6 minuty czytania • 28.02.2025 09:19
16 przestarzałych jelczy i kilka spraw w sądzie. To nam zostało po Warbusie
Udostępnij
Zarząd Dróg i Transportu Miejskiego chwali się sądową wygraną sporu o 6,5 mln zł z firmą Warbus. Kilka lat temu warszawski przewoźnik nagle przestał wozić w Lublinie pasażerów komunikacji miejskiej. Do tej pory MPK Lublin ma w taborze leciwe Jelcze, które kupił w trybie alarmowym. – Ta sprawa niczego nie kończy – komentuje nieprawomocny wyrok prezes Warbusa.
Ten artykuł powstał dzięki wsparciu finansowemu naszych Czytelników.
Rok 2019, lipcowy poranek w Lublinie. Ludzie stoją na przystankach, ale ich autobus nie przyjeżdża. Dzieje się tak, bo jeden z prywatnych przewoźników zrywa umowę z ówczesnym Zarządem Transportu Miejskiego. Nagle na ulicach Lublina zabrakło 24 autobusów, w tym 16 przegubowych. Braki są odczuwalne na wielu popularnych liniach. Niekiedy odstępy między kursami wynoszą 1,5 godziny. Ludzie są wściekli.
Firmą, która wypowiada umowę, jest warszawska spółka Warbus.
Przewoźnik czuł się rolowany
Urzędnicy starają się działać. Szybko angażują inną firmę – Lubelskie Linie Autobusowe – która po kilku dniach wysyła na ulice swoje pojazdy i częściowo zastępuje Warbus na dziewięciu liniach. Kryzys jednak trwa. Jest tak poważny, że trzeba zmienić trasy niektórych linii autobusowych i trolejbusowych, by ludzie mieli czym dojechać do pracy.
Tu warto podkreślić, że choć w Lublinie jest miejski przewoźnik – MPK Lublin – to pasażerów wożą także prywatne firmy na zlecenie organizatora transportu. Kiedyś był to Zarząd Transportu Miejskiego, teraz to Zarząd Dróg i Transportu Miejskiego. Prywatne firmy wyłaniane są w przetargach i właśnie takie postępowanie Warbus wygrał w 2016 roku. Czemu po zaledwie niespełna trzech latach zrezygnował? Warszawska firma uznała, że ZTM niekorzystnie waloryzuje stawki za przejechane kilometry. Z kolei urzędnicy odpowiadali, że te same zasady dotyczą wszystkich przewoźników, a zastrzeżenia ma tylko ten jeden.
ZDiTM chwali się wygraną, ale…
Szybko po zażegnaniu komunikacyjnego chaosu pojawił się nowy problem. Warbus zaczął domagać się od ZDiTM za swoje usługi kwoty 6,5 mln złotych. Chodziło właśnie o nieprawidłowy, zdaniem spółki, sposób naliczania waloryzacji.
– Sąd Okręgowy w całości oddalił powództwo, uznając, iż sposób waloryzacji dokonywany przez Gminę Lublin był prawidłowy. W ocenie sądu całość okoliczności sprawy, interpretacja zapisów umowy oraz zebrany materiał dowodowy przemawiały na korzyść pozwanego, ZDiTM w Lublinie. Jest to kolejna już sprawa wygrana przez ZDiTM, z powództwa spółki Warbus przeciwko Gminie Lublin, w imieniu której działa ZDiTM – ogłasza w wydanym w tym tygodniu komunikacie Zarząd, przytaczając słowa mec. Justyny Ćwirty-Jelonek, radczyni prawnej ZDiTM.
A Grzegorz Malec, dyrektor ZDiTM, nie kryje satysfakcji z wyroku. – Kończy to pewien etap sporu ze spółką Warbus, którego konsekwencje niestety najbardziej odczuli pasażerowie naszej komunikacji miejskiej i którego reperkusje odczuwamy do dzisiaj.
W komunikacie nie pada jednak informacja, że jest to wyrok nieprawomocny. Gdy zwracamy uwagę na ten szczegół, rzeczniczka ZDiTM Monika Fisz mówi, że dziennikarze mogli przecież o to zapytać.
Warbus: Zostaliśmy zajechani przez miasto
Wyjaśnijmy, że nie było to pierwsze i nie będzie ostatnie sądowe starcie na linii Warbus i ZDiTM. Sprawa jest wielowątkowa. ZDiTM chce jeszcze od Warbusu zapłaty kar umownych w wysokości 7,5 mln zł za nagłe zaprzestanie świadczenia usług.
– Część kwoty wskazanych kar umownych nałożonych przez ZDiTM w Lublinie została pozyskana z zabezpieczenia należytego wykonania umowy wniesionego przez Warbus – w kwocie ponad 3,6 mln zł. Pozostała kwota kar niezapłaconych przez spółkę Warbus to ponad 4,8 mln zł. ZDiTM wystąpił z powództwem przeciwko spółce Warbus o zapłatę pozostałej kwoty nieuiszczonych kar umownych, aktualnie i w tej sprawie toczy się postępowanie przed Sądem Okręgowym w Lublinie – informuje Monika Fisz.
Z kolei Warbus chce od Lublina blisko 3,7 mln zł zatrzymanych z zabezpieczenia i niemal 89 mln zł „m.in. z tytułu umów leasingowych zawartych przez spółkę Warbus czy zaległych wynagrodzeń pracowniczych spółki„.
Warbus zamierza też odwołać się od wyroku, którym chwali się teraz ZDiTM. I wcale nie nazywa go „przełomowym”.
„ZDiTM Lublin stosował i stosuje prawdziwą waloryzację wzrostu kosztów przewozowych we własnej spółce MPK, czyli waloryzacja obejmuje 100 proc. kosztów przewozowych zawartych w stawce, a w przypadku spółki Warbus waloryzował jedynie 30 proc. kosztów” – pisze w oświadczeniu Paweł Szymonik, dyrektor generalny i prokurent Warbusu. I wylicza, że gdyby zgodziła się na takie warunki, to spółka miałaby dopłacić kilka milionów złotych do umowy z miastem. W rozmowie z Jawnym Lublinem, dyr. Szymonik mówi wprost, że jego firma została „zajechana przez miasto„.
„Pomimo tego to ZDiTM Lublin ma odwagę twierdzić, że to my próbowaliśmy wyłudzić pieniądze od miasta Lublin. Pragniemy zauważyć, iż nigdzie w umowie nie było zapisów, aby w tak pokrętny sposób dokonywać waloryzacji” – czytamy w oświadczeniu. „Ta sprawa niczego nie kończy, a można nawet stwierdzić, że dopiero rozpoczyna nowy rozdział tego sporu” – dodaje dyrektor, który chce również przeniesienia sporu do innego miasta. – W naszej opinii sądy lubelskie nie są właściwe do orzekania w żadnej ze spraw, które dotyczą Urzędu Miejskiego w Lublinie, gdyż budzą wiele naszych wątpliwości co do ich bezstronności – podkreśla.
Dziś Warbus, jak przyznaje Szymonik, nie prowadzi działalności operacyjnej, nie zatrudnia pracowników, a w październiku zeszłego roku stracił status podatnika VAT. W rejestrze sądowym ostatnie sprawozdanie finansowe spółki jest za 2019 rok, czyli okresu, kiedy nagle – z powodu utraty płynności finansowej – wycofał się z Lublina, ale też Elbląga i Obornik, w których również świadczył usługi transportowe. Już wówczas spółka raportowała stratę netto wynoszącą 1,8 mln zł (w 2018 była jeszcze większa – 4,5 mln zł).
Jelcze na pamiątkę
Co nam zostało w Lublinie po Warbusie i tej aferze? To 16 jelczy M121I4. MPK Lublin kupiło 28 takich pojazdów właśnie ze względu na wypowiedzenie umowy przez Warbus. Kiedy w 2019 roku trafiły z MZA Warszawa na nasze ulice miały już po 11-12 lat. Teraz mają po 17-18 lat. Najważniejsze jednak jest to, że jelcze miały być na chwilę, aby załatać dziury w rozkładach. A kursują do dziś.
– Obecnie w gotowości mamy 12 jelczy, które na co dzień obsługują linie. Natomiast dwa autobusy zostały odstawione i jest wstępna decyzja o ich kasacji, a dwa służą jako pojazdy do nauki jazdy (w ramach naszych bezpłatnych szkoleń dla kierowców) – informuje Weronika Opasiak, rzeczniczka MPK Lublin.
I dodaje, że jest plan rezygnacji z tych pojazdów: – Jelcze M121I4 zostaną wycofane z eksploatacji w przyszłym roku, po dostawach nowych autobusów wodorowych i hybrydowych – zapowiada.
Chodzi o naprawdę duże zakupy. 31 grudnia 2024 roku MPK zdecydowało, że kupi 20 autobusów wodorowych marki Arthur Bus i wyda na to 64 mln zł brutto. Finalizuje też przetarg na 20 autobusów hybrydowych. Jedyną ofertę złożył Solaris, który oczekuje za pojazdy (plus dwie stacje ładowania) niemal 72,6 mln złotych.
Na zdjęciu: Jelcze, stare pojazdy, które na ulicach wyraźnie się wyróżniają miały być tylko na chwilę (Fot. Klaudia Kowalczyk)
Pomóż i wpieraj Jawny Lublin
nr konta: 71 1090 2590 0000 0001 4947 2615
zostań patronem: patronite.pl/jawnylublin
szybki przelew: jawnylublin.pl/wplacam
paypal: [email protected]
1,5% podatku: KRS 0000428743
Kiedy będą jeździć te wodorowe autobusy bo podusimy się od spalin w tych starych.
Warto zauważyć, że „zajechanie Warbusa” wpisywałoby się całkiem nieźle w strategię wygaszania zbiorkomu w Dziadogrodzie. Przypadek?
Oczywiście zbyt mało wiem o sprawie, żeby twierdzić, że rathausowcy dociskali warbusowi śrubę z myślą właśnie o takim finale, ale niemniej taka konkluzja może się nasuwać, widząc jak od tamtej pory zaorywanie konsekwentnie postępuje.
@zipper w 2099 roku, tak jak na piątce miały jeździć wodorowce. Dalej się nabierajcie na chorą propagandę ZDiTM, oni się wam bezczelnie śmieją w twarz, a wy im bezgranicznie wierzycie. Na 34 gruchot, na 25 gruchot i oni chcą dążyć do zachodu Polski.
Tiaaaa bo jelcze które nas uratowały to wielki problem, chciałbym lecz przypomnieć, że gdyby nie jelcze to komunikacja była by w rozwałce. A nawet są przypadki kiedy jelcze wyjeżdżały w zimie ponieważ wyjeżdżały za elektryki które no niestety nie dawały rade w takich warunkach.
Rocznikowo Jelcze są z tych samych lat co Solarisy Urbino 12 i Mercedesy Conecto. Większość Solarisów jest w okropnym stanie technicznym, poszczególne egzemplarze Mercedesów też (np. #2310, #2318). Jelcze dosłownie ratują obecne rozkłady. Przez ich prostotę budowy są strasznie łatwe w naprawie, a dostępność części nie jest taka zła jak może się wydawać. Jedyną rzeczą do jakiej można się przyczepić jest to, że mają wysoką podłogę za drugimi drzwiami, ale czy na prawdę wejście po dwóch stopniach jest takim wielkim wyzwaniem? Ludzie jakoś po schodach do mieszkań wchodzą, więc 2 stopnie w autobusie nie powinny być problemem.
Słowem końca: Jelcze to był świetny zakup biorąc pod uwagę w jakiej sytuacji znajdował się miejski przewoźnik znajdował się w 2019. Gdyby Jelczy dziś nie było, bylibyśmy w jeszcze większej d*pie niż obecnie.
@krośrozumny ale rozumiesz, że mamy 2025 rok, a nie 2008, pokaż mi w Krakowie takiego złoma, bo ja nigdy nie widziałem, będąc tam. Ani klimatyzacji ani biletomatu, jak można zachwalać to gówno.
Dwa stopnie to nie problem, ale jak matka z wózkiem czy starsza osoba wchodzi, to już problem jest. Nie mówiąc o tym, że te Jelcze wyją jak stare odkurzacze, nie mają klimy, a ich zawieszenie to jedno wielkie „rzuć się na podłogę i płacz”. Pojedzie do cywilizowanych europejskich miast jak Kraków czy Wrocław i zobacz, jak powinna wyglądać komunikacja miejska w XXI wieku. A jak Jelcz pasuje, to kup se go na własność i trzymaj pod blokiem.
.
Niby „uratowało MPK”?! Nie, qurwa – MPK jest w tej sytuacji, bo je zadłużono! A kto za to odpowiada? Tomasz Fulara, mistrz ekonomii po lubelsku, który najpierw wpędził MPK w długi, a teraz siedzi na ciepłej posadce w Ratuszu i ma wywalone. Teraz my mamy skutki tego „zarządzania” – stare złomy, rozkłady robione na odpjerdol i kradzieże kursów. Jeszcze te często porysowane szyby – niektóre wyglądają, jakby ktoś na nich wytatuował historię swojego życia scyzorykiem.
@. a co ma piernik do wiatraka zresztą po co komu klimatyzacja, można otworzyć każde okno i jest przewiem, zresztą dlaczego nie zostało tutaj napisane o złomach w postaci Solaris Urbino III z 2008r. ?
To że w każdym cywilizowanym mieście klimatyzacja w autobusach to standard, a nie luksus dla burżujów. Pojedź do Gdyni – żadnego gruchota jak w żukowym mieście, zero, nic, null. Latem – wciągasz gorące, zakurzone powietrze. A co do Solarisów z 2008 roku przynajmniej są niskopodłogowe.
@. matka z wózkiem zazwyczaj wsiada do drugich drzwi, bo tam ma wydzieloną „rzeźnię” specjalnie dla wózków czy wózków inwalidzkich jeśli się taki inwalida przytrafi, a drugie drzwi mają niską podłogę, jeśli chodzi o osobę starszą zawsze można pomóc albo poczekać by na spokojnie sobie wsiadła. Widzę, że jak usłyszysz słowo klucz: Jelcz, używka, połowicznie tak naprawdę wysoka podłoga to jest automatycznie złomem! Co z tego, że wyją? w końcu spalinowy autobus to chyba normalne. Klima? to jest dosyć ciekawa kwestia, bo akurat ja trochę odwiedziłem trochę innych miast tj. Warszawa czy Gdynia i spotykałem się z sytuacja, gdy były upały to w NOWOCZESNYM AUTOBUSIE Z KLIMATYZACJA, było gorąco, bo albo nie dawała rady albo nie działała, tak też jest podobnie w Lublinie. Przykładowo Autosany, są przecież o wiele młodsze od Jelczy, a o klimatyzacji? Można pomarzyć, wiecznie się w nim grzejesz, jest ich dobre ok. 50 sztuk, a trafić na Autosana z działająca klimatyzacja? To marzenie. Podobnie jest w jeszcze zdecydowanie młodszych Ursusach, gdzie taka sytuacja jest zazwyczaj podobna, jednak ich jest na szczęście mniej. W Jelczu wystarczy pootwierać okna, bo są przesuwne, więc idealna przepustowość powietrza i chłód. To te wozy uratowały kawałek armagedonu po Warbusie, który i tak dalej trwa, jednak trochę poprawiło sytuację jaka była w okresie 2020-2024r. Kolejna sprawa widzę częściej nowoczesniejszy wóz z awarią niż starsze z 2008-2009 roku. Solarisy Urbino z 2008 roku ze stanem są jeszcze gorsze niż Jelcze, a jedyny argument? Niska podłoga, trochę zabawne, bo o ich stanie nic nie wspomniałeś. Też ważne, nie mam na celu tutaj powiedzieć, że stare to lepsze i tylko stare, oczywiście trzeba wymieniać tabor, jednak rozpisywanie przetargów, rozstrzyganie oraz produkcja autobusów trochę trwa, więc wystarczy cierpliwie czekać, jednak potem żeby się nie okazało, że te nowe autobusy po raz kolejny pokażą jak są słabe jakościowo i będzie musiał je ratować na linii stary pojazd… przykładem są tego Ursusy i ArthurBusy, gdzie one częściej stoją niż jeżdżą. 🙂
34 miało być 15:48, przyjechało 15:46 z Montażowej 01 w kierunku ul. Żeglarskiej. Następne rozkładowo 16:18. Po chüj ten cały teatrzyk z rozkładami, skoro autobusy jeżdżą, jak im się podoba.
A w 155 z numerem pojazdu 3887 nie działa lektor wymawiający przystanki. Też nie ma komu naprawić, każdy ma w dùpie.
Jaktakmożna
Dla mnie wystarczy, że głosowałeś na żuka 7 kwietnia i to już jest powód, że nie będę kontynuował dalszej rozmowy z tobą.
@. bardzo konstruktywna odpowiedź na moje argumenty, a raczej ich brak, tylko jakiś beznadziejny komentarz stwierdzający nic, miłego płakania w poduszkę dalej.
E! Jak te Jelcze są takie „cudowne”, to czemu radne Lublina z klubu Żuka wolą jechać samochodami, a nie tym cudownym, komfortowym złomem, który rzekomo wszyscy mamy kochać? Oni mają eleganckie auta, a my mamy jeździć tym syfem. Autobusy wodorowe na linii numer 5! Gdzie one są, które tak obiecywało ZDiTM?
.
W Krakowie jeżdżą autobusy elektryczne „Z MYŚLĄ o mieszkańcach” (wiem, bo widziałem), ale tutaj się nie liczy z mieszkańcami, co pokazuje każdy tydzień mieszkania w tym grajdołku. Jelcze, których dźwięk przypomina agonię traktora, siedzenia są twarde i niewygodne jak beton, a klima? Przecież „okna można otworzyć”. W upale 35 stopni to 'rozwiązuje’ problem. Weźmy takie PKS Biłgoraj, to co innego – tam pomimo gigadrożyzny (zaraz będzie kolejna podwyżka cen biletów na Biłgoraj i inne, daję 1-2 tyg.) w przejazdach chociaż coś jest ogarnięte, klimatyczne, coś, co przypomina, że podróż to może być przyjemnością, a na Krzczonów czy Bychawę jedziesz takim zardzewiałym złomem, w środku smród potu ludzi i upał, okna na oścież i ci wieje po plecach.
.
MPK kupiło te Jelcze, bo „załatały dziury w rozkładzie”. A teraz jeszcze ZDiTM tłumaczy, że to „tymczasowe”, bo w przyszłym roku ma pojawić się nowy tabor wodorowy i hybrydowy. Po tym całym bałaganie Warbus domaga się od miasta 6,5 miliona złotych, bo zdaniem tej warszawskiej spółki źle naliczali im waloryzację. Kürwa, powinni się zastanowić, jak skończyć tę sprawę i przejść do porządku dziennego, a nie wlec się za tymi pieniędzmi, jakby to miało pomóc w poprawie jakości transportu w Lublinie. Sąd oddalił ich pozew, no ale nie ma się co cieszyć, bo to i tak wciąż jest nieprawomocne. Więc wyrok może być zmieniony, a my jako pasażerowie, zawsze na końcu tego całego marazmu, będziemy czekać w kolejnych zardzewiałych Jelczach, które miasto kupiło na „chwilę” z alarmu.
.
Zamiast zainwestować w coś sensownego, to ci nadal się cieszą tymi 17-18-letnimi gruchotami. Wszystko skutki uboczne niejakiego Fulary. MPK to spółka źle zarządzana od lat. Ogromny dług spółki, szybko starzejący się tabor. A były już prezes MPK zostaje wiceprezydentem miasta, w „nagrodę”. Dług rósł w zastraszającym tempie, a tabor, no cóż dramat. No i zamiast się wziąć za to, żeby zrobić z tzw. „komunikacji w Lublinie” coś sensownego, to oni tylko patrzą na to, jak się można obłowić z miejskich pieniędzy.
.
Wozy MAJĄ być przystosowane do norm UE. Mają być niskopodłogowe i z klimatyzacją. Na FB JL ktoś napisał, że „Kiedyś były wozy tylko wysokopodłogowe, nikt nie płakał.”
Kiedyś nie było łazienek, nie było elektryczności, nie było i nie potrzebowaliśmy nowoczesnych samochodów – bo co? Bo to byłoby za drogie? Tak samo z autobusami – gurwa, komunikacja powinna być dostosowana do współczesnych czasów.
Inni wciskają brednie, że Jelcze „lepsze”, bo przynajmniej jeździ „częściej”, a te nowe, w pełni przystosowane wozy to niby „nie przyjeżdżają”. To tylko w Żukolandzie – kupić tabor w 2019 roku „na chwilę”, która ta „chwila” trwa już 6 lat.