5 minuty czytania • 05.12.2024 22:01
Administratorowi się nie chce, deweloper się nie poczuwa. Ludzie walczą o drzewo od wiosny
Udostępnij
„Krótka historia o tym, jak deweloper zajeździł piękne drzewo i nie ma zamiaru go ratować” – piszą do nas mieszkańcy eksluzywnego osiedla Wikana Residence. Alarmują też Ratusz i Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Ale gdyby wyliczyć wszystkie telefony, maile, oficjalne pisma i sąsiedzkie dyskusje na internetowych grupach i pod blokami – ta historia wcale nie byłaby krótka.

Osiedle jak marzenie. Administracja jak kara boska
Olbrzymie kasztanowce, pomnikowa aleja bukowa, wielkie klony, których gałęzie wręcz dotykają okien. Żadnych drzewek-kulek czy ledwo widocznych nasadzeń na czarnej agrowłókninie – temu osiedlu daleko do lubelskich standardów. Nie dość, że bardziej przypomina las niż nowe blokowisko, to na żywo wygląda jeszcze lepiej niż na wizualizacjach, które miały skusić klientów.
– Każdy, kto jest tu po raz pierwszy, to robi „wow” – przyznaje pani Monika. To ona jest autorką listu do naszej redakcji. Oprowadza po osiedlu, wskazuje drzewa z zielonymi tabliczkami (pomniki przyrody) i nie nawet nie próbuje ukryć swojego rozczarowania, wściekłości, zażenowania.
– Albo ktoś jest na urlopie, albo na zwolnieniu, albo to sprawa dla kierownika, ale ten będzie za tydzień. I tak w kółko. Od czerwca odbijamy się od ściany – opowiada.
A problem ewidentnie jest. Otoczony nowoczesną architekturą, dostojny i ewidentnie chory. Architekci zaplanowali, że widok na wielkiego rozłożystego buka (340 cm obwodu pnia) będą miały trzy budynki. Choć stoją dość blisko siebie, to nikt sobie w okna nie zagląda.
– Od miesięcy patrzymy, jak umiera – opowiada Monika, która na Wikana Residence zamieszkała w kwietniu. – Na wiosnę wystartował, wypuścił listki, ale małe, drobne. Jeszcze w czerwcu był zielone, ale potem liście zaczęły opadać. W czerwcu posiali pod nim trawę, bo wcześniej to było klepisko.
Klepisko to tutaj słowo klucz. A temat usychającego buka od miesięcy przewija się w sąsiedzkich konwersacjach. Ludzie przesyłają siebie zdjęcia marniejącego drzewa, wymieniają filmami z czasu, gdy był tu jeszcze plac budowy. I „jeziora”, jakie utworzyło się pod drzewem po obfitych deszczach.
– Długo stała woda, kompletnie nic nie wsiąkało. Co zrobiła administracja? Przecięła krawężnik, by mogła spłynąć do studzienki – opowiada jeden z mieszkańców. – To drzewo się po prostu dusi. Któregoś dnia wyszedłem z łopatką, zacząłem kopać. Poniżej 20 cm ziemia jest tak ubita jak skała.


„Będzie ekspertyza”. A potem zapada cisza
By zbudować tu bloki, deweloper musiał pokonać wiele przeszkód. Na działce między działką wojska a terenem UMCS początkowo chciał wyciąć 200 drzew. Gdy Urząd Miasta się na to nie zgodził, Wikana kilka razy zmieniała koncepcję osiedla i ograniczała plany wycinek. Ta docelowa – dziś już zrealizowana – zakładała wkomponowanie budynków w starodrzew, dostosowanie wysokości do koron, specjalistyczne zabiegi pielęgnacyjne i ochronę korzeni przez ograniczenie infrastruktury. Ratusz pozwolił na wycinkę 39 drzew i wystawił za to rachunek – 116 tys. zł.
– Tyle trudu, by teraz drzewo zamordować. Skończyła się budowa – skończyło się dbanie o drzewa – komentuje jeden z sąsiadów. – Najgorsze, że nic nie robią. Sam bym wynajął sprzęt i zruszył tę ziemię, ale potem mnie oskarżą, że to ja zabiłem to drzewo.
Dość szybko na własnej skórze przekonuję się, z czym mierzą się mieszkańcy. Nieruchomością administruje spółka córka Wikany – Zielone Tarasy. Takiego właśnie administratora narzucił deweloper. Po kilku mailach i telefonach dostaję w końcu odpowiedź.
– Uwagi dotyczące stanu buka były zgłaszane/przekazywane przez Zielone Tarasy Sp. z o.o. do Dewelopera z prośbą o podjęcie działań mających na uwadze dobrostan drzewa (pisownia oryginalna – red.) – informuje Jarosław Maluha, prezes spółki Zielone Tarasy. – Zgodnie z informacją uzyskaną od dewelopera, na dziś wykonywana jest ekspertyza stanu buka w kontekście jego dalszej żywotności i działań, jakie należy podjąć w celu jego dalszego zachowania.
Jakie wnioski znalazły się w ekspertyzie? Kto ją wykonał? Czy były i czy będą podjęte jakiekolwiek działania? Tego wszystkiego już się nie dowiem, bo na kolejne maile prezes Maluha nie odpowiada. A gdy kilka tygodni później przestaje być prezesem, to kontakt z administracją urywa się kompletnie. Gdy dzwonię – słyszę to co mieszkańcy osiedla. Najczęściej, że „administrator jest na urlopie”.
Ratusz służy dobrą radą. Konserwator paragrafami
Ale ludzie są zdeterminowani. Pomocy szukają w Urzędzie Miasta, u Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. W tym pierwszym miejscu jej nie znajdują. Blanka Rdest, dyrektorka Wydziału Zieleni i Gospodarki Komunalnej lubelskiego Ratusza, odsyła mieszkańców do zarządcy wspólnoty, „który powinien dobrze reprezentować właściciela, rozumieć jego problemy i oczekiwania”.



Reaguje za to WKZ. W piśmie, które Dariusz Kopciowski w połowie października wysyła do miasta, przytacza nawet paragrafy, na podstawie których Ratusz mógłby ukarać inwestora za zniszczenie pomnikowych rozmiarów buka. A dowodem są zdjęcia z placu budowy, na których po jednej stronie pnia biegnie droga dla ciężkiego budowlanego sprzętu, a po drugiej stoi przenośna toaleta (powyżej). Wojewódzki Konserwator Zabytków alarmuje o „konieczności podjęcia natychmiastowych działań ratowniczych”. – Np. poprzez wykonanie napowietrzania systemu korzeniowego przy użyciu technologii Air-Spade oraz stosowania szczepionek mikoryzowych – zaleca.
Mija kolejny miesiąc, nadal nic się nie dzieje, więc w połowie listopada konserwator śle kolejne pismo. Także do Wikany. Nas także administrator budynku zaczyna odsyłać do dewelopera.
Tu słyszymy zapewniania, że „przez cały proces realizacji inwestycji był obecny inspektor nadzoru drzew w zakresie ochrony i pielęgnacji, który sprawował nadzór na każdym etapie prac budowlanych”. – W trakcie budowy osiedla nie ucierpiało żadne drzewo – w związku z tym nie czujemy się odpowiedzialni za obecną sytuację. Nastąpiła ona po oddaniu inwestycji do użytkowania – przekonuje Marta Połuch, dyr. ds. sprzedaży i marketingu Wikana.
Pada też obietnica, ale nie taka na jaką czekają mieszkańcy Kraśnickiej 2i, 2j i 2 k. Bo Wikana zamierza zacząć działać, ale dopiero za kilka miesięcy.
– Pomimo, iż deweloper nie jest już właścicielem większościowym udziałów w nieruchomości, w okresie wiosennym przeprowadzimy próbę rekultywacji terenu wokół drzewa – obiecuje dyr. Połuch.
Na zdjęciu głównym: Tak wyglądał zamierający buk w czerwcu i we wrześniu.
–
–
–
–
W/s stosunku dewelo-buractwa do drzew nawet nie ma sensu komentować.
Warto jednak zwrócić uwagę na hipokryzję nowobogackich: drą szaty w/s jednego drzewa, ale już nad losem tych 39 wyrżniętych pod ich „wyjątkowe” apartamĘty nie uronią krokodylej łezki.
Zmienić administratora.bedzie taniej, lepiej i bez problemów.
To osiedle z pozoru atrakcyjne z powodu drzew jest w rzeczywistości fatalne do mieszkania. Proszę tam pojechać w lecie, do mieszkań nie wpada żadne światło , jest ciemno jak w piwnicy. Na jesieni za to liście są wszędzie. Nigdy bym nie zamieszkał w ciemnym jak nora mieszkaniu. Tak wiec drzewa nie zawsze są dobre.
Wystarczy zaprosić jakichś radykalnych eko-aktywistów.
Za takie podejście to tylko przy takim dniu jak dziś należy się rózga od Mikołaja.
Może Święty Mikołaj zrobiłby dzisiaj mieszkańcom taki mały prezent i zwiększyłby jeszcze na dziś wieczorem częstotliwość kursowania autobusów po Lublinie, bo na ZDiTM nie ma co liczyć? Święty Mikołaj powinien spełnić tę realizację, bo obecnemu ZDiTM to już nawet cuda nie pomogą. Kursy w niedzielę znowu będą co godzinę, ludzie zmarzną na przystankach, a władze wyjėbane mają.
Z drugiej strony należy się cieszyć, że „rozwojem” tego terenu nie zajął się np. Tęgi Łeb, albo budowniczy Hong-K0ngu przy Północnej, bo wówczas jedynymi reprezentantami tamtejszej zieleni pozostałby rdest i perz.
PS. 116.000 zł za 39 drzew (ok. 3k za szt.) to równowartość mniej więcej 60% zysku ze sprzedaży jednego typowego kurnika. A jeśli dewelo-burak zadał sobie trud sprzedaży tego urobku na opał (zamiast np. rozdawać go za friK0 zaprzyjaźnionym P0siadaczom kominków), to pewno jeszcze wyszedł na spory plus na tym dealu.
Kolejny po Bajkowskiego i mełgiewskiej 6 przypadek z nierealizowaniem na czas nasadzeń zastępczych. https://www.dziennikwschodni.pl/lublin/wycieli-duzy-dab-mieli-trzy-lata-na-posadzenie-nowych-drzew-tych-nadal-nie-ma,n,1000354078.html
Tym miastem rządzą jeszcze jacyś ludzie, czy już ufoludki bez mózgów?
https://jawnylublin.pl/swidnik-kupuje-autobusy-wodorowe-maluje-je-i-przekazuje-mpk-lublin/
.
A widziałem dzisiaj kolejnego piėrdolonego gruchota Jelcza w kierunku Świdnika i właśnie z numerem 5.
Gdzie te wodorowce, na San Escobar?
Nie śmiałabym się z eko-aktywistów. To właśnie dzięki ich protestom nie wycięto tam wszystkich drzew. A takie były pierwotnie plany dewelopera. Zaś co do drzew, które rzekomo zaciemniają osiedle – nikt nikomu nie każe tam mieszkać; zawsze można kupić sobie „apartament” w betonowej termitierze na totalnie wybetonowanym osiedlu. Quod libet.