Udostępnij
Mogę tylko prosić, nie mogę nikomu niczego nakazać – mówi Łukasz Bilik, menedżer Śródmieścia.
– Reprezentacyjne place straszą betonem, a na sąsiednich uliczkach można sobie połamać nogi. Samochody są wszędzie. A zieleń? Wycina się duże, stare drzewa, a w zamian sadzi badylki w donicach. Co od prawie roku robi menedżer Śródmieścia? – pyta jeden z naszych Czytelników.
Oszukani czują się kupcy, których mobilne budki przeniesiono na boczne uliczki Starego Miasta. – Do opłacenia mam nie tylko dzierżawę za miejsce, ale też kredyt, który wzięłam na nowy stragan zbudowany według wytycznych miasta – mówi jedna ze sprzedawczyń.
Przedsiębiorcy prowadzący mobilne budki na Starym Mieście skarżą się, że tracą klientów, od kiedy przeniesiono ich z głównego traktu na boczne uliczki. Jak to się ma do wspierania przedsiębiorczości, o którym mówił pan na początku swojego urzędowania?
Łukasz Bilik, menedżer Śródmieścia: – To jeden z poważniejszych problemów, z jakimi przyszło mi się tutaj zetknąć. Ulica Bramowa nie jest w stanie przyjąć już większej liczby mobilnych punktów handlowych. Musimy brać pod uwagę względy bezpieczeństwa i drożność tego szlaku, tędy odbywają się dostawy do okolicznych lokali gastronomicznych, hoteli czy sklepów. Takie uwagi przekazywały nam różne środowiska: mieszkańcy, rada dzielnicy, czy osoby, które odwiedzają Stare Miasto.
Mieliśmy też nadzieję, że takie punkty handlujące pamiątkami, kwiatami, będą promowały nasze miasto. Ale wygląd niektórych budek czy ich asortyment często w negatywny sposób wpływa na estetykę tego zabytkowego miejsca.

Jesienią 2022 r. odbyliśmy pierwsze spotkanie konsultacyjne. Wskazaliśmy wtedy miejsce, które w naszej ocenie najlepiej wpisuje się w tego typu działalność, jak plac Rybny, historycznie związany z prowadzeniem handlu. Było to też zgodne z naszą koncepcją „zasysania” ruchu turystycznego z głównego traktu w boczne uliczki. To już w jakimś stopniu się dzieje, ale może rzeczywiście jeszcze nie w wystarczającym, Dlatego ze strony handlujących napotkaliśmy na opór.
Obecnie jesteśmy w stanie przystać na lokalizacje wskazane przez przedsiębiorców, czyli ulice Szambelańska i Jezuicka.
Wspomniał pan o estetyce. Mamy przecież Lubelską Księgę Standardów, a niektórzy prowadzący budki mówią, że musieli się dostosować do jej wymogów. Rzeczywiście musieli?
– Lubelska Księga Standardów nie jest dokumentem obligatoryjnie obowiązującym. Została jednak opracowana przez kompetentne osoby (m.in. z Urzędu Miasta i Biuro Miejskiego Konserwatora Zabytków – red.) i wszyscy powinni kierować się zawartymi w niej wytycznymi. Nie tylko przy stawianiu mobilnych punktów handlowych, ale też np. reklam. Gdyby wszyscy tak robili, to wszystkie budki byłyby mobilne, wyglądały podobnie i faktycznie spełniały funkcję, jaka została dla nich przewidziana.

Podobnie jest ze standardami dotyczącymi deptaka. Lubelska Księga Standardów jest załącznikiem do umów zawieranych z przedsiębiorcami przez Wydział Gospodarowania Mieniem, ale trudno mi powiedzieć, na ile szczegółowe są wytyczne zawierane w ramach tych umów. Nie mam do nich dostępu.
Czy jest jakieś ograniczenie jeśli chodzi o liczbę mobilnych stoisk na Starym Mieście? W księdze standardów jest ich dziewięć, ale to już chyba nieaktualne.
– W tej chwili w tych dwóch uliczkach mamy przewidziane około 20 miejsc, czyli tyle, ile faktycznie teraz prowadzi tę działalność. Na razie chyba większego zainteresowania nie ma. Oczywiście musimy brać pod uwagę, że przecież te ulice nie są z gumy i większej liczby nie pomieszczą. Musimy zadbać również o względy bezpieczeństwa. Chodzi o drożność głównego traktu. Są tam lokale, budynki mieszkalne – proszę sobie wyobrazić sytuację, gdyby np. w czasie dostaw musiała dojechać straż pożarna.
Czy miasto wydając zgody kieruje się również tym, co będzie sprzedawane w budkach?
– Oczywiście chcielibyśmy, żeby był tam prowadzony taki asortyment, który jest w jakiś sposób związany z historią miasta i z jego promocją. Mogłaby to na przykład być sprzedaż kwiatów, tym bardziej, że nieopodal, w trybunale, odbywają się śluby cywilne.
Z drugiej strony musimy się kierować konstytucyjną zasadą równości podmiotów i nie mamy narzędzi prawnych, żeby ingerować w asortyment czy w inny sposób ograniczać prowadzenie działalności.
Jak pan godzi wspieranie przedsiębiorców wystawiających ogródki gastronomiczne na deptaku ze sprzeciwem mieszkańców apelujących o ciszę?
– Faktycznie to bardzo poważny problem, z którym zetknąłem się już latem ubiegłego roku. Mieszkańcy deptaka sygnalizowali, że w kawiarnianych ogródkach wieczorami były wystawiane głośniki. Z kolei przedsiębiorcy skarżyli się na uporczywe w ich ocenie interwencje strażników miejskich, którzy reagowali na zgłoszenia ze strony mieszkańców. Często wiązało się to nałożeniem mandatów czy nawet z postępowaniami sądowymi.
Wczesną jesienią zainicjowałem spotkanie z udziałem przedstawicieli lokali gastronomicznych, Wydziału Gospodarowania Mieniem, Straży Miejskiej, Miejskiego Konserwatora Zabytków. Nie udało nam się wtedy skontaktować z drugą stroną konfliktu, ale rozmawiałem z jedną z mieszkanek. Próbowałem jej wytłumaczyć, że przecież na Starym Mieście, gdzie jest taka sama sytuacja, mieszkańcom i restauratorom udało się dojść do porozumienia i poukładać wzajemne stosunki.

Na deptaku ten problem został chwilowo złagodzony z nastaniem jesieni i zamknięciem ogródków. Natomiast przedsiębiorcy zorganizowali się w stowarzyszenie i udało im się wygrać kilka postępowań sądowych ze Strażą Miejską dotyczących naruszenia miru domowego w godzinach wieczornych.
Co ze sprzedażą alkoholu w sklepach na deptaku?
– To jest druga część problemu. Niektóre osoby kupują alkohol w sklepie, gdzie jest on tańszy i wnoszą go do lokali gastronomicznych. Ten problem wiąże się z szerszymi konsultacjami, bo nie chciałbym, aby rozwiązanie zostało jednostronnie narzucone przez miasto. Z jednej strony nie chcielibyśmy, żeby właściciele lokali ponosili straty, ale zależy nam też na tym, żeby na deptaku działały również sklepy. Żeby w ogóle się coś działo, a lokale nie stały puste. A przecież są jeszcze mieszkańcy i ich głos też się dla nas liczy.
A kwestia porządku na deptaku? Zachowania tych osób, które z kupionym alkoholem czasem nawet w ogóle nie wchodzą do lokali?
– O tym też rozmawialiśmy ze Strażą Miejską. Oczywiście w obszarze Śródmieścia i Starego Miasta patrole odbywają się częściej niż w innych częściach miasta, są też patrole policji. Tu bardzo ciężko jest zrobić coś więcej.
Ginące zawody, początkujący przedsiębiorcy – ich też zobowiązywał się pan wspierać. Co przez ten czas udało się zrobić? Pandemia za nami…
– Wygasanie ginących zawodów to nie jest tylko problem pandemii. Pracując w Zarządzie Nieruchomości Komunalnych wiem dokładnie, jak to wygląda.
Rozmawiałem z kilkoma przedsiębiorcami o tym, co jest dla nich najbardziej uciążliwe. Na przykład pan ostrzący noże przy ul. Lubartowskiej 6-8 wskazał, że ma preferencyjne warunki umowy najmu zawarte z ZNK (są to lokale oddawane „po kosztach”). Nic go tak nie uwiera, jak koszty związane z dostawą energii. W zależności od rodzaju działalności przedsiębiorcy narzekają też m.in. na koszty gazu, ciepła itd.

Ale to szerszy problem i możliwości miasta są tu ograniczone. Przywykliśmy do tego, że kiedy np. zniszczy nam się but, nie mamy w zwyczaju zanieść go do szewca i naprawić, tylko idziemy po nową parę. Jedziemy do galerii handlowej, gdzie chcemy zrobić zakupy, zjeść obiad, zapłacić rachunki, załatwić inne sprawy, po czym pójść na parking podziemny, wsiąść do samochodu i pojechać do domu.
Chcemy promować ginące zawody przy okazji imprez kulturalnych – i to się odbywa. Myślałem też o tym, żeby wcześniej dokonać inwentaryzacji takich lokali. Przy okazji Nocy Kultury czy Carnavalu Sztukmistrzów, kiedy przechodzą tędy setki ludzi, można by zapoznać się z taką informacją. Docierałaby ona też do mieszkańców, bo nierzadko ktoś chciałby z takiej usługi skorzystać, a nie wie, gdzie jej szukać. Rozmawialiśmy już z wydziałami promocji i turystyki, żeby taką akcję w szerszym stopniu przeprowadzić.
Wokół centrum jest coraz więcej lokali do wynajęcia. Co pan robi, żeby je ponownie zagospodarować?
– To jest bardzo poważny problem, ale tutaj muszę znowu powiedzieć, że nasze narzędzia są ograniczone. Lokali usługowych należących do miasta w obszarze Śródmieścia mamy bardzo niewiele, natomiast prywatnych właścicieli mogę tylko prosić, nie mogę nikomu niczego nakazać.

– Jak wiemy, w ostatnim czasie przedsiębiorcy prowadzący jednoosobową działalność, ale też np. branża gastronomiczna czy fryzjerska, dostały potrójny cios, którego nie miały szans przetrwać. Pandemia, rewolucja podatkowa, a teraz inflacja i ceny dostawy zwłaszcza energii elektrycznej i gazu. Jest to związane z wieloma czynnikami niezależnymi od miasta. Dochodzimy do ściany, z którą nie mamy szans wygrać.
Ile lokali usługowych w Śródmieściu i na Starym Mieście ma miasto?
– Aktualnie w Śródmieściu i na Starym Mieście miasto posiada około 250 lokali usługowych. Zdecydowana większość (około 90 procent) jest wynajęta.
Kiedy szłam do pana (około godz. 13, czyli poza godzinami dostaw), przed jedną z pizzerii przy trybunale zatrzymał się na światłach awaryjnych samochód. Wysiadła z niego kobieta, po kilku chwilach wróciła z pakunkiem, wsiadła i odjechała. Jak rozumiem, zmiany wprowadzone po tragicznym wypadku na deptaku mają prowadzić m.in. do wyeliminowania takich sytuacji. Ktoś tego pilnuje?
– Tu mamy dwie kwestie. Zaraz po tym strasznym wypadku zebrało się kompetentne grono, które ma prawo decydowania o tym, co się dzieje na deptaku. Zdecydowano m.in. o ograniczeniu godzin dostaw na deptak i Stare Miasto, a w zamian wskazano dodatkowe miejsca na dostawy przy sąsiednich ulicach.

Natomiast wcześniej wprowadzono ograniczenie wjazdu pojazdów na Stare Miasto. Od niedawna działa tu kamera odczytująca numery rejestracyjne i wyłapująca auta, które nie mają zgody wydanej przez Wydział Zarządzania Ruchem Drogowym i Mobilnością, czyli tzw. wjazdówki. Tu ukłony dla rady dzielnicy, która długo starała się o jej montaż. Kwota mandatów karnych za nieuprawniony wjazd na Stare Miasto przekroczyła już 100 tys. zł. Pilnuje tego też Straż Miejska. Sam codziennie tu wjeżdżam i wyjeżdżam, i widzę, że wjazdówki są sprawdzane.
Trudno mi się odnieść do jednego przypadku, bo nie wiem, czy ta pani posiadała uprawnienia, może była właścicielką lokalu. Pamiętajmy, że niektóre pojazdy muszą tu być. Mieszkańcy i najemcy muszą dojechać do swoich mieszkań lub lokali.
Parkowanie. Wydaje mi się, że to nadal sprawa nieuporządkowana. Są wyznaczone miejsca, ale kierowcy nie zawsze stosują się do przepisów. Czy to będzie lepiej pilnowane?
Jak wiemy, w obszarze Śródmieścia mamy wyraźnie wyznaczoną strefę płatnego parkowania. Jeśli ktoś się nie stosuje do tego, co zostało wyznaczone prawem miejscowym, musi się liczyć z konsekwencjami w postaci mandatów karnych.
A słupki, inne blokady?
Tak naprawdę ustawienie jednego czy dwóch słupków często wywołuje większy konflikt niż niesie ze sobą pożytku.
To był jeden z pierwszych problemów, z jakim zadzwonił do mnie mieszkaniec. Zaproponował, żebyśmy się przeszli ulicą Kapucyńską i pokazywał: tutaj tego słupka nie powinno być, tutaj słupek powinien być… Ale pan reprezentował tylko jedno środowisko – był osobą pieszą, natomiast a przestrzeni miejskiej korzystają również kierowcy, mieszkańcy, rowerzyści, osoby z niepełnosprawnościami. Trudno nawet przeprowadzić konsultacje w tak szerokim gronie, bo interesy tych grup są rozbieżne i kompromis często jest po prostu niemożliwy.
Czasami też koliduje to z estetyką. To też było swego czasu przedmiotem szerszej dyskusji publicznej, pojawiały się pytania, czy w ogóle powinniśmy ustawiać słupki, bo miasto już mamy „zasłupkowane”.

Musimy też pamiętać o systemie miejskiego monitoringu, obejmującym praktycznie całe Śródmieście i Stare Miasto. Każde zgłoszenie, jeśli zostanie odnotowane przez Straż Miejską, skutkuje namierzeniem kierowcy i ukaraniem go mandatem.
Co z innymi miejscami? Deptak nie jest jedynym chodnikiem, na którym można się natknąć na samochody jeżdżące wśród pieszych.
Trudno przewidzieć, co się może zdarzyć na chodniku, bo często mamy do czynienia z sytuacjami, kiedy nie ma możliwości wjazdu dla pojazdów, a ktoś się takiego przewinienia dopuszcza.
Ja oczywiście bardzo liczę na to, że kierowcy będą się stosować do przepisów prawa, zarówno na drodze, jak i parkując w miejscach do tego przeznaczonych. Że będą mieli świadomość, że czuwa też oko kamery i że do takich wypadków dochodzić nie będzie.
Jak przebiegają prace na rzecz poprawy estetyki i zazieleniania centrum? Na razie na Starym Mieście najbardziej zielone są komercyjne ogródki.
No tak, tylko nie zawsze mamy do czynienia z naturalną zielenią. Czasami jest to sztuczny ozdobnik. Niemniej, jeśli to nie wpływa negatywnie na estetykę miejsca, to nie mam nic przeciwko.
W lipcu ubiegłego roku, kiedy tylko objąłem tę funkcję, zrobiliśmy kwerendę, co i gdzie możemy zaszczepić w formie bluszczy, gdzie posadzić drzewa, czy w inny sposób, bardziej widoczny, ingerować w zieleń. Mamy ograniczone możliwości, bo niewiele terenów należy do miasta. Jest też dużo terenów utwardzonych, gdzie nie mamy możliwości aranżowania zieleni. Tutaj też, zgodnie z zapowiedzią pana prezydenta, wpadliśmy na pomysł, żeby lokować zieleń w formie bluszczu na nieruchomościach, które należą do miasta, gdzie nie jest to narażone na sprzeciw czy nie wiązałoby się z koniecznością długotrwałego uzyskiwania zgody.
A wiązałoby się? Rozmawiali państwo z mieszkańcami?
Różne przypadki się zdarzają. Trudno powiedzieć. W pierwszej kolejności skupiliśmy się na tych nieruchomościach, gdzie możemy jako miasto to zrobić.
Rozmawialiśmy z zarządcami kilku wspólnot mieszkaniowych, w których miasto ma swój udział. Wiem, że kilka bierze to pod uwagę, ale oni też mają bardzo poważne wydatki związane z funkcjonowaniem nieruchomości. Trudno mi więc wyobrazić sobie sytuację, że ktoś, kto ma do zapłacenia rachunek za gaz, energię energetyczną czy dostawę ciepła, bierze pod uwagę w pierwszej kolejności ustawienie gazonu pod ścianą.
Jest jeszcze kwestia zgody miejskiego albo wojewódzkiego konserwatora zabytków. Jak wiemy, w obszarze Starego Miasta mamy do czynienia z substancją zabytkową, więc musimy brać pod uwagę, żeby funkcjonowanie zieleni nie wpływało negatywnie na strukturę samego budynku, na elewacje, tynki, ściany.

Ale już możemy się pochwalić ustawieniem kilku takich donic przy pierwszych lokalizacjach. Jest to Olejna 5, Kowalska 3 i 17 – tam już pierwsze gazony zostały ustawione. W tej chwili rozpatrujemy jeszcze jedną nieruchomość przy ul. Noworybnej. To budynek w 100 procentach należący do miasta, gdzie na dwóch ścianach chcielibyśmy ulokować taką zieleń i zobaczyć, na ile to się spodoba mieszkańcom i najemcom lokali usługowych i jak będzie wpływało na estetykę budynków.
Budynek ZNK?
To jest akurat budynek podległy pod wojewódzkiego konserwatora zabytków. Jeśli dobrze pamiętam, jego warunki były zbyt wyśrubowane i nie mogliśmy tego zrobić. Zresztą tutaj też są ogródki gastronomiczne i myślę, że przedsiębiorcy protestowaliby, gdybyśmy ustawili tu gazon, a oni nie mieliby gdzie postawić ogródków.
Dlaczego w Śródmieściu drzewa są w doniczkach?
Nie wszędzie. Na Lubartowskiej, na Królewskiej rozbrukowano ulice i posadzono drzewa w gruncie. Na Krakowskim Przedmieściu pięknie rosną drzewa, na ul. Chopina od niedawna też.


Donice lokujemy tam, gdzie nie możemy zasadzić drzewa tak, żeby ono wyglądało jak prawdziwe drzewo. Musimy brać pod uwagę też utrzymanie drożności czy dostaw do lokali. Nie widzę w tym nic złego, drzewa w donicach też przecież pięknie wyglądają.
Czy poprawiając estetykę w centrum, pamiętają państwo także o pobocznych uliczkach, jak na przykład Kościuszki?
Ulica Kościuszki jest od niedawna przedmiotem naszych analiz. To wypłynęło od samych mieszkańców, którzy chcieliby pewnych zmian. My chcielibyśmy objąć tą koncepcją także plac Czechowicza – moim zdaniem to miejsce też wymaga uwagi.
Natomiast po szerszej analizie, podczas której został określony stan techniczny tej ulicy, doszliśmy do wniosku, że nie wymaga ona natychmiastowej ingerencji.
Bierzemy też pod uwagę fakt, że część zlokalizowanych tam kamienic jest własnością prywatną i może wkrótce być remontowana. Nie chcielibyśmy ponieść wysiłku finansowego związanego z remontem ulicy czy chodników, po czym zostaną one kompletnie zniszczone przez ciężki sprzęt obsługujący budowę czy remont. Dlatego obecnie wstrzymaliśmy się przed szerszą przebudową czy zmianą organizacji ruchu na ulicy Kościuszki.

Co zaś się tyczy ulokowania tam jakiejś zieleni, oczywiście bierzemy to pod uwagę. Być może niedługo zaangażujemy się także w upiększanie innych uliczek sąsiadujących z reprezentacyjnymi miejscami miasta.
W tych uliczkach, w których teraz ma być więcej miejsc dostaw na deptak, miały być woonerfy. Co z nimi?
Taki pomysł gdzieś kiedyś był analizowany, były konsultacje, chyba nawet były zrobione na ten temat jakieś opracowania. Natomiast teraz, o ile wiem, nie jest to brane pod uwagę. Może jest to jakaś melodia przyszłości, ale to się wiąże ze zmianą całego układu komunikacyjnego.
Miejsca dostaw są potrzebne. Oczywiście, możemy je wypychać na kolejne ulice, ale to wcześniej czy później wykluczy możliwość prowadzenia jakiejkolwiek działalności na deptaku.
Co z zielenią na Zielonej? Na razie padają tam kolejne drzewa.
Tak, wiem. Nie wiem, jaki jest dokładny harmonogram działań Wydziału Zieleni i Gospodarki Komunalnej, natomiast widzimy, że i tak bardzo dużo w tej kwestii się dzieje. Zieleni przybywa, staramy się ją lokować w takiej formie, jaka tylko jest możliwa i najbardziej przyjemna dla oka i naszego codziennego funkcjonowania.

Jakie są pana dalsze plany na Śródmieście?
Ważnych problemów jest kilka. Jednym z nich jest oczywiście gromadzenie odpadów na Starym Mieście. Coraz częściej pojawiają się pomysły, głównie ze strony rad dzielnic, zlokalizowania tu podziemnych czy półpodziemnych gniazd na odpady. Chcielibyśmy dążyć do tego, żeby wyburzać altany śmietnikowe, a w tym miejscu lokować podziemne pojemniki.
Ale jest to również kwestia natury prawnej, bo w Lublinie do miejskiego systemu gospodarowania odpadami włączone są tylko lokale mieszkalne, nie zaś lokale usługowe. Te, o ile wiem, w tej chwili są zobowiązane do zawierania indywidualnych umów na odpady i posiadania własnych pojemników. Co w przypadku, kiedy takie gniazdo obsługiwałoby kilka lokali mieszkalnych, w których znajdowałyby się tez lokale usługowe? To jest temat, z którym w dalszej czy bliższej przyszłości przyjdzie nam się mierzyć.
Wczoraj zapoznałem się z orzeczeniem Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Krakowie, którzy orzekł, że samorządy mają prawo do wprowadzenia częściowej prohibicji. Kraków się do tego przymierza i może i nam przyjdzie się w jakimś stopniu z tym problemem zmierzyć. Mamy jednak w okolicy deptaka i sąsiednich ulic do czynienia ze sprzecznymi interesami przedsiębiorców, sklepikarzy, mieszkańców, więc ta sprawa będzie wymagała szerszych konsultacji.

Kolejne plany wiążą się z dalszym zazielenianiem Starego Miasta i Śródmieścia. Dzisiaj miałem przyjemność zapoznać się ze wstępną koncepcją zakładającą zasadzenie trzech drzew przed trybunałem. Wiem, że takie drzewa kiedyś tu rosły i wyglądało to bardzo przyjemnie. Taki pomysł pojawił się kilka lat temu, chyba nawet opinia konserwatora zabytków była pozytywna. Bardzo mnie przekonuje, natomiast oczywiście zaporą są koszty.
Ale to kwestia dalszych planów. W pierwszej kolejności musimy się zmierzyć z remontem trybunału, a później będziemy myśleli nad dalszą poprawą estetyki tego miejsca. Zresztą dba o nie rada dzielnicy, ostatnio ze swoich środków ustawiła wokół trybunału piękne stylowe ławki.
A pana osobiste plany? Będzie pan kandydował w wyborach?
Nie, nie mam takich planów. Miałem okazję przez kilka kadencji działać w zarządzie dzielnicy Konstantynów, bo w Śródmieściu wtedy jeszcze nie mieszkałem. Bardzo miło wspominam tę działalność, ale w tej chwili to by było już troszeczkę za dużo.
Łukasz Bilik jest absolwentem Wydziału Inżynierii Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. Pracuje w Zarządzie Nieruchomości Komunalnych, ostatnio jako rzecznik tej instytucji.
Stanowisko menedżera Śródmieścia utworzono w 2016 roku. Zajął były poseł Ruchu Palikota Marek Poznański. Funkcję tę zlikwidowano na początku ubiegłego roku, ale już 1 lipca 2022 r. przywrócono. Od tego czasu pełni ją Łukasz Bilik.
Plan Ubogacacza w zakresie „rozwoju” Śródmieścia P0legał na stworzeniu sojuszu karczmarsko-deweloperskiego: karczmarze mieli zorganizować sieć placówek typu tourist trap (Starówa) oraz chlejni do wyrywania studenciar (Karkowskie), a dewelo-buraczki dzięki tak „tętniącemu” centrum mieli tłuc kapuchę na sprzedaży kurników pod wynajem para-hotelowy oraz garsonier dla Ludzi z Wypchanymi Portfelami, a wszystko to bez oglądania się na potrzeby rdzennej ludności, która jest systematycznie wypędzana. Ten szczwany plan jest jednak skazany na porażkę – Dziadogród, którego atrakcje można zwiedzić w ciągu 1 dnia, nie ma szans stać się magnesem dla turystyki, liczba studenciaków spada rokrocznie o blisko 10%, liczba wolnych, niewynajętych kwater w serwisach typu a*rb&b idzie już w setki w samym centrum i to w weekendy, a rynek garsonier został zalany podażą zupełnie niewspółmierną do ograniczonego popytu.
Strasznie się to czyta. Nie wiem czy to kwestia indywidualnych zdolności tego pana, czy urzędowo ograniczonych kompetencji, ale jego stanowisko w obecnym kształcie jest niepotrzebne.
Ja też wiem że to są trudne problemy, w ogóle to na wszystkie te pytania każdy czytelnik Jawnego Lublina mógłby odpowiedzieć z takim samym poziomem szczegółowości.
Najgorsze że pewnie nie ma w całym ratuszu bardziej kompetentnej osoby.