, obojów i fagotów – pisze Dziedzic.
Zaznacza, że „Wystawiony skład nie spełniał poziomu oczekiwanego przez dyrygenta”, a także, że Kuchar w rozmowie z nią „zwrócił uwagę na niewystarczające przygotowanie do pierwszej próby niektórych muzyków, niskie zaangażowanie i dyscyplinę podczas prób. Sprawa ta dotyczy także muzyków w kwintecie”.
Dziedzic prosi wówczas kadrową FL Dorotę Pakulską o sporządzenie notatki „kogo imiennie dotyczyła ta zmiana”. Dodajmy jeszcze, że w notatce służbowej Dziedzic nazwisko Mazura nie pada ani razu. Co więcej, mowa jest o „niektórych muzykach”, a zatem nie jednym, a kilku.
Wracając do Pakulskiej, to na prośbę dyrektorki sporządza notatkę służbową. Tu nazwisko Mazura (i tylko jego) się już pojawia. – W dniu 27.06.2023 r. podczas pierwszej próby do w/w koncertu, Dyrygent, Pan Theodor Kuchar odbył rozmowę z Panią Dyrektor Zuzanną Dziedzic, żądając zmiany w obsadzie Pana Andrzeja Mazura w grupie klarnetów. Zdaniem Maestro, Pan Andrzej Mazur nie jest wystarczająco przygotowany do prób i nie spełnia oczekiwanego przez Pana Kuchara poziomu artystycznego. Po rozmowie, Pan Andrzej Mazur został wyłączony ze składu orkiestry do przedmiotowego koncertu i zastąpiony innym muzykiem – czytamy w notatce służbowej Pakulskiej.
Co ważne, notatka kadrowej jest datowana na 28 czerwca, a więc powstała trzy dni wcześniej niż notatka z poleceniem jej sporządzenia. Dorota Pakulska pytana o tę nieścisłość stwierdza, że „doszło do naniesienia w dokumencie i jest przekłamanie w datach”.
– Dla mnie wszystko jest tu jasne. Rzecz została sfabrykowana i to nieudolnie. Przypisano mi zarzuty Kuchara, bo tak pasowało dyrekcji, by się mnie pozbyć z Filharmonii – ocenia Andrzej Mazur. Jak podkreśla, maestro Kuchar nie miał zastrzeżeń do jego gry. – Zapytał mnie wręcz, czemu nie gram w całym w koncercie, a tylko uwerturę.
Udało nam się skontaktować z Kucharem. Zapytaliśmy go, czy faktycznie wyraził negatywną opinię na temat gry Andrzeja Mazura. – Ostatnio dyrygowałem tą orkiestrą prawie rok temu. Kiedy mianowano nowego dyrektora, mój kontrakt i relacje z orkiestrą zostały nagle rozwiązane bez wyjaśnienia – mówi nam Theodore Kuchar. Zdziwił sie też, że powodem zwolnienia Mazura jest zdarzenie sprzed 12 miesięcy.


Szantaż i dyskryminacja. Jak się czyści instytucję z „Solidarności”
Nieco światła na okoliczności zwolnienia z pracy Mazura rzuca też list, jaki w ostatnim czasie przyszedł na redakcyjną skrzynkę Jawnego Lublina. Jego autorką jest była pracownica instytucji (nazwisko do wiadomości redakcji).
– Patrząca na nieuczciwe działania „Solidarność” jest stale atakowana w celu doprowadzenia jej do rozwiązania. Nowy, powołany w kontrowersyjnym konkursie dyrektor Mielko od razu rozpoczyna działania mające na celu zmniejszenie składu członków „Solidarności”. Pan Mazur, członek związku, jest jednym z wielu, którzy zostali „zaatakowani” przez obecnego dyrektora – czytamy.
Takich ofiar jak Mazur ma być więcej. – W swojej kilkumiesięcznej kadencji dyrektor zwolnił m.in. kierownika działu artystycznego, do odejścia zmuszona została sekretarka, a osoby zaangażowane w związek zawodowy „Solidarność”, które są muzykami w orkiestrze zostały pozbawione stanowisk kierowniczych w poszczególnych sekcjach, mimo że podczas przesłuchań otrzymywały najwyższe noty.
O kogo chodzi? Tomasz Kusiak został pozbawiony prowadzenia grupy drugich skrzypiec. Katarzyna Czerniawska nie prowadzi już grupy altówek pomimo, że przystąpiła do przesłuchania jakie zarządził dyr. Mielko i je wygrała. Kierownikiem w grupie wiolonczel przestał być Szymon Krzemień. Mimo, że tak jak podobnie jak Czerniawska, na przesłuchaniu okazał się najlepszy.
Jest jeszcze Piotr Ścirka, który stracił funkcję prowadzącego grupę kontrabasów oraz inspektora orkiestry. Dlaczego? – Dyrektor Mielko nie miał do mnie żadnych zarzutów, a na moje wielokrotnie zapytania dlaczego to zrobił odpowiadał zawsze jedno: „bo mogę” – opowiada nam Piotr Ścirka, wiceprzewodniczący „Solidarności”.
Ale oprócz degradacji są także odejścia – nie zawsze z własnej woli. Za kilka dni z pracą żegna się kolega Mazura z Lubelskiego Tria Stroikowego, fagocista Wiesław Kaproń (umowa zamknięta do końca czerwca 2024), który przepracował w Filharmonii 45 lat. – Już pani Dziedzic miała zamiar pozbycia się mnie. Pytała czy jestem chroniony. A później nastał dyrektor Mielko. Poprosiłem go o urlop bezpłatny na czas koncertów z orkiestrą Pro Musica w Chinach. Nikt wcześniej nie robił mi problemów i urlopu udzielał. Dyrektor Mielko też zgodził się na urlop, ale pod warunkiem, że zmienię umowę o pracę ze stałej na umowę zamkniętą do końca sezonu. Zrobiło mi się wtedy bardzo przykro. Poprosiłem dyrektora żebym mógł popracować do końca roku, żeby zamknąć okres ZUS-owski i zagrać koncert z okazji jubileuszu 80-lecia Filharmonii, ale mi odmówił – opowiada Kaproń. A na postęstepowanie swojego przełożonego ma dosadne określenia: – Szantaż i dyskryminacja.
Również tylko do końca czerwca w Filharmonii pozostaną waltornista Hipolit Dziaduszek i skrzypaczka Ewa Dudek. W instytucji nie pojawi się już wymieniona w liście do redakcji „sekretarka” czyli Halina Ostrowska (rozwiązanie umowy za porozumieniem stron). – Pracowałam w Filharmonii od 1989 r., a dyrektor Mielko jest moim 14 dyrektorem. Na początku wszystko było pięknie i ładnie, sam mówił, że jestem legendą Filharmonii, a nagle w listopadzie powiedział, że będzie robił komputeryzację sekretariatu i musi mnie zwolnić – opowiada Ostrowska. Chociaż ma emeryturę, to jej sytuacja materialna jest zła. – Dyrektor Mielko o tym wiedział, ale mimo wszystko mnie zwolnił. Potraktował jak śmiecia – dodaje.
Kierownikiem działu artystycznego FL nie jest już Robert Dorosz (zwolniony), który był przełożonym Dominika Mielki, zanim ten został dyrektorem. – Zdawał sobie sprawę, że popieram pozytywne działania związku „Solidarność” mające na celu wyjaśnienie wielu nieprawidłowości w instytucji. Dotyczyły one także osobiście pana Mielko, dlatego ten już w pierwszym tygodniu objęcia stanowiska dyrektora zakomunikował mi, że nie widzi możliwości współpracy ze mną. Ostatecznie 3 stycznia 2024 roku otrzymałem oficjalny dokument potwierdzający zakończenie mojej pracy w Filharmonii z podanymi banalnymi, nieprawdziwymi przyczynami rozwiązania umowy – mówi Robert Dorosz. I dodaje, że różnymi kanałami docierały do niego informacje, że członkowie „Solidarności” muszą zostać zwolnieni w celu zlikwidowania niewygodnego dla dyrekcji FL związku zawodowego.
Związek donosi na inny związek
Był anonimowy donos na Andrzeja Mazura, jest także donos na „Solidarność”, jako organizację. Tym razem podpisany. Stoją za nim pozostałe związki działające w FL: Związek Zawodowy Polskich Artystów Muzyków Orkiestrowych przy FL i Niezależny Związek Zawodowy Pracowników Filharmonii.
„Z oburzeniem stwierdzamy, że wszystkie kroki podjęte przez Zarząd NSZZ „Solidarność” w ostatnim czasie zdecydowanie stoją w sprzeczności i nie reprezentują interesów Pracowników Filharmonii Zarząd „Solidności” działa na szkodę Pracowników oraz Instytucji spowalniając i blokując wszelkie zmiany mające na celu polepszenie sytuacji Orkiestry i pozostałych zatrudnionych członków zespołu oraz dezorganizując i utrudniając pracę całej Filharmonii” – pisali 6 maja związkowcy w piśmie adresowanym do dyrektora Mielko.
Stwierdzają w nim także, że „swoją aktywnością na łamach prasy NSZZ „Solidarność” narusza dobra osobiste i godzi w dobre imię instytucji i Pracowników oraz stwarza fatalny PR i psuje wizerunek Filharmonii im. H. Wieniawskiego w Lublinie w oczach opinii publicznej melomanów i świata kulturalnego nie tylko w kraju, ale i za granicą”. Ich zdaniem „Niekorzystne postrzeganie Filharmonii w środowisku wynikające z nieprawdziwego, skrzywionego obrazu przedstawianego mediom mole skutkować utratą zaufania słuchaczy, spadkiem sprzedaży biletów i zainteresowana koncertami oraz problemami z organizacją wydarzeń kulturalnych i przyszłym zatrudnieniem nowych pracowników”.
– Związki zawodowe powinny zajmować się ochroną praw pracowników, a nie pisaniem donosów do dyrekcji na inny związek – komentuje działanie swoich kolegów Dariusz Dąbrowski, przewodniczący „Solidarności” FL.
Ale tego samego dnia (6 maja) te same związki skierowały do Mielki inne pismo. Z żądaniem, by odsunął przywróconego do pracy przez sąd w ramach zabezpieczenia pierwszego dyrygenta Wojciecha Rodka od koncertu 17 maja i od pracy z orkiestrą w ogóle (o sprawie pisaliśmy na początku maja). Ich zdaniem Rodek wypowiadał się na łamach prasy oraz mediów społecznościowych w sposób „nieprzychylny Instytucji, a w szczególności Orkiestrze, którą w założeniu ma prowadzić i wspierać”.
Tu związkowcy powoływali się przede wszystkim na artykuł opublikowany 25 kwietnia w „Gazecie Wyborczej”, gdzie Rodek stwierdził: „Słucham orkiestry i jestem zasmucony jej poziomem. Myślę, że ten czas nie był dla niej rozwojem. Z żalem to mówię, bo wszystkie zmiany powinny być na lepsze”, a także „Na pewno trzeba popracować na orkiestrą, bo w ostatnim czasie zrobiono wiele rzeczy, by nie grała ona dobrze. Słucham jej ze zdumieniem, bo tak niskiego poziomu nie pamiętam. Ale skoro wymieniono najlepszych muzyków, to rzeczywiście trzeba będzie teraz włożyć dużo pracy”.
Rodek zapalił lont i na wybuch nie trzeba było czekać. „Powyższe wypowiedzi podważają reputacją Filharmonii im. H. Wieniawskiego w Lublinie i naruszają dobro jej Pracowników. Ukazują Instytucję w niekorzystnym świetle, a opinia o Filharmonii, która funkcjonuje obecnie w środowisku muzycznym i szerzej kulturalnym, opiera się w dużej mierze na zafałszowanym przekazie medialnym” – napisali związkowcy z ZZ PAMO i NZZ PFL do dyrektora Mielki.
I szantażowali go, że jeśli nie posłucha ich „prośby” to „będziemy zmuszeni do podjęcia bardziej radykalnych działań” . Ale Mielko posłuchał. Rodek 17 maja koncertu nie poprowadził i nie został ujęty w żadnym innym koncercie mijającego właśnie sezonu artystycznego.
Poprosiliśmy ZZ PAMO i NZZ PF o wskazanie konkretnych przykładów działania „Solidarności” na szkodę Filharmonii, ale odpowiedzi nie uzyskaliśmy. Nie wyjaśnili nam również, jakie „bardziej radykalne działania” planowali podjąć na wypadek, gdyby dyrektor FL pozostał głuchy na ich apel.
W tym przypadku sprawa rozwiązała się sama. Przywrócony do pracy w ramach zabezpieczenia społecznego Rodek musi bowiem ponownie odejść z Filharmonii. – Sąd postanowił wstrzymać wykonanie postanowienia o zabezpieczeniu do czasu rozpatrzenia zażalenia złożonego przez Filharmonię – mówi dyrektor Dominik Mielko.
Czym „Solidarność” podpadła marszałkowi
Dlaczego na trzy związki zawodowe działające w Filharmonii tylko „Solidarność” spotykają represje? Zdaniem szefa „S” Dariusza Dąbrowskiego, to kara za ostry sprzeciw wobec planów połączenia FL, Teatru Muzycznego i Centrum Spotkania Kultur. Ostatecznie marszałkowi Jarosławowi Stawiarsiemu (PiS) tego planu nie udało się zrealizować.
– Marszałek Stawiarski chciał łączenia instytucji w jedną Operę Lubelską, czyli likwidacji Filharmonii, a pozostałym związkowcom praca w Filharmonii kolidowała z licznymi zajęciami poza filharmonicznymi. Popierany przez nas dyrektor Rodek był przeszkodą dla jednych i drugich – twierdzi Dąbrowski. I dodaje, że marszałek Stawiarski nie spotkał się ani razu z ich związkiem. Mimo wielokrotnych próśb. – Koncertmistrzów, którzy do niego przyszli wyrzucił z gabinetu.
Z naszych ustaleń wynika, że także byt samego Dąbrowskiego w Filharmonii jest zagrożony. – Dominik Mielko planuje zwolnić Dąbrowskiego, gdy ten osiągnie wiek emerytalny – mówi nam jeden z pracowników Urzędu Marszałkowskiego. A przewodniczący filharmonicznej „Solidarności” wiek emerytalny osiągnie już niedługo, bo w sierpniu.
Co na to Dominik Mielko? – Nie mam planów zwalniania pracowników – mówi dyrektor. Odpiera też zarzut o dyskryminację członków „Solidarności”. – Absolutnie nie ma żadnej dyskryminacji ze względu na przynależność związkową – podkreśla. Zaznacza, że w ciągu ostatniego roku zmuszony był zwolnić dwie osoby z „Solidarności” z powodu ich działań, jednak ich przynależność związkowa nie miała na to żadnego wpływu.
Szarpanie za ubranie. „Wtedy coś we mnie pękło”
– Wszystko zaczęło się od tego, kiedy w geście poparcia dla usuwanego przez dyrekcję z Filharmonii Wojciecha Rodka, grupa osób, w tym ja, wstąpiła do „Solidarności”. Kiedy zobaczyłem, jak dyrektor Dziedzic wpada na próbę i szarpie Rodka za ubranie, to coś we mnie pękło. Uznałem, że moje członkostwo w „Solidarności” to swego rodzaju powinność – wyjaśnia Andrzej Mazur.
Klarnecista opowiada ze szczegółami, jak po poparciu Rodka rozpoczął się błyskawiczny upadek jego kariery. – Na początku grudnia 2022 r. (Rodek został zwolniony dyscyplinarnie 6 grudnia 2022 – red.) wezwała mnie do swojego gabinetu pani dyrektor Zuzanna Dziedzic i poprosiła abym napisał pismo jako kierownik grupy klarnetów o doangażowanie klarnecisty na planowany wyjazd do Pragi, ponieważ jej zdaniem Dariusz Dąbrowski, etatowy pracownik i przewodniczący „Solidarności” FL nie sprosta wymaganiom koncertu. Nie zgodziłem się z tą opinią i odmówiłem napisania pisma – opowiada Mazur.
Na efekty swojej decyzji nie musiał długo czekać. – Po koncercie z Antonim Witem, 24 lutego 2023 r., kiedy już w nocy wychodziłem z sali koncertowej zatrzymała mnie kadrowa Dorota Pakulska i wręczyła pismo od dyr. Zuzanny Dziedzic, w którym informowała mnie, że rozwiązuje ze mną umowę na prowadzenie grupy klarnetów za porozumieniem stron. Byłem zmęczony, mentalnie jeszcze na koncercie i bezrefleksyjnie podpisałem – zaznacza klarnecista.
Dalej jest historia, którą już znamy, czyli wręczony w czerwcu 2023 r., a oparty na anonimowym donosie, zamiar wypowiedzenia stosunku pracy. – Pani kadrowa Dorota Pakulska poradziła mi, abym wystąpił z „Solidarności”, a pani Dziedzic zmieni swoją decyzję – opowiada Mazur.
– Nieprawda. Pan Mazur wyciągnął zbyt pochopne wnioski. Moja informacja była wówczas inna: powiedziałam, że tak jak „Solidarność” do dyrektor Dziedzic, tak pani Dziedzic nie przejawia szczególnej sympatii do „Solidarności” – komentuje Dorota Pakulska.
Temu co dzieje się w Filharmonii bacznie przygląda się Region Środkowo-Wschodni NSZZ „Solidarność”. – Sprawa jest nam znana. Każdy członek związku może liczyć na wsparcie prawno-eksperckie. Jeśli trzeba iść do sądu, to nasi prawnicy w tym pomogą. Jesteśmy od obrony pracowniczej – mówi Krzysztof Wodrowski, organizator związkowy z lubelskiej „Solidarności”. – Niestety, ale ciągle zdarzają się tacy pracodawcy, jak dyrektor Filharmonii Lubelskiej, który robi co chce, bo uważa, że to jest jego folwark – komentuje.
Filharmonia Lubelska to instytucja marszałkowska. Zamieszaniu przygląda się także odpowiedzialny za kulturę członek zarządu województwa lubelskiego, Marcin Szewczak. – W przyszłym tygodniu będę chciał się spotkać ze wszystkimi związkami zawodowymi z Filharmonii i chciałbym, żeby stało się to tradycją. Będziemy się spotykać do momentu, aż wszyscy wyjdą z jakimś konsensusem – mówi.
Szewczak słyszał o zwolnieniach i odejściach z Filharmonii pracowników i zasłużonych muzyków. – Porozmawiam o tym z panem dyrektorem Mielko. Może znajdziemy jakieś wspólne rozwiązanie problemu – deklaruje.
Zwolnieni muzycy idą do sądu
Wróćmy na koniec do Andrzeja Mazura. Muzyk, którego popularyzatorka muzyki Teresa Księska-Falger nazwała najlepszym klarnecistą w dziejach orkiestry Filharmonii Lubelskiej, o przywrócenie do pracy zamierza walczyć w sądzie. Wcześniej była mediacja, ale bez efektów. – Dyrektor Mielko zaproponował organizację koncertu jubileuszowego, ale ja, choć oczywiście chcę taki koncert zagrać, to na takie załatwienie sprawy nie mogłem się zgodzić. Cały czas uważam, że zostałem zwolniony z pracy niesłusznie, na podstawie kłamliwego donosu – wyjaśnia Mazur. Pierwsza rozprawa została zaplanowana na 17 lipca.
Do sądu sprawę swojego zwolnienia oddał również Robert Dorosz – w tym przypadku proces rozpocznie się 21 sierpnia.
W toku jest sprawa o przywrócenie do pracy Wojciecha Rodka, który już raz przed sądem triumfował – w marcu Sąd Rejonowy w Lublinie uznał, że jego dyscyplinarne zwolnienie stanowiło rażące naruszenie przepisów prawa, a odpowiedzialną za to byłą dyrektor FL Zuzannę Dziedzic, ukarał naganą.
Z kolei fagocista Wiesław Kaproń do Filharmonii wracać już nie chce. – Ja już nie wrócę, w orkiestrze jest taki klimat, że się po prostu odechciewa. Wchodzę do garderoby, a tam cisza… – opowiada.
„Solidarność” broni składać nie zamierza. – Nasz związek spotykają liczne donosy, szykany, zwolnienia z pracy, usuwanie z kierowniczych stanowisk, zarówno w działach artystycznych, jak również administracyjno-technicznych. Ktoś za to odpowiada i ktoś musi to ocenić, a więc skierujemy sprawy do odpowiednich służb – zapowiada Dariusz Dąbrowski.
Na zdjęciu: Wybitny klarnecista Andrzej Mazur przed Filharmonią Lubelską, w której przepracował prawie 50 lat (Fot. Dyba)
Jakie to szczęście, że wraz z moim mężem, pierwszym klarnecistą Filharmonii wyjechaliśmy na emigrację w 1988 roku! Zawsze byli w orkiestrze ludzie, którzy donosili, mieszali i roznosili fałszywe plotki! To co zrobili z dyrektorem Natankiem było aktem zemsty, bo był dobry, zapraszamy do innych orkiestr i na kontrakty zagraniczne! Postąpiono z nim poniżej jakichkolwiek standardów przyzwoitości! Jak to dobrze, że z powodzeniem pracował później w rzeszowskiej czy był szefem artystycznym Festiwalu w Łańcucie.
Po naszym wyjeździe z kraju Andrzej Mazur zastąpił mojego męża w roli kierownika grupy klarnetow. Andrzej zawsze był wielce oddanym muzykiem, kochającym grać różne formy muzyków! To prawdziwy entuzjasta, w pełni oddany i rzetelny. Posadzanie go o fałszowanie jest nie lada policzkiem i zwyczajną podłością!
Oburza mnie to całe środowisko, które powinno się wspierać i współpracować, nie walczyć. Mam
Kontakt z kilkoma osobami z orkiestry i wszyscy zawsze chwalili pana Rodka. Jest mi smutno, iż entuzjastom odbiera się możliwość godnego pożegnania z melomanami i pozwoli odejść z klasą, wartą oddaniu, jakie wszyscy wymienieni panowie reprezentowali swoim przywiązaniem, talentem i uczciwą pracą.
Jak to dobrze patrzeć na ten bałagan z daleka!
Danuta Smogorzewska -Sydney
15 lat pracy w PFL
Czym Pana omotał czy zaczarował p. Rodek i p. Dąbrowski.
Pana artykuły o FL są nierzetelne i jednostronne. Przypuszczam, że „gotowca” Pan dostaje. Widać, że ma Pan jedne źródło informacji i nie weryfikuje ich Pan.
Dlaczego Pan nie prześledzi historii, kiedy Pana bohaterowie artykułu zapisali się do związków, dlaczego Pan nie sprawdzi jak wynagrodził ich wtedy urzędujący, a będący w konflikcie dyrektor Rodek. Wystarczy wystąpić z zapytaniem o udostępnienie informacji publicznej a dowie się Pan o decyzjach w ostatnich dniach urzędowania dotyczących przedłużenia okresu wypowiedzenia z kodeksowych 3 miesięcy do 6. I to osobom, które emerytami byli od wielu lat.
Dlaczego Pan się nie zainteresuje, że takie działanie to przekroczenie uprawnień i podciągnięcie pod dyscyplinę finansów publicznych.
„Solidarność” to był i jest szkodnik tej instytucji. Wystarczy zapoznać się z historią. Dyrektor Rodek potrafił ten związek utemperować. Jak i czym, to chyba nie wymaga wyjaśnienia.
Muzyk to pracownik jak każdy inny. Ma wykonywać obowiązki i podlega ocenie. A muzycy FL uważają, że etaty mają dożywotnio bez względu na prezentowany poziom artystyczny.
Jak tak dalej pójdzie to tę instytucję jednym aktem prawnym można przeorganizować, a tym samym zwolnić ludzi. I chyba byłoby to najlepsze wyjście. FL potrzeba zburzyć, by zacząć coś budować, pozbywając się destrukcyjnych pracowników.
Mielki nie było jeszcze na świecie, kiedy Pan Andrzej Mazuer koncertował po świecie.
Powołany przez mamę i znajomych neo dyrektor powinien jak najszybciej dostać zgodę na zabranie teczki i wyjść z opuszczoną głową.To wstyd dla urzędu i instytucji, że ktoś go wpuścił do filharmonii. Powodzenia Panie Andrzeju, Wojtku i wszyscy, których szykanuje ten pan. Brawo do Solidarności.
Cóż… Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść…
Dobra rada, Drodzy Państwo, to wiedzieć, kiedy odpuścić i zejść ze sceny z klasą…
Szanowny Panie Redaktorze, proszę mnie nie posądzać o dyskryminację i nie zrozumieć źle, ale czy naprawdę Pan wierzy, że w wieku 76 lat (fagocista) czy mocno po siedemdziesiątce (klarnecista) można nadal grać dobrze na instrumencie wymagającym ciągłego utrzymania wąskiego strumienia powietrza? Czy nie słyszał Pan nigdy miejskich legend o wejściach waltorni w wykonaniu p. Hipolita (o przedmuchiwaniu instrumentu w pianach granego utworu litościwie nie wspomnę)? Przecież przeciętny muzyk po pięćdziesięciu latach gry w orkiestrze jest na wpół głuchy. Oczywiście są wyjątki ale potwierdzają one regułę. Czy chciałby Pan Redaktor być dyrektorem, dla którego sekretarki (70+) dołączenie pliku w e-mailu jest problemem? Czy wiedział Pan, że panowie M. i D. (obaj klarneciści) przez całe zawodowe życie w FL byli zaciekłymi wrogami i zjednoczyli się w obliczu nieuchronnej rewizji możliwości? Może styl w jakim przeprowadzane są zwolnienia nie jest najlepszy ale w Orkiestrze mówi się o nich od dawna. Widocznie nie ma innej metody na przekonanych o swojej wiecznej wspaniałości muzyków.
Bardzo dobry artykuł. Obnaża brak kompetencji pisiowskich nominatów, którzy dostają publiczne zabawki łamiąc życie uczciwym ludziom. Jedyna nierzetelność to pominięcie pani derektor opery, której taka Mielka jest w to mi graj. Leniwa Lubelska kultura na się dobrze
Ten artykuł jest jednostronny. Osoby zwolnione ukazane są jako niewinne ofiary, dyrektor filharmonii wychodzi natomiast na bezwzględnego tyrana, który nawet nie chce wytłumaczyć jasno swoich postanowień i sam nie potrafi sformułować zarzutów. Ale mimo tak tendencyjnego ustawienia sprawy przez redaktora, postronny czytelnik stawia sobie pytania: dlaczego wiekowi muzycy oraz inni pracownicy filharmonii, którzy już dawno osiągnęli wiek emerytalny, nie odchodzą sami w godnym i odpowiednim momencie ustępując miejsca ludziom młodym? Czy oni nie potrzebują pracy, nawet bardziej? Gdyby każdy wiedział, kiedy odejść, może wówczas dyrektor nie musiałby stosować zwolnień… Jak dyrygent, któremu zależy na pracy w filharmonii może krytykować publicznie zespół, z którym ma pracować? To jest arogancja i bufonada i chcąc nie chcąc staje się drwiną z kolegów muzyków, nawet jeśli chciało się tą wypowiedzią skrytykować przede wszystkim zarząd filharmonii. Słabe to! Dlaczego zwolniony klarnecista nie zgadza się na koncert jubileuszowy, natomiast chce za wszelką cenę walczyć o posadę, po 50 latach utrzymywania się na niej?! Wygląda na to, że w filharmonii rządziły dotąd układy, które miały być nie do ruszenia. Gdy coś takiego się jednak ruszy, zaczyna grzmieć.
Ten artykuł jest nierzetelny. Osoby zwolnione ukazane są jako niewinne ofiary, dyrektor filharmonii wychodzi natomiast na bezwzględnego tyrana, który nawet nie chce wytłumaczyć jasno swoich postanowień i sam nie potrafi sformułować zarzutów. Ale mimo tak tendencyjnego ustawienia sprawy przez redaktora, postronny czytelnik stawia sobie pytania: dlaczego wiekowi muzycy oraz inni pracownicy filharmonii, którzy już dawno osiągnęli wiek emerytalny, nie odchodzą sami w godnym i odpowiednim momencie ustępując miejsca ludziom młodym? Czy oni nie potrzebują pracy, nawet bardziej? Gdyby każdy wiedział, kiedy odejść, może wówczas dyrektor nie musiałby stosować zwolnień… Jak dyrygent, któremu zależy na pracy w filharmonii może krytykować publicznie zespół, z którym ma pracować? To jest arogancja i bufonada i chcąc nie chcąc staje się drwiną z kolegów muzyków, nawet jeśli chciało się tą wypowiedzią skrytykować przede wszystkim zarząd filharmonii. Słabe to! Dlaczego zwolniony klarnecista nie zgadza się na koncert jubileuszowy, natomiast chce za wszelką cenę walczyć o posadę, po 50 latach utrzymywania się na niej?! Wygląda na to, że w filharmonii rządziły dotąd układy, które miały być nie do ruszenia. Gdy coś takiego się jednak ruszy, zaczyna grzmieć.
Skoro niektórzy piszą że kłamstwa są w artykule przedstawiane,niech zgłoszą sprawę do Prokuratury,CBA,Policję etc.!!!
Jeśli tego nie zrobią to znaczy że są kłamcami bez jaj!
W tej instytucji coś niestety nie gra,skoro muzyk donosi na kolegę -jest to po prostu komuna w czystej postaci!!!
Tam wszystko widzę stoi na głowie! 🙃
Może niech odpowiednie służby … się tym zajmą bo na wschodzie bezkultury-ktoś tu chyba robi niezły przewał…??? 🤔