Udostępnij
Za drogi, zbędny i w cennej przyrodniczo lokalizacji. Takie argumenty przeciw budowie stadionu żużlowego w Lublinie wytaczają miejscy aktywiści.
W czwartek, 15 grudnia, mija termin składania uwag do planów budowy stadionu żużlowego w dolinie Bystrzycy. Najwyższy czas przypomnieć sobie argumenty przeciwko temu pomysłowi.
Na początek warto sobie uświadomić, że wokół żużla zbudowano w Lublinie atmosferę braku wyboru: albo nowy obiekt za bajońską sumę, albo kibice żużla będą przeżywać dramat. Mieszkańcy Lublina zostali jakby postawieni pod ścianą: stadion MUSI być na terenie po LKJ. Prawda jest taka, że ani nie musi być nowy i w tym miejscu, ani głównym problemem lublinian nie jest brak biletów na żużel. Miejmy nadzieję, że krótki czas pozostający mieszkańcom do zabrania głosu w tej sprawie wpłynie na nich mobilizująco. Jest to też wyjątkowo proste: wystarczy swoją opinię wysłać na adres [email protected].
Stadion żużlowy w Lublinie. Za wysokie koszty
Chodzi o budowę stadionu od zera na podmokłym gruncie. Koszty takiej inwestycji są bardzo wysokie i w zasadzie niemożliwe w tym momencie do końcowego oszacowania, co na dziś powinno wykluczyć ten pomysł z racjonalnej debaty.
Stadion jest w tym momencie wyceniany na 245 milionów, a – jak wiadomo – zwykle takie wstępne sumy są niedoszacowane, żeby nie zniechęcać klienta. W sierpniu prasa podawała koszt 200 mln. Kolejną wycenę będziemy znać za 1,5 roku, kiedy powstanie projekt za ponad 7 mln. W ciągu ostatnich dwóch lat cena budowy zwykłego domu wzrosła o 40 proc. O ile wzrosną ceny specjalistycznych materiałów budowlanych w przyszłości, nie wiadomo.
Do tego dochodzą koszty utrzymania obiektu po jego budowie. Jakie one będą i kto miałby je ponosić?
Od lat Lublin rozwija się na kredyt. Myśląc w ten sposób, może być nas stać na wszystko, a rachunek zapłacą przyszłe pokolenia. Nasz dług rośnie, a obecnie same bieżące odsetki od niego wynoszą 500 zł rocznie na mieszkańca, tyle samo ile w Krakowie, który jednak ma o 1/4 wyższe dochody na mieszkańca i znacznie większą od nas odporność na kryzysy i większe możliwości rozwoju gospodarczego. Czy jest roztropne ścigać się na długi z Krakowem?
Trudno w tym momencie oceniać, co można by mieć za te 240 mln zamiast stadionu żużlowego, ale np. szkoła na Berylowej kosztowała 80 mln. Tyle samo miał kosztować nowy biurowiec Urzędu Miasta, z którego urząd zrezygnował, bo za drogo. W cenie stadionu moglibyśmy więc mieć co najmniej dwie szkoły z górnej półki lub dwa urzędy. Przebudowa stadionu żużlowo-piłkarskiego w Pile została wyceniona przez oferenta w tegorocznym przetargu na 40 milionów, dwa razy więcej niż szacowało miasto według projektu. A więc moglibyśmy za te pieniądze zmodernizować kilka takich stadionów. Liceum Staszica parę lat temu zrezygnowało z budowy basenu, bo miasta nie było stać na dołożenie na niego 10 mln, czyli drugie tyle, ile według szacunków miała kosztować hala gimnastyczna.
Wiemy, jakie problemy z kręgosłupami i z wuefem ma młodzież, a jednak miasto widzi tu pole do oszczędzania. A ile innych, pomniejszych inwestycji można by było za te pieniądze sfinansować? Choćby remonty stołówek, żeby uczniów nie bolały brzuchy po cateringu. Tego chyba nikt nie we.
Za mały cel publiczny
Pomysł na budowę nowego stadionu żużlowego od zera zamiast odnowy starego przy Alejach Zygmuntowskich pojawił się jako obietnica wyborcza podczas kampanii wyborczej Krzysztofa Żuka. Informacje, że byłaby to hala wielofunkcyjna, pojawiły się dopiero później, kiedy idea samego stadionu żużlowego jako kluczowej potrzeby mieszkańców Lublina stała się trudna do obrony.
Ale trudne do uzasadnienia jest również twierdzenie, że tym, czego właśnie teraz najbardziej potrzebujemy, jest nowy obiekt sportowo-rekreacyjny. Żeby móc decydować się na taki wydatek, trzeba by dowodów, że tych istniejących obiektów mamy za mało, że są przeciążone, że brakuje nam nowego obiektu sportowo-rekreacyjnego w cenie dwóch wypasionych szkół lub dwóch urzędów miasta zamiast innych obiektów i usług publicznych.
Potrzebna jest diagnoza, program, biznesplan, żeby się upewnić, że nam się to jako społeczności w ogóle opłaci, bo jesteśmy udziałowcami Lublina jako wspólnej inwestycji. A może bardziej opłaciłaby się budowa tras spacerowych i rowerowych, basenów i siłowni dla aktywności sportowo-rekreacyjnej 20 tys. osób w całym mieście niż jednego obiektu z 20 tysiącami miejsc do siedzenia? Ważnym pytaniem jest los obecnego stadionu. Jaka miałaby być jego funkcja w przyszłości? Czy opcja modernizacji na pewno jest nierealna? Potrzebna jest na ten temat niezależna opinia.
Owszem, przydałby się jakiś zadaszony obiekt do organizacji większych imprez, ale czy Lublin ze swoją publicznością jest w ogóle atrakcyjny dla organizatorów dużych imprez, jakie przyciąga Spodek czy Stadion Narodowy?
Trzeba mierzyć siły na zamiary. Nawet jeżeli brakuje nam obecnie pewnej liczby miejsc w salach i halach, to być może nie jest to żaden problem do rozwiązania za 240 mln, biorąc pod uwagę różnorodność i bogactwo całkowitej oferty kulturalnej i sportowej Lublina. Funkcja żużlowa pozostaje najważniejszą funkcją planowanego obiektu, z której będzie korzystał prywatny klub za pieniądze, które oddadzą bankom nasze dzieci. A największym niewątpliwym beneficjentem tak drogiej budowli wydaje się sektor budowlany.
Zbyt cenna przyroda
Ale nawet gdybyśmy byli bogatym miastem, Polsce nie groził wieloletni kryzys, a za żużlem przepadaliby wszyscy mieszkańcy, to i tak należałoby się zastanowić, czy usytuowanie stadionu żużlowego akurat w dolinie Bystrzycy jest w ogóle dopuszczalne. Stadion możemy zbudować w różnych miejscach, a dolina Bystrzycy z jej walorami przyrodniczymi i rekreacyjnymi może być tylko tu, gdzie jest.
Stadion ma sąsiadować z najcenniejszym odcinkiem Bystrzycy, czyli meandrami. Dolina w tym miejscu jest i tak przewężona jako korytarz ekologiczny, więc jej zabudowa stadionem pogorszy tę sytuację. Jesteśmy bogatym miastem, bo mamy taką dolinę. Jej zabudowę trzeba będzie zapisać po stronie kosztów, a nie korzyści.
Wybór tego miejsca na stadion, nieważne czy z żużlem, czy bez, ostro skrytykowała Najwyższa Izba Kontroli, nie zostawiając na tym pomyśle suchej nitki. Według NIK Urząd Miasta nie przeprowadził „analizy o charakterze przyrodniczym”, rzetelnie oceniającej skutki zmiany planu, bo przecież miejskie badania z 2011 i 2019 roku wykluczały zabudowę doliny Bystrzycy!
Kontrolerzy NIK wyliczyli, że same parkingi towarzyszące stadionowi mogą zająć 4 ha. Co prawda w projekcie są przewidziane parkingi wielopoziomowe, ale będą one pierwszą rzeczą objętą cięciami kosztów, bo takie parkingi są bardzo drogie. Po co je budować, skoro kiedy już stadion powstanie, będzie można teren wybrukować, choćby „tymczasowo”. Niedaleko jest Arena z pustymi parkingami. Już lepiej byłoby zbudować nowy przy niej, aby je wykorzystać. Dojście z parkingu przy Arenie do obecnie proponowanej lokalizacji nowego obiektu zajmuje 15-20 min. Założenie, że kibice żużla będą to robić, jest nierealistyczne.
Sprzeczne z planami miasta
Koronnego argumentu przeciwko lokalizacji jakiegokolwiek obiektu na terenach po LKJ dostarcza sam Urząd Miasta, który chroni je w najnowszym Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego z 2019 roku w ramach Ekologicznego Systemu Obszarów Chronionych. A teraz sam proponuje postąpić wbrew tej ochronie. Dlatego NIK stwierdził, że zapisy nowego planu „w sposób istotny” odbiegają od tego, co zapisano w Studium, z którym plan musi być zgodny.
Jaki ma sens obejmowanie ochroną doliny, skoro za chwilę uważa się tę dolinę za zupełnie niewartą ochrony? Takie działania zupełnie podważają jakąkolwiek wiarygodność miejskiego planowania w Lublinie, a szczególnie w obliczu konieczności dostosowywania miast do zmian klimatycznych przez zachowywanie naturalnej retencji, kanałów przewietrzających, terenów zielonych oczyszczających i schładzających powietrze itd. Ile ogrodów deszczowych i nasadzeń będą musieli wymyślić mieszkańcy w ramach Budżetu Obywatelskiego i Zielonego, żeby skompensować te straty?
Kiedyś za to wszystko trzeba będzie zapłacić podwójnie, a w międzyczasie nie załatwi się wielu innych spraw, które są ważniejsze dla mieszkańców niż trudności pewnej grupy kibiców ze zdobyciem biletu na wyścigi żużlowe.
Bardziej niż funkcji stadionu żużlowego w nowym obiekcie sportowo-rekreacyjnym potrzebujemy np. centrum nauki, ale także szkół, przedszkoli, żłobków, domów kultury, chodników, dróg rowerowych, remontów mostów, zajęć pozalekcyjnych i sportowych, sadzenia drzew, pensji dla nauczycieli, mieszkań komunalnych i socjalnych, częstszych kursów komunikacji miejskiej i tak dalej, i tak dalej.
Zresztą ostatecznie nikt przecież nie odmawia miłośnikom żużla większej puli biletów, chodzi o inną lokalizację i mniejsze koszty.
Jeśli zgodzimy się na budowę tego stadionu, to nawet jeśli doczeka ona lepszych czasów w ekonomii, spowoduje nieodwracalne straty w ekologii, czyli w środowisku naszego własnego życia. Istnieje też obawa, że miejsce to zamieni się w wieczny plac budowy. Zostanie ogrodzone i rozgrzebane jak Teatr w Budowie i ostatecznie podzieli jego los, stając się dla naszych potomków symbolem niemądrych decyzji poprzedniego pokolenia.
Marcin Skrzypek
ekspert Tematycznej Grupy Roboczej „Partycypacja i współrządzenie” Strategii Lublin 2030
Jan Kamiński
ekspert Tematycznej Grupy Roboczej „Urbanistyka i mobilność miejska” Strategii Lublin 2030
Dodaj komentarz