Wesprzyj Kontakt

10 minuty czytania  •  07.03.2025 13:53

„Dobrowolne” odejścia z Poczty Polskiej. Jak nie podpiszesz, to zwolnią cię grupowo

Udostępnij

Kiedy jesteś wzywany na rozmowę z dyrektorem, to już wiesz, o co chodzi. Ale nawet jak to wiesz, to jest to jak uderzenie. Potem jest kolejny cios, bo na decyzję masz tylko trzy dni. A co się stanie, jak nie przyjmiesz? Nie trzeba mieć studiów, żeby się domyśleć – opowiada jeden z lubelskich pocztowców. W całym kraju Poczta Polska zamierza zwolnić 8,5 tys. osób.

Ten artykuł powstał dzięki wsparciu finansowemu naszych Czytelników.

Kiedyś ją zważyłem – mówi pokazując na skórzaną sfatygowaną torbę wypełnioną listami. – 15 kilo. Aż mi się to metalowe oczko urwało. Teraz też nie jest lekko, bo jest sezon roznoszenia decyzji podatkowych, a ja na swoim terenie mam dużo urzędów i firm, czyli roznoszę „grubasy” – tłumaczy pokazując grube koperty.

Jeżeli listonosz miał obszar obejmujący 1 tys. adresów, to teraz będzie miał 1,2 tys. A jak przyjdzie mu zastąpić kolegę na wolnym to nawet 3 tysiące. Jeżeli doręczyciel miał teren liczący 5 km, to teraz będzie mieć 8 km. A na wsiach jeszcze więcej.

Listonoszy już teraz jest za mało, ale Poczta Polska zdecydowała, że będzie ich jeszcze mniej. W państwowym przedsiębiorstwie trwa właśnie Program Dobrowolnych Odejść. Można za to dostać pieniądze (wyliczenie poniżej), pozostanie w pakiecie ubezpieczenia grupowego i medycznego przez trzy lata, a także: „umorzenie zwrotu kosztów za szkolenia czy studia ukończone w czasie pracy”, brak okresu wypowiedzenia i dostęp do platformy edukacyjnej (do końca roku).

Ale to nie jedyny pomysł zarządu spółki na pozbycie się dużej części załogi z 66 tys. zayrudnionych. W perspektywie są zwolnienia grupowe.

Stokrotka i Lidl czekają

Westchnienie, kilka słów, i ponowne westchnienie. Mówienie o tym co się dzieje w pracy nie przychodzi mu łatwo. – Listonoszy brakuje od dawna. Listów też jest mniej, ale to wcale nie oznacza to, że pracujemy mniej, bo teraz to nawet każą nam to robić po 12 godzin dziennie. Kiedy wracam do domu, to już na nic nie mam ochoty. Tylko zjeść, usiąść i odpocząć – opowiada nam listonosz z Lublina.

Inny pracownik poczty dodaje, że ludzie już nawet nie są na tę sytuację źli. Są zrezygnowani. – Kiedy jesteś wzywany na rozmowę z dyrektorem, to już wiesz, o co chodzi. Zostanie ci przedstawiona propozycja odejścia. Ale nawet jak to wiesz, to jest to jak uderzenie. Potem jest kolejny cios, bo na decyzję masz tylko trzy dni. A co się stanie, jak nie przyjmiesz? Nie trzeba mieć studiów, żeby się domyślać – trafiasz na listę zwolnień grupowych – mówi.

M. w poczcie pracuje od ponad 20 lat, w obsłudze klienta. – Tak. pani z okienka to ja – rzuca żartem, ale nie jest jej do śmiechu. Tłumaczy, że to „siedzenie za szybką” to połowa jej pracy. – Druga połowa, której klient nie widzi, to wprowadzanie przesyłek do systemu. Trzeba być bardzo dokładnym, bo za pomyłki są kary. A sytuacje są różne. Np. można przez pół godziny próbować zeskanować list, ale system i tak nie chce go przyjąć. A to jeden ze 110 listów gotowych do doręczenia, które ma dostać listonosz. Nie zostaje nic innego, jak siedzieć i próbować do skutku. Za niecałe 5 tys. zł brutto miesięcznie – opowiada.

Przyznaje, że poważnie bierze pod uwagę, żeby odejść gdy padnie taka propozycja. – Tylko gdzie ja pójdę? Nie mam jeszcze 50 lat. Rozglądałam się za ofertami pracy, tej biurowej nie jest dużo. Za to chętnie przyjmą mnie w Stokrotce albo w Lidlu.

Jej koleżanka już zaczęła się rozglądać za kursami dla księgowych. Bo widzi, że co rusz ktoś szuka do takiej pracy. – Ale to chyba studia trzeba odpowiednie skończyć. Miała się dowiedzieć i dać znać, czy warto w to iść.

Tomasz Gąsior, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Poczty Polskiej w Lublinie, w firmie jest już 29. rok. Ma za sobą mnóstwo spotkań z pracownikami. Przyznaje, że zniechęcenie to dziś powszechny widok. – Czy program „cieszy się powodzeniem”? Trudno powiedzieć. Na pewno dla części osób to jest jakieś rozwiązanie. Dla chorych, albo tych, co mają dosyć tej pracy. Ale trudno to wszystko nazwać „dobrowolnym”, kiedy pracownik wie, że jak odmówi, to będzie na liście zwolnień grupowych – mówi. Dodaje, że wśród pracowników rozchodzi się też informacja, że na listach do zwolnień grupowych są też osoby, którym nie została przedstawiona oferta dobrowolnego odejścia. Ale plotek jest więcej.

Są i takie osoby, które zgodziły się odejść, ale i tak są do zwolnienia grupowego. Zupełnie nie wiadomo, co się dzieje – słyszymy od pracownicy jednej z lubelskich placówek pocztowych. – U nas ma zostać zwolnionych jedna trzecia. To oznacza, że ci co zostaną będą mieli więcej pracy. Ale nie większe pieniądze. To ważne, bo to nie są jakieś kokosy – opowiada.

Tu w ogóle nikt nie myśli o ludziach. To nie są odejścia, to są zwolnienia. Bywa, że całych rodzin. Nikt nie sprawdza, czy akurat to jest żona z mężem. Nikt nie sprawdza, czy mają dzieci i rodzinę na utrzymaniu – słyszymy od kolejnej pracownicy.

Kto dobrze „handluje” ten zostaje

Rozmawiamy z osobą, która brała udział w zwolnieniach „po drugiej stronie”. Opowiada jak to wygląda. – Przychodzi pismo od dyrektora, że mamy „wskazać” osoby, które chcą odejść. Idę do pracowników i mówię, jak wygląda sytuacja. Zgłasza się około 20 osób. Mam je ocenić. I mam na to jeden dzień.

Zgodnie z zasadami bierze się pod uwagę, czy taka osoba dobrze wykonuje swoje obowiązki, czy dobrze „handluje” czyli sprzedaje klientom poczty dodatkowe rzeczy, czy chodzi na zwolnienia, czy często choruje. Do odejścia zgłaszają się też bardzo dobrzy pracownicy. Ale ich naczelnik nie chce umieścić na liście do zwolnień. Finalnie dyrektor otrzymuje pismo z kilkunastoma nazwiskami. – Ale nie mam pewności, czy to te osoby, które wpisałem – opowiada nasz rozmówca. – Bo na koniec z pracy odchodzą osoby, które się nie zgłaszały, a zostają te które chciały odejść.

Zamieszanie jest ogromne. Z jednej strony zwolnienia, z drugiej pojawiające się ogłoszenia, że praca na poczcie czeka. – Już są w Lublinie przypadki, że ktoś dobrowolnie odszedł z etatu, a teraz pracuje na umowę-zleceniu. U tego samego pracodawcy, na Poczcie Polskiej – mówi nam jeden z pocztowców.

W serwisie ogłoszeniowym Pracuj.pl państwowa spółka szuka listonosza samochodowego, pracownika ochrony, kierownika zmiany-logistyka, kierownika działu wydruku i kolekcjonowania, listonosza pieszego.

Na liście do zwolnienia 8,5 tysiąca osób

Ci, którzy zdecydują się teraz na odejście, mają do wyboru dwie drogi. Albo wypłata 9-krotności pensji przez 9 miesięcy, albo jej 5-krotność od razu, w ciągu 21 dni po odejściu z pracy. – Wybór wariantu rekompensaty należy do pracownika, a zabezpieczenie finansowe z tytułu PDO (program dobrowolnych odejść – red.) może wynieść maksymalnie równowartość rocznego wynagrodzenia – informuje biuro prasowe Poczty Polskiej. Z wyliczeń spółki wynika też, że chętnych do odejść nie brakuje. Na taki krok w 2024 roku zdecydowało się ponad 650 osób (73 proc. z 900 pracowników, którzy dostali propozycję odejścia z pracy).

To dane z zeszłego roku, kiedy machina zwolnień ruszyła. Plan spółki na ten rok jest bardziej „ambitny”. – W tym roku w skali kraju Program obejmie nie więcej niż 8518 etatów, a dyrektorzy, kierownicy, pracownicy administracji i wsparcia różnego typu stanowią połowę wytypowanych osób.

Poczta Polska nie ukrywa też, czym grozi nieprzyjęcie propozycji. – W stosunku do pracowników, którzy nie skorzystają z bieżącej oferty PDO oraz tych, którzy nie zdecydowali się na przyjęcie propozycji w ramach PDO w 2024 r., złożone zostaną oświadczenia o wypowiedzeniu umowy o pracę lub wypowiedzeniu warunków pracy i płacy w ramach grupowego zwolnienia – informuje biuro prasowe.

Jak ocenia przewodniczący Gasior, z redukcji zatrudnienia nic dobrego nie wyjdzie. – Poczta Polska to firma logistyczna, a rezygnuje się z ludzi, którzy wykonują zadania na pierwszej linii. Odczują to przede wszystkim klienci – mówi nam związkowiec. I wskazuje na przykład podlubelskiej Kalinówki. Mieszkańcy tej i innych okolicznych miejscowości po paczki i awizowane listy muszą jeździć do Świdnika. – Tymczasem po zwolnieniach na poczcie będzie czynne np. tylko jedno okienko. Oczywiście, że będą kolejki, nerwy, niezadowolenie. Tak się tylko traci klienta, a odzyskać jego zaufanie będzie bardzo trudno – dodaje.

Wyjście awaryjne: Żabka. „Myślałam, że to żart”

Podczas rozmowy w sprawie dobrowolnego odejścia, na stole pojawia się nie tylko oferta finansowa. Pracownik poczty słyszy też, że może otworzyć… Żabkę. W ten sposób sieć franczyzowa znalazła nowy kanał dotarcia do osób, których będzie namawiać do ryzykownej biznesowo współpracy.

Inicjatywa jest jedną z dostępnych na rynku alternatyw dla osób rozważających otwarcie swojego biznesu. Zgodnie z treścią porozumienia, o grupie pracowników, którzy otrzymają informację oraz sposobie dystrybucji decydowała Poczta Polska”tłumaczy Żabka.

Poczta Polska tłumaczy, że sieć sklepów franczyzowych jest jednym z podmiotów, z którymi państwowa spółka współpracuje. Od ewentualnych bankructw (a tych w sieci Żabka nie brakuje) umywa ręce. Joanna Drozd, wiceprezes zarządu Poczty Polskiej: „Jeżeli pracownik jest zainteresowany wskazaną ofertą, Poczta Polska pośredniczy w kontakcie z odpowiednimi przedstawicielami sieci handlowej. Na tym kończy się rola Poczty Polskiej S.A., a decyzja o podjęciu współpracy z konkretnym pracodawcą należy do odchodzącego pracownika”.

Idea jest taka, żeby odchodzący z poczty za pieniądze z odprawy otworzył sklep i na lata związał się siecią.

Kiedy o tym usłyszałam, to myślałam, że to żart. Śmiać mi się chciało. Proszę sobie wyobrazić, że po 30 latach pracy, żeby dotrwać do emerytury będę prowadziła sklep. Nawet nie chcę o tym myśleć – komentuje jedna z pracownic poczty. – Różne rzeczy tu widzieliśmy. Brak nagród jubileuszowych, bo nie ma pieniędzy. Wypłacanie pensji poniżej ustawowej minimalnej, bo przecież nam to wyrównają na koniec roku w premiach. Każda władza z pocztą robiła, co chciała. O ludziach nie myślał nikt – opowiada.

Z niedowierzaniem przyjęliśmy informację o tym, że spółka Żabka Polska znalazła dla siebie nowy sposób wyszukiwania potencjalnych franczyzobiorców. Również i tym razem oferta kierowana jest do osób, które znalazły się w trudnej sytuacji życiowej, czyli utraty pracy. W tym przypadku spółka Skarbu Państwa, tj. Poczta Polska, pomaga prywatnemu podmiotowi, którego praktyki i działania budzą coraz większe wątpliwości i z którym pierwsi poszkodowani wygrywają po wielu latach swoje procesy w sądach” – zauważa w swojej sejmowej interpelacji grupa posłów Partii Razem z Pauliną Matysiak na czele. I stwierdzają wprost: „To cyniczna i bezczelna próba żerowania na pracownikach, którym zamiast stabilnego zatrudnienia oferuje się wątpliwy biznes”.

Setki milionów kłopotów

Dlaczego Poczta Polska zdecydowała się na tak duże zwolnienia? W 2023 roku spółka zanotowała 745 mln zł straty, a za ubiegły rok jest ok. 230 mln zł na minusie. Jest to wynikiem wieloletnich zaniedbań. Od lat przegrywa walkę o klienta z firmami kurierskimi. Kiedy tacy gracze jak InPost stawiali paczkomaty na każdym rogu, szefowie PP jedynie zapowiadali swoje Pocztomaty. Ta zwłoka wiele kosztowała, w paczkowy interes zdążył wejść Ruch, Orlen czy Żabka.

Nie pomogła też polityka. Kiedy w 2015 roku PiS doszedł do władzy zaczął „przywracać siłę państwa” w każdym zakątku Polski. Na wsiach reaktywowane były posterunki policji i otwierane placówki pocztowe, przy których chętnie fotografowali się politycy PiS. Nikt nie brał pod uwagę jak wielkie straty będzie przynosić punkt pocztowy w niewielkiej miejscowości.

Sama spółka tłumaczy to tak: – Z powodu wieloletnich zaniedbań Poczta Polska znalazła się w fatalnej sytuacji finansowej. Dlatego obecny zarząd spółki musiał wprowadzić w życie Plan Transformacji, który jest konieczny, aby odbudować rynkową pozycję jednej z najstarszych w Polsce firm. Aby uratować Pocztę, trzeba ograniczyć zatrudnienie, a jednocześnie utrzymać zdolności operacyjne Spółki. Dotychczas koszty pracownicze stanowiły aż 65 proc. kosztów Poczty Polskiej, a to zdecydowanie najwięcej w branży w Europie – u zagranicznych operatorów pocztowych koszty pracy stanowią ok. 35-40 proc.

Przewodniczący Tomasz Gąsior nie chce się bawić w politykę. Nie chce wskazywać, którzy politycy są bardziej winni. – Poczta była im wszystkim potrzebna jak były wybory. Jak trzeba było roznosić ulotki – komentuje.

Pomóż i wpieraj Jawny Lublin

11 odpowiedzi na “„Dobrowolne” odejścia z Poczty Polskiej. Jak nie podpiszesz, to zwolnią cię grupowo”

  1. zipper pisze:

    Tam trzeba więcej ludzi zatrudnić a nie zwalniać

  2. Takie czasy pisze:

    Za Tuska pracownik jest zwykłym wyrobnikiem za minimalną. A jak się nie podoba to możesz wyjeżdżać na zbiór szparagów do Niemiec do bauera. Niedługo wybory.

  3. Pablo pisze:

    To jest jakaś masakra co sie dzieje w urzędach pocztowych. Pracownicy się nie wyrabiają. Codziennie po 20 osob w kolejce w godzinach szczytu i jedno okienko czynne. Np. poczta na Narutowicza – godzina oczekiwania obowiązkowa.

  4. Weronika pisze:

    To PiS jest lepszy od nich. W marszałkowskim trzymają dalej emerytów.

  5. Zenon pisze:

    Dziękujemy Prawym i Sprawieliwym, 8 lat dobili nasz skarb narodowy!!!!

  6. Antek pisze:

    @ Zenon: mówisz o TVN? Nie udało się to niestety.

  7. Urzędnik pisze:

    Ja powiem z drugiej strony, spółki skarbu państwa mają ogromne problemy zeby „podpisać” jakąkolwiek umowę z PP, procedury są średniowieczne a kontakt z „handlowcami” naprawdę wygląda jak zamówienie na mięso w ubojni… Problemy na każdym kroku, przecież dla takiej skarbówki czy urzędu PP jest jedna możliwością dostarczania listów do klientów, spółki SP płacą bo muszą a i tak w poczcie nie ma woli podpisywania ze spółkami umów bo chyba im się zwyczajnie nie chce. A spółki SP zapłacą bo muszą. Ale PP wyraźnie nie potrzebuje wpływu gotówki… Wogole że urzędy płacą spółce skarbowej za usługi to jest żenada

  8. kronikidewelorozwoju pisze:

    Czuć z daleka rękę Brzóski, sprawnego wyzyskiwacza, który jak ulał pasuje do filozofii kaszubskiego P0grobowca A. Rand.

  9. Realista pisze:

    Nie tylko PP S.A., takie rzeczy dzieją się wszędzie gdzie łapy na zarządzaniu położyła Koalicja 13 grudnia. „Specjaliści” z Koziej Wólki kładą na łopatki SSP ku chwale Niemiec – przecież Polacy nie mogą wstać z kolan i mieć suwerenne państwo.

  10. Mieszkańcy Czechowa pisze:

    Kaczyzm 🦆rozłożył nasze srebra rodowe – Pocztę, Rafako, Stadninę w Janowie Lubelskim i PKP Cargo.
    Jeszcze trochę by porządzili to zapanował by głód jak we Średniowieczu. To przecież od ich rzundów jakby kto zapomniał, kostka masełka stała się synonimem bogactwa. Na szczęście ludzie zrozumieli ich intencje i zagłosowali na naszego Premiera Tuska ❤️💪

  11. zwolniony listonosz pisze:

    qqq uwaga PP wprowadzia cel sprzedażowe do realizacji ,a to słodycze ,a to książki i żsdnej reklamy , chodzi o uwalenie pracowników , żeby ich jesienią zwolnić bez odprawy , Pytam jak to jest że poczta nie chce nawet ulotki reklamowej na poczcie wywiesić a każe praconikom wcisakć słodycze cukrzkom? qqqq

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powiązane artykuły